[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joachim wstał z miejsca.
Tak, ser.
I co?
Upiera się przy swoim, ser.
Dziękuję, Joachimie.
Stary westchnął ciężko i zmarszczył brwi. Ujął pióro i zaczął obracać je w palcach. Myślał
nad czymś intensywnie.
Gupta odezwał się.
Tak, sahib?
Powiedz im.
Hindus wstał z miejsca i lekko się pokłonił. Miał na sobie brudny, znoszony strój podróżny
pachnący mokrą ziemią, błotem i nocnym powietrzem. Wyglądał tak, jakby do zamku przybył nie
dalej niż przed godziną.
Chudzielce zaatakowały i zdobyły fort Korporacji. Była z nimi kobieta w białej sukni i
rycerz z czarnym ptakiem w herbie.
Bram poczuł się tak, jakby wielki ciężar właśnie spadł mu na pierś. Przez cały czas gdzieś
głęboko w sercu tkwiło w nim ziarnko nadziei, że to co przeżył i widział było szaleńczym
majakiem. Zrozumiał, dlaczego Joachim groził mu w celi nożem. To był ostatni sprawdzian.
Stary chciał się przekonać, czy nawet pod grozbą śmierci będzie się upierał, że opowiedział im
prawdziwą historię. Jeśli przyznałby się do kłamstwa, może dałoby się wyjaśnić obecność wśród
chudzielców ubranej na biało kobiety w jakichś inny, bardziej racjonalny sposób.
Wszyscy poza Joachimem, Guptą, jego towarzyszem i Starym z niedowierzaniem spoglądali
to na Holendra, to na Hindusa, to na pana zamku. Ellen otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale
zaraz je zamknęła. Polak zaś podniósł pięść do ust i zagryzł ją niemal do krwi.
A dziewczynka? zapytał nagle Lisiecki Była z nimi?
Stary dał Hindusowi znak, żeby odpowiedział na to pytanie. Gupta zwrócił się do swojego
towarzysza i wymienili kilka zdań w swoim języku, przypominającym odgłos, jaki wydaje
człowiek chodzący po rozbitym szkle.
Chyba ją widzieliśmy. Ale nie jesteśmy pewni, sahib przetłumaczył Gupta i usiadł.
Zapadła cisza. Każdy potrzebował chwili, żeby przemyśleć to, co właśnie usłyszał.
Musimy wysłać gońca do Kazni odezwała się Ellen. I ogłosić mobilizację. Ojcze?
Stary potrząsnął głową, jakby nie zrozumiał słów córki.
Gońca? Mobilizację?
Według Brama księżna Izabela, jeśli dalej możemy ją tak nazywać, zapowiedziała że po
zniszczeniu fortu Korporacji wyruszy na Kazń. Wiesz ojcze, że miasto nie jest przygotowane do
oblężenia. Nie mają zapasów, porządnych murów, wojska. Jest tylko Siren, jego kilku zastępców.
Jeśli ich nie ostrzeżemy, chudzielce pożrą całe miasto. Jeśli zaś nie ruszymy im z odsieczą,
również zginą. Musimy ruszać do walki, ojcze. Nie mamy innego wyjścia! tłumaczyła
gorączkowo dziewczyna.
Joachim sapnął, poruszony tą przemową. Gupta pokiwał głową. Tylko Lisiecki tkwił
nieporuszony i wpatrywał się w Starego. Rycerz odłożył pióro i położył dłonie na stole. Rozłożył
szeroko palce. Bram widział, że drżą, a Stary próbuje bezskutecznie je poskromić.
Niczego takiego nie zrobimy powiedział, grobowym tonem. Nie wyślemy do Kazni
gońca, nie ruszymy im z odsieczą.
Ellen poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę ojca. Ten zaś nagle cały poczerwieniał i
walnął pięścią w stół.
Siadaj! ryknął.
Przestraszona dziewczyna podskoczyła. Niepewna, co ma robić, rozejrzała się wokoło
szukając wsparcia, ale nie znalazła go u nikogo.
Chudzielce zrobią z Kaznią to samo, co zrobiły z Saint Paris wyszeptała.
Siadaj wycedził jej ojciec.
Joachim chwycił ją za ramię i posadził na ławie. Nie protestowała. Najwyrazniej czuła, że
niewiele wskóra. I rzeczywiście, patrząc na Starego nietrudno było odnieść wrażenie, że rycerz
decyzję podjął już wcześniej i nie ma zamiaru jej zmienić.
Dlaczego? zapytała cicho Ellen.
Starzec zignorował ją.
Jaką dewizę ma twój ród? zwrócił się do Brama.
Będę bronić Kła .
Starzec pogładził się po brodzie.
To dobra dewiza orzekł. Nasza brzmi: Nie będę palił kościołów . Wiesz, dlaczego?
Nie.
Jest takie stare ziemskie przysłowie: Złamać dane słowo to jak spalić kościół. Zawsze
byliśmy posłuszni naszej dewizie. Zawsze Stary uśmiechnął się smutno Mój ojciec, matka,
dziadkowie, pradziadowie. Złożone przez nas słowo było jak skała! Nie będę pierwszym, który to
zmieni.
Ojcze... jęknęła Ellen, która chyba już wiedziała, do czego zmierza Stary.
Złożyłem przysięgę wierności księciu Johanowi, jego małżonce księżnej Izabeli i ich
potomkom ciągnął niezrażony Stary I ta przysięga dalej obowiązuje. Dlatego nie ruszymy
się z zamku, nie ruszymy na odsiecz Kazni, nie ostrzeżemy ich. Nie podniesiemy naszych mieczy
przeciwko księżnej Izabeli. Jedyne, co możemy zrobić, to czekać, aż nasza księżna wezwie nas
do siebie.
To szaleństwo powiedział Bram.
To honor odpowiedział mu błyskawicznie Stary Coś, o czym wy, Holendrzy, nie
macie pojęcia.
Wybiją całe miasto! Prawie tysiąc osób, jeśli nie więcej!
Jeśli życzy sobie tego moja księżna, to tak się stanie.
Bram poderwał się z miejsca. Ruszył do Starego, ale drogę natychmiast zastąpił mu Joachim,
którego cała życzliwość do Holendra znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
zastąpiona przez tradycyjną wrogość. Sekundowało mu dwóch wartowników.
Odsuńcie się rozkazał im Stary Potrafię się jeszcze obronić!
Posłusznie, ale niechętnie, ustąpili Bramowi. Holender mógł spojrzeć Staremu w oczy i
ujrzał w nich tylko zimną, niewzruszoną stal.
Chcę jechać do Kazni zdecydował Bram. Nie możesz mnie zatrzymać.
Tutaj się mylisz mruknął Stary i wykrzywił usta w grymasie, który miał udawać
uśmiech Ale nie, nie zamierzam cię powstrzymywać.
Jadę z nim wtrącił się Lisiecki.
Rycerz zerknął na Polaka i kiwnął głową.
Jesteś pewien? zapytał jeszcze Wiesz, że jesteś zawsze u mnie mile widziany.
Jestem pewien potwierdził Lisiecki.
Holender podziękował mu, a potem spojrzał znacząco na Ellen. Dziewczyna najpierw
spuściła głowę, zastanowiła się przez chwilę, a potem potrząsnęła nią przecząco. Kiedy podniosła
wzrok, miała łzy w oczach.
Nie... Nie... wyszeptała, zaciskając nerwowo dłonie na swoich kolanach.
Nie dostaniecie od nas koni ostrzegł ich Stary. Tylko wasze rzeczy i trochę
żywności. Ale niewiele.
Nie potrzebujemy twojej łaski oświadczył dumnie Bram. Na te słowa Lisiecki
roześmiał się szyderczo.
Pieprzysz, Bram. Oczywiście, że potrzebujemy. Bierz, co ci dają i potem całuj jeszcze
Starego w ręce, że w ogóle pozwala nam wyruszać powiedział i potem zwrócił się
bezpośrednio do rycerza Dziękujemy. Trochę kaszy i chleba powinno wystarczyć.
Dostaniecie. Joachim o to zadba.
Stary skończył mówić i widać po nim było, że wpatrzony w Lisieckiego bije się z myślami.
Wreszcie sięgnął po pióro i na czystej kartce papieru napisał kilkanaście słów.
To mała przysługa, której mogę wam udzielić, nie łamiąc słowa danego księżnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]