[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W każdym razie masz już Pierce'a - oznajmiła radośnie
Susannah. - Wprawdzie jego propozycja nie jest specjalnie wyszukana,
ale udało mi się go namówić na obiad w mieszczącej się w budynku
muzeum restauracji oraz prezentację najnowszych nabytków, ale...
- Tak zdaniem Pierce'a wygląda randka marzeń? - zainteresowała
się Kit.
- Cóż, to chyba typowe dla wielu mężczyzn, nie sądzisz? -
westchnęła Susannah. - Woli nie deklarować się z niczym
wystrzałowym, na wypadek gdyby zwyciężczyni nie przypadła mu do
gustu. Może ma nadzieję, że wygłosi wtedy długą mowę na temat
malarstwa Moneta czy Gaugina i znudzi ją do tego stopnia, że sama
zechce wrócić wcześniej do domu.
- Dzięki, Sue - westchnęła Kit. - Każdy kawaler jest na wagę
złota. Aktualnie mam jedną odpowiedz pozytywną, trzy niepewne i
dwie absolutnie negatywne.
- Kto miał czelność ci odmówić? Daj mi ich numery telefonów,
S
R
spróbuję ich jakoś przekonać.
- Potrzebuję czegoś naprawdę spektakularnego. Sama lista
kawalerów nie wystarczy, podobnie zresztą jak oferty typu kolacja i
teatr. Gdyby tak ktoś zdecydował się zaproponować podróż na Karaiby
albo weekend w Las Vegas - rozmarzyła się. - Słuchaj, a może znamy
jakiegoś szefa kuchni, który zaofiarowałby się przyjść do domu
zwyciężczyni i przygotować kolację dla dwojga, to jest dla niej i jej
ukochanego?
- Szczerze mówiąc, w tej chwili do głowy przychodzi mi tylko
kucharz z baru za rogiem - westchnęła Susannah. - Ale pewnie nie
zaproponowałby nic wykwintnego.
Rozległo się stukanie do drzwi, po czym do gabinetu zajrzała
Alison.
- Jak przypuszczam, spędziłyście cały dzień na tropieniu
kawalerów - stwierdziła na widok ich zrezygnowanych min. - Już sobie
wyobrażam minę pana Webstera, kiedy zobaczy rachunek za telefon.
- Nie zobaczy - mruknęła Kit.
- Nie zobaczy? - powtórzyła Alison. - Chcesz przez to
powiedzieć, że robimy to za darmo?
- Postaram się robić, co będę mogła, po godzinach, a rachunki za
wszystkie wydatki ureguluję z własnej kieszeni - postanowiła Kit.
Susannah ześliznęła się z biurka, by wyjrzeć przez okno.
- Popatrzcie - zawołała. - Na chodniku po drugiej stronie ulicy
stoi facet z aparatem fotograficznym! Celuje w nasze okno!
Kit jęknęła z rozpaczy, zaś Susannah pomachała mężczyznie
S
R
radośnie.
- Pomyśl tylko, Ali, jaką popularność dzięki temu zyska Tryad -
zauważyła.
- Już o tym myślałam - mruknęła Alison, przyglądając się
uważnie twarzy Kit. - Tylko sobie nie wypruwaj żył, żeby dopiąć
swego, dobrze?
Kit poczuła, że w oczach zakręciły jej się łzy. Alison potrafiła
być niesłychanie stanowcza, ale miała dobre i czułe serce. Nie
mogłabym sobie wymarzyć lepszych wspólniczek, pomyślała z
uśmiechem, po czym rzuciwszy okiem na listę mężczyzn do wzięcia,
jeszcze raz podniosła słuchawkę.
Myliła się, sądząc, że postraszywszy Jarretta propozycją
współpracy przy organizowaniu aukcji, pozbędzie się go na długo. Jej
spokój trwał zaledwie dwadzieścia cztery godziny. Na szczęście tym
razem Jarrett nie pojawił się osobiście, lecz zatelefonował.
- Słucham, tu Kit - powiedziała do słuchawki, poinformowana
przez Ritę, kto znajduje się po drugiej stronie kabla telefonicznego.
- Zastanawiałem się, jaką zaoferować nagrodę podczas aukcji -
wyznał tym swoim głębokim głosem, który denerwował Kit, ponieważ
sprawiał, iż coś dziwnego działo się z jej nogami. - Wszystko, co mi
przychodzi do głowy, wydaje się być takie pospolite, a nie chciałbym
nikogo rozczarować.
- Mnie również, jak rozumiem? - zapytała przekornie.
- Chyba wiesz, jak poczesne miejsce zajmujesz w moich
S
R
myślach?
Kit nie mogła się nie uśmiechnąć. Nawet przez chwilę nie
wątpiła, iż przeklinał ją za każdym razem, kiedy przypominał sobie o
czekającym go udziale w aukcji.
- Cóż, jeśli rzeczywiście chcesz usłyszeć moje zdanie, to sądzę,
że powinieneś raczej zacząć się zastanawiać nad przynajmniej
tygodniową wyprawą, a nie tylko weekendową - zasugerowała.
- Co zdecydowanie podniosłoby cenę? - domyślił się.
- Jesteś genialna, Kitten!*
* Kitten - w języku angielskim oznacza kocię lub kociaczka
(przyp. tłum.).
Z najwyższym trudem opanowała się, aby nie powiedzieć mu, co
myśli o takim przezwisku, wiedziała bowiem, że gdyby teraz
wybuchła, nigdy nie przestałby tak się do niej zwracać. Jak zwykle
postanowiła więc udawać, że tego nie słyszała.
- Zastanówmy się. Masz, o ile pamiętam, ogromny jacht, prawda?
Może więc zabrałbyś zwyciężczynię w rejs na tropikalną wyspę?
- Jak długo, twoim zdaniem, ten rejs powinien trwać? I czy
faktycznie znalazłyby się kobiety zainteresowane czymś takim? -
dopytywał się.
- Na pewno! Przynajmniej mnie się to szalenie podoba -
przyznała.
- Naprawdę? - zdziwił się.
S
R
- Jasne, że tak. Gdyby mnie było na to stać, na pewno wzięłabym
udział w licytacji takiej nagrody - zapewniła słodkim głosem.
- Masz może na myśli jakąś konkretną wyspę? - Jarrett wyraznie
zapalił się do tego pomysłu.
- Może i mam, ale zapominasz chyba, że mam też całe mnóstwo
pracy - odparła zniecierpliwiona. - Czy dzwonisz po coś konkretnego,
czy po prostu miałeś ochotę z kimś pogawędzić?
- Wyobraz sobie, że rozmawiałem dziś rano z kolegami z klubu
tenisowego - oznajmił.
- Fascynujące - westchnęła. - Do rzeczy!
- Dostrzegłem bardzo ciekawe zjawisko, o którym, moim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]