[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I chciała zawołać za swoim kapitanem.
Ale z jej ust nie wydobył się żaden dzwięk.
pona
ous
l
a
d
an
sc
ROZDZIAA DWUNASTY
Pełnia księżyca nie tylko otumaniła go, również po prostu ogłupiła. I
było to jedyne usprawiedliwienie dla tego, co zrobił.
Co ona sobie pomyśli! Nie miał prawa ot tak, bez uprzedzenia, jej
całować. Ale czy takie rzeczy regulują jakieś prawa? Zrobiłby lepiej, gdyby
się do niej nie zbliżał. A jednak może dobrze, że się zbliżył? Emma z zapałem
oddawała pocałunki...
Jak długo będę tak hamletyzował? - skrzywił się.
Westchnął i pokiwał głową. Cóż, to, co się przed chwilą stało, stanowi
przynajmniej dowód, że jego rekonwalescencja czyni postępy.
Kiedy obudził się rano, uznał w pierwszej chwili, że w ogóle nie pokaże
się na pokładzie. Bo jakże spojrzy Emmie w oczy? W istocie zawiódł ją, i to
aż na dwa sposoby. Po pierwsze, naruszył jej prywatność. Po drugie,
rozbudził ją, rozognił - a potem opuścił.
Skarcił się jednak za tchórzostwo: dlaczego miałby się nie pokazywać?
A poza tym... Z góry, z  saloniku" dolatywały takie rozkoszne zapachy!
Widać ona już tam urzęduje i przyrządza śniadanie. Dokończył toalety, ubrał
się i zaczął wstępować na schody. Kiedy stanął przed Emmą, znów stracił
kontenans. Jak tu postąpić, pomyślał, może najlepiej będzie udawać, że
wczoraj nic się nie stało?
Przyjął z jej rąk kubek kawy i podszedł do okna.
- Piękny dzień - powiedział. - Ani za gorący, ani za zimny... I co,
zamierzasz dziś dalej harować na tym wraku kuzyna?
Emma zamrugała.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Harlan zorientował się, że zrobił jej przykrość.
Wzruszyła ramionami.
- Na wraku? Cóż, skoro Wayne niczego lepszego się nie dorobił...
Popracuję nad tą łodzią, dlaczego miałabym nią pogardzić?
- Nie dorobił się, bo nie chciał - postanowił brnąć dalej Harlan.
- Na pewno chciał! - Potrząsnęła głową. Odstawił swoją kawę. Poczuł,
że wstępuje w niego jakaś złość.
- Emmo, do licha! Kiedy przestaniesz wreszcie usprawiedliwiać tego
swojego kuzynka!
- Ale on kiedyś był...
- To są tylko przywidzenia! A fakty...
- Nie znałeś go kiedyś - przerwała mu.
- Wiem, wiem, już to powtarzałaś. W każdym razie ten, którego ja
znałem, był łotrem: tak ci powiem. Był pijakiem, narkomanem i właściwie
cud, że zginął sam, a nie z kimś do pary. Opuściła głowę, mrugając szybko
oczami.
Do diabła, pomyślał, chciałem nią może wstrząsnąć, ale nie chciałem jej
zranić.
No właśnie: zmierzał do tego, żeby się rozzłościła i przejrzała wreszcie
na oczy. Rozwścieczona, mogłaby się odwrócić na pięcie i pójść sobie gdzieś,
dlaczego nie. To też by było dobre.
Otóż to, uzmysłowił sobie. Chciałbym, żeby odeszła.
I zdziwił się. Dlaczego pragnie, by odeszła? Przecież chce, aby była tuż
przy nim, najbliżej jak się da.
No tak, to jest na pewno dalszy ciąg tamtego hamletyzowania.
Emma podniosła głowę. W oczach miała łzy.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Harlan poczuł się nieswojo.
- Nie chciałem ci zrobić przykrości... - zaczął. - Chcę tylko, żebyś
przestała żyć złudzeniami.
Otarła oczy.
- Kiedy prawda czasem bardzo boli. - Jej głos był słaby i drżał.
- Emmo...
Uniosła dłoń, aby go powstrzymać.
- W porządku. Wiem, że masz rację. Wayne zachowywał się pokrętnie.
Nie myśl, że nie dostrzegałam tego.
Ten drżący głos i wilgotne oczy całkiem rozbroiły Harlana. Poczuł, że
zamiast atakować, powinien był raczej ochraniać tę dziewczynę. Powinien jej
bronić przed złym światem.
Bronić jej? Zastanowiło go to odczucie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio
miał chęć kogokolwiek ochraniać. Zwykle uznawał, że ludzie dostają od losu
to, na co sobie zasłużyli. Nawet i sobie samemu nie współczuł, gdy popadł w
tarapaty w dżungli nikaraguańskiej. Ta ryzykowna przygoda nie była w jego
życiu pierwsza. Wiedział, że kiedyś noga mu się powinie. I w końcu tak się
stało. Trudno, potem wypadało odcierpieć brawurę. Zatem cierpiał. Męczył
się już od wielu tygodni.
Dlaczego wobec tego gotów był na opiekuńczy gest względem tej
kobiety? Co w niej takiego było, że gotów był potraktować ją inaczej niż
wszystkich dotąd, ze sobą włącznie?
Emma poruszyła się.
- Pewnie uważasz, że jestem głupia... - zaczęła i zaraz urwała, gdyż
pokręcił głową.
- Nie, wcale nie jesteś głupia. Powiedzmy, że byłaś tylko bardzo
pona
ous
l
a
d
an
sc
lojalna. Lojalność też ma swoją wartość.
Uniosła brwi.
- Jak to? Sam niedawno mówiłeś, że istnieje  delikatna granica między
lojalnością i ślepotą"...
- Może i tak - przyznał. - Rzeczywiście tak mówiłem. Jednak nieraz
nie sposób potępiać naszych bliskich, póki mamy choć cień nadziei...
Westchnęła.
- Cieszę się, że dochodzisz do takiego wniosku. Ale co do nadziei... Ja
już chyba w związku Wayne' em nie mam żadnej. Nic jej na to nie
odpowiedział.
- I w ogóle - podjęła - to boli, że niektórzy ludzie bywają aż tak inni,
niż myślimy.
Nowy kłopot, pomyślał. Co będzie, gdy ona odkryje prawdę o mnie?
Może jej się nie spodobać, że nie powiedziałem od razu, kim naprawdę
jestem.
Emma spojrzała na zegarek.
- No, chyba pora brać się do roboty.
Otworzył usta, aby jej zaoferować swoją pomoc. Ale nic nie powiedział.
Bo może lepiej nie narzucać się?
Patrzył, jak Emma schodzi po trapie na molo, i z zakłopotaniem
przeczesał palcami włosy.
Nie, jednak lepiej, żeby się w ogóle nie dowiedziała, kim jestem, uznał.
Wątpił, czy jej uczucia względem niego mogą być w ogóle pozytywne. Jak
zareagowała na jego widok, kiedy go ujrzała po raz pierwszy? Niezbyt
entuzjastycznie, dobrze to pamiętał.
Zresztą Harlan sam siebie nie lubił ostatnimi czasy, zwłaszcza gdy
pona
ous
l
a
d
an
sc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl