[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bione fantazyjnymi rzeŸbami i gobelinami przedstawiaj¹cymi sceny
z polowañ sławnych rycerzy na niedŸwiedzie, dziki i sarny. Ktoœ nie-
œmiało podszedł do niego i baron Ferndin, nie odwracaj¹c głowy,
usłyszał cichy, dr¿¹cy głos Egista:
– Mój panie, znalazłem takich dwóch, co trochê umiej¹ brzd¹-
kaæ na strunach... A dziewczêta s¹ gotowe, czekaj¹ za drzwiami!
– Dobrze, wezwij tych swoich muzykantów, a sam b¹dŸ w po-
bli¿u, bo mo¿e goœcie jeszcze czegoœ zechc¹.
Bocznymi drzwiami weszło dwóch młodych słu¿¹cych z pozła-
canymi harfami w rêku, ze strachem spogl¹daj¹c na nowego pana.
Goœcie powitali ich radosnymi okrzykami:
– No, wreszcie! Hej, dawajcie wina! Ale szybko!
Ferndin, bezgłoœnie poruszaj¹c ustami, kolejno zajrzał w oczy
obu młodzieñcom, którzy dr¿¹cymi rêkoma œciskali harfy, i odwró-
cił siê, straciwszy dla nich wszelkie zainteresowanie. Ale muzykan-
tów jakby ktoœ w jednej chwili odmienił: twarze ich zastygły, niczym
wyrzeŸbione z drewna uœmiechniête maski, a palce zrêcznie zaczê-
ły przebieraæ struny, ciesz¹c goœci starodawnymi biesiadnymi pieœ-
niami.
Podzwanianie kubków, œmiechy i niedwuznaczne okrzyki œwiad-
czyły o tym, ¿e prócz poczêstunku i muzyki goœcie jeszcze na coœ
niecierpliwie czekaj¹. Gospodarz wstał wiêc z wysokiego fotela, za-
gadkowo uœmiechn¹ł siê i trzykrotnie klasn¹ł w dłonie. Natychmiast
otworzyły siê szerokie paradne drzwi, po obu stronach których stali
nieruchomi stra¿nicy, i na œrodek sali wbiegli słudzy, nios¹cy ogrom-
ny, zwiniêty dywan. W jednej chwili rozło¿yli go na kamiennej podło-
dze i, bez przerwy kłaniaj¹c siê przycichłym goœciom, skierowali siê
do wyjœcia.
Muzykanci nagle umilkli i zrobiło siê całkiem cicho. Goœcie za-
marli z kubkami w rêkach i wpatrywali siê w otwarte drzwi, czeka-
j¹c na dalszy ci¹g przedstawienia.
Do sali weszło, podzwaniaj¹c orê¿em, kilku potê¿nych stra¿-
ników. Rozst¹pili siê i goœcie ujrzeli cztery młode dziewczyny, tul¹-
ce siê do siebie ze strachu. Gdy jednak Ferndin ledwie zauwa¿alnie
skin¹ł dłoni¹ i spojrzał na nie bacznie, drgnêły, jak pora¿one błys-
kawic¹, i lekkim krokiem, kusz¹co faluj¹c biodrami, podeszły do
dywanu.
– 151 –
Wszystko było tak, jak rozkazał Ferndin: zamiast zwykłych su-
kienek dziewczêta miały na sobie luŸne szaty z cienkiego jedwabiu,
zwi¹zane w talii srebrnymi sznurami; ich rozpuszczone włosy, opa-
daj¹c falami na ramiona, siêgały do pasa. Twarze dziewcz¹t, podob-
nie jak twarze obojêtnie stoj¹cych na uboczu muzykantów, przemie-
niły siê w nieruchome, uœmiechniête maski. Maleñkie bose stopy
uczyniły ostatni krok i cztery zgrabne figurki zamarły w rogach
ogromnego wzorzystego dywanu z uniesionymi nad głow¹ szczupły-
mi rêkami.
Ferndin z lekka zwrócił siê w stronê muzykantów, którzy, po-
słuszni jego ciê¿kiemu spojrzeniu, zaczêli graæ jak¹œ nieznan¹ melo-
diê. Goœcie, słysz¹c jej pierwsze dŸwiêki, zaczêli szemraæ rozczaro-
wani, stukaæ o stół pustymi kubkami i tupaæ nogami. Jednak
powtarzaj¹ce siê frazy zniewalały, uspokajały, i po chwili oczy pija-
nych mê¿czyzn nic ju¿ innego nie widziały prócz na wpół obna¿o-
nych kobiecych postaci, stoj¹cych na dywanie.
Muzyka zagrała szybciej i rêka barona Ferndina, le¿¹ca do tej
pory nieruchomo na stole, drgnêła. Dziewczêta, posłuszne temu ge-
stowi, kołysz¹c biodrami w takt muzyki, rozpoczêły dziwny taniec.
Palce ich pana, połyskuj¹c zielonymi i niebieskimi kamieniami gru-
bych pierœcieni, poruszały siê po stole, jakby przestawiaj¹c niewi-
doczne figurki, a cztery młode tancerki to schodziły siê ze sob¹, to
rozchodziły, kr¹¿¹c i wyginaj¹c siê, kusz¹cymi ruchami swych ciał
doprowadzaj¹c goœci do szaleñstwa.
– Coœ podobnego! Sk¹d na tym odludziu takie tancerki? Nawet
na ucztach u króla nic takiego nie widziałem! Ale¿ ten baron Fern-
din przez trzy dni ukrywał swe œlicznotki i dopiero teraz zdecydował
siê je pokazaæ! – szeptał hrabia Woller, rêkawami sfatygowanego
kaftana ocieraj¹c bezwiednie zalany winem stół. Jego s¹siad, wcale
go nie słuchaj¹c, wbił chciwy wzrok w jedn¹ z dziewczyn i dr¿¹c¹
rêk¹ usiłował namacaæ stoj¹cy obok kubek. Wreszcie go odnalazł,
jednym haustem wypił cał¹ zawartoœæ i wychrypiał:
– Ty gaduło, zapamiêtaj sobie: ta ruda, w zielonym stroju, nale-
¿y do mnie! Jeœli ktoœ do niej podejdzie, zabijê!
– Dobrze, dobrze, Gertranie, ja upatrzyłem sobie blondynkê,
spójrz tylko, jakie piersi widaæ, gdy siê pochyla! Klnê siê na wszyst-
kie demony, które buszuj¹ teraz w mojej krwi, ¿e jeszcze trochê i ja...
i ja... – Gwałtownie opró¿nił swój kubek, a potem, nie odwracaj¹c
oczu od tancerki, krzykn¹ł: – Wina, szybko! A jednak sk¹d tutaj ta-
kie tancerki? I muzykanci graj¹ coœ nieznanego... Od tej muzyki czujê
– 152 –
siê bardziej pijany ni¿ od wina... Popatrz tylko, co siê dzieje! Nie,
dłu¿ej nie wytrzymam! – Głoœno odstawił kubek i uniósł siê z fotela.
Inni rycerze, zapominaj¹c o jedzeniu i piciu, te¿ nie mogli spo-
kojnie usiedzieæ na miejscu: ten dziwny taniec rozpalał namiêtnoœci,
tumanił głowy, i wkrótce ju¿ wszyscy goœcie tupali nogami i ryczeli
opêtani po¿¹daniem.
Muzyka grała coraz szybciej, dziewczêta kr¹¿yły i wyginały siê
jak ró¿nokolorowe wê¿e. Lekkie tkaniny, nie nad¹¿aj¹c za szybkim
ruchem tancerek, co chwila obna¿ały zgrabne nogi i podryguj¹ce
piersi...
Nagle jedna z dziewczyn, czarnowłosa piêknoœæ, szarpnêła
srebrzysty sznur, opasuj¹cy jej szatê, i gwałtownym ruchem odrzu-
ciła go na bok. Trzy dziewczyny w dalszym ci¹gu kr¹¿yły za jej ple-
cami, a ona zatrzymała siê, poruszyła ramionami i szkarłatny jedwab
jak lekki obłok spłyn¹ł do jej nóg. Czarnowłosa dziewczyna stała,
niewidz¹cymi oczyma spogl¹daj¹c w stronê Ferndina, a goœcie a¿
umilkli, podziwiaj¹c jej smukłe ciało.
W tej¿e chwili rozległ siê łoskot przewracaj¹cego siê fotela i je-
den z goœci, rzuciwszy na podłogê niedopity kubek, rycz¹c i szcze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl