[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udało im się natrafić na żaden jego ślad. Delfin zniknął jak
kamfora.
Kelsey nie mogła znalezć dla siebie miejsca. Chwytała się różnych
zajęć. Usiłowała pomagać przy prowadzeniu  Miss Santa Fe", ale
nawet jej obecność w kabinie nawigacyjnej była zupełnie zbędna.
Przeglądała notatki, które i tak znała na pamięć. Włóczyła się po
pokładzie i biada temu, kto wszedł jej w drogę. Atmosfera na statku
stawała się coraz bardziej napięta. Wszyscy chodzili na palcach, nie
chcąc dziewczynie przeszkadzać.
Były to również najtrudniejsze dni w życiu Jessa. Craig i Dean
pod lada pretekstem znikali pod wodą, a kiedy znalezli się już na
statku, chowali się po kątach. Cały ciężar obcowania z Kelsey
spoczywał na barkach Jessa. Dziewczyna nie ukrywała swego
rozdrażnienia i była dla niego wyjątkowo przykra.
Mimo to usiłował stawić jej czoło. Nie szukał jej, ale był
zawsze na swoim miejscu. Nie zmykał jak zając, kiedy pojawiała
się na horyzoncie.
Chciał ją widzieć, być blisko niej, gniewać ją, by zobaczyć
płomień w jej oczach i wypieki na policzkach. Nawet nie
podejrzewał, że przebywanie z nią może być tak interesujące...
niemal ekscytujące. Musiał uważać na to, co mówi i robi, a także
starał się przewidywać jej reakcje. Nie należało to do łatwych
zadań, ale Kelsey była dla niego wyzwaniem. Powoli też zaczynała
stawać się jego obsesją...
Myślał o niej zarazem z niechęcią i podziwem. Wspomnienie
wspólnej nocy nie dawało mu spokoju. Prześladowały go obrazy
nagiej, całkowicie mu oddanej dziewczyny. Taką pragnął ją pamiętać.
Czuł wzrastające pożądanie. Zastanawiał się, czy jeszcze
kiedykolwiek spojrzy na inną kobietę.
Zawiesił sobie na pokładzie hamak. Kładł się na nim o zmroku,
całkowicie odprężony, pewny, że już nic złego się nie stanie. Kiedy
inni szli spać, obserwował znajome światła w kajucie. Wciąż bawił
się w starą zgadywankę: W czym sypia Kelsey? Czy myśli o nim? Co
zrobiłaby, gdyby nagle pojawił się w jej kajucie? Ostatnie pytanie
należało do najłatwiejszych. Wiedział dokładnie, co by się stało.
Dlatego tyle wysiłku kosztowało go dotrzymywanie warunków
umowy. Leżał spokojnie, chociaż w jego sercu szalała burza.
Nie chciał sobie komplikować życia. Kobieta taka jak Kelsey
Morgan nieodmiennie oznacza kłopoty. Miał okazję się o tym
przekonać...
Piątego dnia wcześnie rano usłyszał, że silniki zaczęły pracować.
Instynktownie zerwał się z hamaka i pośpieszył do kabiny
nawigacyjnej. Oczywiście Kelsey stała przy sterze. Przecierał oczy,
starał się jak najszybciej odzyskać pełną sprawność umysłu.
- Nie zawracaj mi głowy - rzuciła zirytowana, patrząc przed
siebie. Jej dłonie zacisnęły się mocniej na kole steru. Widać było, że
dziewczyna szykuje się do odparcia ataku.
- Nawet nie będę próbował. Nie przeszkadzaj sobie - mruknął,
starając się uspokoić.
Zwitało. Na szarym niebie błyszczała jak klejnot gwiazda
poranna. W oddali na horyzoncie pojawiły się pierwsze słoneczne
promienie, które zabarwiły krwawo wody oceanu. Było jeszcze
chłodno, ale już bardzo duszno. Podczas podróży parę razy zanosiło
się na deszcz, który z pewnością odświeżyłby powietrze. Nie spadła
jednak nawet kropla. W dzień na pokładzie panowała spiekota, w
nocy wprawdzie trochę się ochładzało, ale i tak trudno było
oddychać ciężkim jak ołów powietrzem.
Rozejrzał się po kabinie. Na biurku leżały porozwalane mapy.
Wokół było pełno pustych puszek.
- Od dawna tu jesteś? - spytał, chociaż biorąc
pod uwagę stan kabiny odpowiedz wydawała się
oczywista.
Zakaszlała i pochyliła się jeszcze bardziej do przodu. Była bardzo
zmęczona.
- W ogóle się nie kładłam.
Spojrzał na nią ze współczuciem i podziwem. Rozczochrane
włosy związała z tyłu, żeby nie przeszkadzały. Ubranie miała
pomięte. Z całej sylwetki emanowało zmęczenie. Patrząc na zgięty
kark i opuszczone ramiona pomyślał, że przydałby jej się dobry
masaż. Zacząłby od kręgosłupa, który musiał być w fatalnym
stanie, a następnie rozmasowałby jej mięśnie karku... Zaczął grzebać
wśród rozrzuconych puszek i w końcu znalazł pełną. Skrzywił się
czując smak lemoniady.
- Powiesz mi przynajmniej, dokąd płyniemy? - spytał między
jednym łykiem a drugim.
- Sama nie wiem. - Głos miała zmęczony i pełen niepokoju, ale
pozbawiony gniewnych tonów. - Usłyszałam coś, co mogło być
sygnałem wywoławczym Simby... Albo nie... Zresztą może nic nie
słyszałam.
Jess zmieszał się, widząc, że Kelsey jest na skraju załamania.
Czego innego mógł się właściwie spodziewać? Spędziła tę noc sama
ze słuchawkami na uszach. Zadręczała nie tylko innych, ale przede
wszystkim siebie. Chciał ją wziąć w ramiona i powiedzieć, żeby się
nie martwiła. Mogli kochać się o wschodzie słońca na pustym
pokładzie... Nie interesowałyby ich wtedy żadne delfiny...
Machnął ręką, chcąc przegonić te płoche myśli. Kelsey
potrzebowała teraz czegoś zupełnie innego. Wiedział, jak ważne było
dla niej odnalezienie Simby.
- Przejmę prowadzenie statku - zdecydował, kładąc jej dłoń
na ramieniu. - Wyglądasz na kompletnie wyczerpaną. Zajmij się
radiostacją i natychmiast daj znać, kiedy coś usłyszysz. W zasadzie
powinnaś odpocząć, ale nie sądzę, żebyś chciała teraz pójść do łóżka.
Po krótkiej walce wewnętrznej kiwnęła z rezygnacją głową. Jess
miał rację - brakowało jej sił, by prowadzić samotną walkę.
Dziewczyna zawahała się. Piekły ją zapuchnięte oczy. Nie
wiedziała, jak długo próbowała wyznaczyć kurs, wsłuchując się w
wyimaginowany czy też rzeczywisty sygnał delfina. Widok Jessa
dodał jej sił. Sięgnęła po słuchawki, zapominając o zmęczeniu.
Jess miał na sobie bluzę z kapturem i wciąż te same szorty, w
których sypiał codziennie. Jego włosy były zmierzwione, a zarost
nie zgolony. Wciąż pachniał nocą, snem i... seksem. Mimowolnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl