[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby go sobie założyć na szyję.
Aine chwyciła mnie za przegub.
- Zaczekaj. Przecież Hugh powiedział, że pod żadnym pozorem nie
wolno nam go zakładać.
- Posłuchaj, Aine, utknęłyśmy w martwym punkcie. Może, jeśli go
założę, znajdziemy jakieś wskazówki. - Aine popatrywała z niepokojem
to na mnie, to na Adama, a potem powoli
puściła moją rękę. Pozwoliłam łańcuchowi zawisnąć na mojej szyi.
Nim zdołałam powiedzieć choć słowo, zalała mnie fala okropnego bólu.
Rzuciłam się na łóżko i zamarłam przerażona kłuciem w piersi.
- Aine! - zdołałam wyszeptać mimo cierpienia. - Co się dzieje?
Patrzyła na mnie z trwogą dorównującą chyba mojej. Pochyliła się w
moją stronę, ale zaraz runęła z jękiem na podłogę.
- Nie mogę się do ciebie dostać! Spójrz na amulet! Przewróciłam się
na bok, próbując poruszyć obolałą ręką.
Bursztyn świecił jasno, a intensywne światło paliło moją skórę pod
wisiorem. Przesunęłam łańcuch i aż jęknęłam z bólu. To nie amulet był
zródłem światła. Lśniła moja skóra. Wrażenie parzenia zmniejszyło się
trochę, gdy przesunęłam amulet, więc próbowałam pchnąć go w stronę
lewej ręki. Biały żar drążył moje ciało, szukając ujścia, paląc wszystko na
swojej drodze. Wrzasnęłam do Aine, żeby mnie ratowała.
- Megan, nie mogę ci pomóc! - krzyczała. - To mnie do ciebie nie
dopuszcza! Pobiegnę po kogoś.
Nie zdołałam opanować bólu na tyle, żeby jej odpowiedzieć.
Patrzyłam ze strachem, jak potężne światło płonie po lewej stronie mojej
klatki piersiowej, tuż nad sercem. Szło w stronę amuletu, który oświetlało
tak, że cały pokój zalała bursztynowa poświata. Nie byłam w stanie dłużej
znosić tego bólu. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam bezwładną dłoń Adama.
Ból ścisnął mnie w piersi, jakby już zajął całe dostępne miejsce i nie miał
dokąd teraz iść. Potem nagle wyrwał się na wolność.
Patrzyłam, jak złote wstęgi snują się z mojej skóry i wiją w stronę
Adama. Wbiły się w jego pierś. Jego całe ciało wygięło się tak, że tylko
głowa i stopy dotykały łóżka. Potem
równie szybko, jak się pojawiło, światło zniknęło nagle w ciele
Adama, a on sam opadł na pościel. Ból zniknął.
- Megan?
- Adamie... - wyszeptałam, ocierając łzy i próbując skupić się na jego
twarzy. Adam wrócił. Odpowiedz naprawdę była w amulecie.
Wypuściłam widocznie żywioł wody i oddałam go Adamowi.
Natychmiast zapominając o bólu, rzuciłam się ku niemu, ale zamarłam,
gdy do pokoju wpadł Fionn i chwycił mnie, nim zdołałam dotknąć
Adama. - Puszczaj! - darłam się, próbując mu się wyrwać, ale byłam zbyt
słaba po tym, co się właśnie wydarzyło.
- Zdejmij go z niej! - krzyknął Fionn do Riana, który wbiegł za nim do
pokoju.
Rian zdjął mi amulet i odsunął się.
- Co to było? Co ona zrobiła?
- Naznaczeni NIGDY nie mogą wkładać amuletu! Nigdy więcej tego
nie rób. Rian, schowaj amulet z powrotem do pudełka.
Miotałam się w rękach Fionna, aż powietrze zaszumiało wokół mnie
złowieszczo. Wtedy opamiętałam się i zmusiłam moc do spokoju.
Opadłam w jego ramionach bez siły.
- Sidhe miał rację. Kamień zadziałał. Adam odzyskał żywioł -
wymamrotałam.
Fionn zluzował uścisk i obrócił moją twarz w swoją stronę.
- Tak, ale logicznie rzecz ujmując, ty nie powinnaś była tego przeżyć.
Pozwoliłaś się właśnie odrzeć z żywiołu, a mimo to zachowałaś swoją
moc.
- Megan, nic ci nie jest?! - zawołał Adam, siadając na łóżku.
Zakręciło mi się w głowie z ulgi.
- Nic, nic. - Próbowałam znów wyrwać się Fionnowi, ale on nadal
trzymał mnie mocno.
- Przykro mi, Megan, ale nie możesz. Nie możesz dotykać Adama...
nie możesz dotykać żadnego z nich.
- Co takiego? Dlaczego? - spytałam, patrząc na Riana, Aine i Adama. -
Przecież nigdy bym ich nie skrzywdziła.
- Ty nie, ale twój żywioł tak. Megan,  Cluain" oznacza podstęp.
Celem istnienia Cluain jest odebranie i połączenie żywiołów, żeby
umożliwić uwolnienie Piątego.
- Wiesz, co się ze mną dzieje? - udało mi się wycharczeć, nim łzy
zdusiły słowa.
Ze smutkiem pokiwał głową.
- To właśnie mieliśmy ci powiedzieć.
- Jakie  my"? - chciałam wiedzieć.
- Hugh, Cu i ja.
- Znalezliście Hugh?
- Tak. Gdy tylko Hugh zaczął podejrzewać, czym jesteś, porzucił
szkolenie przed Pogodzeniem i zaczął zbierać jak najwięcej informacji na
temat Cluain. Właśnie tym się zajmował, odkąd wyjechał. Uruchomił An
Ciorcal na Firinne.
- Krąg Prawdy - powiedział Rian.
- Tak. - Fionn spojrzał znów na mnie. - Cu, Petra, Hugh... wszyscy oni
są częścią czegoś więcej. To, czego się dowiedziałem.. . Tyle muszę ci
powiedzieć. Tyle muszę powiedzieć wam wszystkim. Megan, przykro
mi, ale już rozpoczęliście cykl Piątego. Muszę znalezć sposób, by jakoś to
zatrzymać. Na razie jednak musisz się trzymać z dala od pozostałych.
Czułam, jak mój świat się wali. Obróciłam się w kierunku Adama.
- Dobrze się czujesz?
Pokiwał głową. Na jego twarz wracały już normalne kolory.
Spuściłam wzrok na jego pierś, na poparzenia, które zostały po żywiole, i
aż jęknęłam. Blizna na jego skórze układała się dokładnie w ten sam
zawijas, który znajdował się
na Pucharze Prawdy i w notatkach Hugh. Odpięłam kilka guzików
bluzki i dotknęłam palcami identycznego znaku wypalonego na mojej
piersi. Wiedziałam już, że właśnie zniknęły ostatnie okruchy naszej
nadziei. Moje serce pchało mnie ku niemu, ale sumienie ciągnęło mnie w
przeciwną stronę. Oderwałam wzrok od Adama i ruszyłam do drzwi.
- Nie! Zaczekaj! - zawołał za mną, ale nie śmiałam się obejrzeć. Z
każdym krokiem rosła we mnie determinacja. Nigdy więcej nie pozwolę,
by przeze mnie cierpiał. To przepełnione goryczą postanowienie zalało
całe moje ciało, oziębiło serce i wszystkie emocje zmieniło w zródło
nienawiści do samej siebie. Fionn miał rację. Nigdy już nie powinnam
nawet tknąć żadnego z nich. Rzuciłam się pędem do drzwi i nie
zatrzymałam się, póki nie znalazłam się na drodze. Tam zasapana
obejrzałam się na dom DeRisów.
To koniec.
Otuliłam się rękoma i utkwiłam niewidzące spojrzenie w drodze
przede mną. Nad moją głową zatoczył koło Randel i wylądował na ziemi
tuż obok. Minęłam go, ale on skakał za mną, aż w końcu mnie dogonił.
- Randelu, Aine! Zostawcie mnie w spokoju. Nie mogę... Nie teraz.
Powłócząc nóżkami, ptak zszedł mi z drogi i spuścił główkę. Znów go
minęłam i tym razem nawet się nie obejrzałam.
Na ziemi wokół poniewierały się gorzkie pamiątki po wywołanej
przeze mnie katastrofie. Pas piachu i roślin wił się po drodze w miejscu,
gdzie bezlitosna fala cofnęła się i wróciła do morza. Woda w ujściu
Bandon była teraz błotnista, brązowa, ponura i wściekła, gdy pędziła
rozszalała w stronę miasteczka i portu. Dlaczego nie posłuchałam
ostrzeżeń? Jak mogło mi się wydawać, że jestem silniejsza niż czający się
we mnie żywioł? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl