[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pokazałem turystom starą fortecę i wróciliśmy do domu.
- Kręciłeś kółka nad Fortecą Czarownika i nagle zwiałeś? - dociekał Costeza.
- Forteca Czarownika? - krzyknąłem. - Czemu się tak nazywa?
- Podobno w początkach XIX wieku powstała tam jakaś sekta kultu voodoo. Jej resztki
utrzymały się do czasu inwazji Amerykanów na Haiti w 1915 roku.
- Utrzymali się ponad sto lat? - dziwiłem się.
- Potrzebny był pułk marines, żeby wybić ich resztki - przyznał Costeza. - Co z tą
ucieczką?
- Skończyło mi się paliwo - Sword powiedział półprawdę.
- A co pana sprowadza na wyspę? - kapitan zwrócił się do mnie.
- Dominikana to nie Stany Zjednoczone... - zacząłem.
-A Haiti to nie Miami, panie Daniec - wtrącił Costeza. -Są miejsca, gdzie władza pana
Bytesa się kończy. Radzę o tym pamiętać w czasie wycieczek krajoznawczych - kapitan chciał
się pożegnać.
- Moment, co z tymi rozbitkami? - spytał Sword.
- Zginęli, właściwie zaginęli. Znalezliśmy pańską bójkę, tę podartą kurtkę i
przestrzeloną tratwę ratunkową.
- Szukaliście piratów?
- W okolicy nie było żadnego podejrzanego statku.
Kapitan Costeza wyszedł z biura i wrócił na swój okręt.
- Co się stało z rozbitkami? - pytałem Sworda. - Baron ich zabił?
- Raczej porwał dla okupu - powiedział urzędnik dotąd siedzący w milczeniu. - To
normalne. W porcie płetwonurek wywierca w poszyciu jachtu dziurę, przez którą sączy się
woda. Aajba wypływa w morze, nabiera wody i wtedy pojawiają się piraci podający się za
rybaków. Oferują pomoc. Zabierają załogę, a jacht sam tonie. Wcześniej z pokładu piraci
zabierają cenne wyposażenie. Potem rodzina dostaje telefon z propozycją nie do odrzucenia.
- Chodzmy, Pawle - Sword wyciągnął mnie z biura. - Drinka? - zaproponował
odwiedziny w kafejce.
- Zostanę przy soczku - powiedziałem godząc się na zaproszenie.
Siedzieliśmy przy barze. Sword śledził każdy ruch zgrabnej barmanki ubranej tylko w
dwuczęściowy, skąpy strój kąpielowy i krótką spódniczkę z materiału ciasno owiniętego
wokół jej bioder.
- Przyjrzymy się załodze  Patriote - powiedział Sword, gdy przestał kontemplować
kształty dziewczyny. - Powinni niedługo przypłynąć.
Zamówiliśmy posiłek, smażoną rybę z ryżem, i czekaliśmy.
- Pan Paweł Daniec? - barmanka zaprosiła mnie do telefonu.
- Tu Bytes - usłyszałem. - Rozmawiałem z synem przez radio.
- Tak?
- Będą w porcie wieczorem, za trzy godziny. Może wypłyniemy o północy i na rano
dopłyniemy do zatoki?
- Zdążymy?
- Na żaglach, z pewnością.
- Bruce mówił, czemu nie pomogli rozbitkom?
- Podobno wszyscy spali, a Syd i Bud uznali, że to pułapka piratów.
- Co robili po tamtej stronie wyspy?
- Sydowi pomyliły się kierunki.
- Willy, wierzysz w to?
- Kończy się czwarty dzień, zostało ich jeszcze sześć. Mamy lepsze wyjście?
Porozmawiamy na kolacji z Raiderem i zobaczymy, czy mówi prawdę.
Powtórzyłem Swordowi rozmowę. Ten tylko roześmiał się.
- Albo ten Syd to totalny osioł, albo kłamią - powiedział. - Pogratulować załogi.
Pożegnałem Sworda podając mu jednocześnie porę spotkania z Raiderem. Poszedłem
do swojego pokoju spakować plecak z ubraniami na zapas. Do kolacji nie mogłem odnalezć
ani Willy ego, ani Alison. Siedziałem więc na balkonie, piłem czarną kawę i myślałem nad
wydarzeniami dnia.
Odnaleziona przez nas zatoka wydawała się tą, która kryła skarb. Stara hiszpańska
twierdza zapewne była kiedyś zdobyta przez piratów i wtedy ich kapitan ukrył tam skarb.
Potem morscy rozbójnicy zginęli albo dostali się do niewoli. Nie znaliśmy okoliczności, w
jakich szaman Słoneczny Wilk odnalazł mapę, ale wydawało mi się, że wrócił tu po złoto.
Wskazywała na to nazwa fortecy, którą zajęła tajemnicza sekta. Kto wie, czy jej założycielem
nie był indiański szaman? Początek XIX wieku dla Haiti to czas wojny domowej, zawieruchy,
niepokojów. Jacyś ludzie mogli szukać tam schronienia. Ciekawe tylko, czy w czasie pobytu
Zieleniewskiego na wyspie był tam francuski czy murzyński garnizon. Pewnie powstańczy, bo
skąd na plantacji tak szybko pojawiła się kawaleria. To wskazywałoby jednak na jakieś
przejście z zatoki na resztę wyspy.
Zerknąłem na zegarek. Już była pora, by zejść do restauracji. Założyłem lekką
marynarkę, białe spodnie, koszulę i mokasyny.
Bytes i Alison byli ubrani nadzwyczaj elegancko.
- Dziś wieczorem zaplanowano wieczór klubowy, będą stare, amerykańskie standardy
- wytłumaczyła mi Alison.
- Raider dzwonił, że już jedzie - dopowiedział Bytes.
- A Bruce?
- Podobno śpi zmęczony chorobą morską.
Na salę wszedł Sword, także w marynarce i nawet w krawacie luzno zawiązanym pod
szyją. Kilka minut po nim przybył Raider. Może mniej elegancki, ale dla nadania sobie
powagi założył czapkę kapitańską.
- Ja ciebie znam! - powiedział na widok Sworda.
Byłem gotów do interwencji, spodziewając się jakiejś rozróby. Sword przyjrzał się
Raiderowi.
- Panama, desant na lotnisko, wiozłem bandę zestrachanych zwiadowców z marines -
zażartował Sword. - Trzęśli portkami na odgłos każdego strzału, ale potem w barach
zachowywali się jak John Wayne.
- Kto wisiał tylko kilka sekund w powietrzu, bo się bał dostać parę kulek w kadłub? -
odpowiedział tym samym tonem Raider. - Część chłopców ledwo zdążyła wyskoczyć nad
celem.
- Raider?
- Sword?
Obaj jak starzy przyjaciele rzucili się sobie w ramiona.
- To przy kolacji przeżyjemy całą kampanię w Panamie, a potem wysłuchamy
opowieści o tamtejszych barach - westchnęła Alison.
Trzeba przyznać, że miała rację. Sword i Raider stracili zainteresowanie nami. Skupili
się najedzeniu, piciu i opowieściach zaczynających się od słów:  A pamiętasz... .
- O której wypływamy? - Bytes zdążył wtrącić pytanie.
- O drugiej w nocy - odparł Raider.
Willy i Alison wkrótce przenieśli się na parkiet. Szukając świeżego powietrza
wyszedłem na taras. Chwilę potem dołączył do mnie Sword.
- Nie płynę z wami - oznajmił.
- Boisz się piratów?
- Nie.
- Nie za to ci płacą?
- Nie, Raider jest najlepszy, z nim nic wam nie grozi - Sword przyjacielsko poklepał
mnie po ramieniu i odszedł chwiejąc się.
Jego nieświeży oddech świadczył o tym, że jutrzejszy ranek spędzi
najprawdopodobniej na poszukiwaniu zródeł czystej, pozbawionej jakiegokolwiek alkoholu
wody. Miałem żal do wszystkich. Misję, która miał służyć odnalezieniu lekarstwa dla Pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl