[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiednią chwilę. Wściekła, odwróciła się do Jaspera.
- No i widzi pan, co pan narobił.
Puścił nadgarstek Oliwii i przesłał jej zagadkowe spojrzenie.
- Co narobiłem?
Rozłożyła ręce.
- Wszystko pan popsuł.
- Wszystko?
- Tak, wszystko. Dzięki pana beznadziejnej umiejętności znajdowania się w nieodpowiedniej
chwili w nieodpowiednim miejscu nawet nie udało mi się na niego spojrzeć.
- Może jednak powinna mi pani powiedzieć, co tu się dzieje - wycedził Jasper.
- Nie pańska sprawa. - Ostatni raz omiotła wzrokiem placyk. - To nie ma nic wspólnego z
panem.
- I tu się pani głęboko myli - powiedział cicho.
- O czym pan mówi? - Zmarszczyła czoło, bo nagle uderzyła ją pewna myśl. - Wciąż jeszcze nie
usłyszałam, co pan tutaj robi.
- Przyszedłem, bo ktoś, w domyśle pani, przekazał mi informację, że musimy natychmiast
porozmawiać.
- O czym, do licha ciężkiego?!
- O, cytuję,  niezwykle pilnej sprawie, dotyczącej przyszłości Glow . Było jeszcze powiedziane,
że czeka pani na mnie w bistrze przy Pike Place Market.
- Wielki Boże. - Wytrzeszczyła na niego oczy, całkiem zdezorientowana. - Przerwał pan ważne
spotkanie i przybiegł tutaj tylko dlatego, że dostał pan mętną wiadomość?
- Z wiadomości wynikało, że sytuacja jest poważna. - Jasper zrobił znaczącą pauzę. - A
jesteśmy wspólnikami w interesach. Nie równoprawnymi - podkreślił - ale mimo wszystko
wspólnikami. Gdybym zostawił pani wiadomość, że zle się dzieje w Glow i dlatego muszę z panią
natychmiast porozmawiać, to jestem pewien, że zjawiłaby się pani tak szybko, jak tylko byłoby to
możliwe.
- Na pańskim miejscu wolałabym nie sprawdzać tej teorii w praktyce. Dodam też, że nie
zostawiłam panu żadnej informacji w sekretariacie Glow. - Wiatr poruszył rondem jej zniszczonego
kapelusza. Spróbowała mocniej nasadzić go na głowę. - A w ogóle to jestem ciekawa, jak pan mnie
poznał.
- Proszę się nie obrazić, ale to przebranie nie jest najlepsze, jeśli w ogóle mam je traktować
jako przebranie.
- Aha. - Z tym nie mogła się sprzeczać.
- Kto to był?
Zirytowana fiaskiem swojego planu, Oliwia zdjęła kapelusz i postanowiła wcisnąć go do
kieszeni obszernej koszuli. Nie pasował, więc włożyła go z powrotem na głowę.
- Kto był kim? - burknęła.
- Kim był ten mężczyzna, z którym pani zamierzała się tu spotkać?
Ostrożnie, pomyślała Oliwia. On jest bystrzejszy od przeciętnego policjanta, by nie wspominać
przeciętnego dyrektora.
- O czym pan mówi?
- Wywnioskowałem, że kapelusz i ciemne okulary są pani potrzebne po to, żeby ukryć
tożsamość w czasie spotkania z jakimś mężczyzną - odrzekł Jasper posępnie, lecz mimo wszystko
cierpliwie.
Już chciała mu powiedzieć, że wywnioskował błędnie, lecz w ostatniej chwili przyszło jej do
głowy, że będzie lepiej, jeśli posądzi ją o schadzkę z tajemniczym kochankiem niż o śledzenie
szantażysty.
Uśmiechnęła się chłodno.
- Jak powiedziałam, to nie jest pańska sprawa. Przez pana straciłam tu mnóstwo czasu.
Wracam do studia. - Szybko wstała od stolika i zaczęła się odwracać.
Jasper podniósł się również.
- Oliwio.
Coś w jego głosie - może wyjątkowo łagodne brzmienie - sprawiło, że się zatrzymała. Zerknęła
na niego przez ramię.
- Co znowu? - spytała.
- Wciąż nie mam pojęcia, co się tutaj działo, ale wiem, że jestem tu, bo komuś na tym zależało.
Mamy jeszcze trochę czasu do siódmej, czyli do godziny, o której umówiliśmy się na roboczą kolację.
Może pani łaskawie zastanowi się do tej pory, co mogłoby to znaczyć.
Spojrzała na niego zaskoczona, wreszcie bowiem dotarło do niej, że Jasper nie ma pojęcia, jak
fatalnie potoczyły się wydarzenia.
Szantażysta, naturalnie, musiał wiedzieć o jej obecności w bistrze. Zauważył ją mimo
przebrania i wymyślił prosty, bardzo skuteczny plan, mający w kluczowej chwili odwrócić jej uwagę
od najważniejszego miejsca.
Ktoś dużo wiedział i o niej, i o jej wspólniku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl