[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gardle istoty cienia, która zdobyła się jedynie na zduszony charkot, kiedy jej stopy
zawisły nad ziemią.
Trey zobaczył kątem oka, że drugi demon cienia biegnie z niewiarygodną
prędkością. Spojrzał w tamtą stronę i ze zdumieniem ujrzał, że zaatakowana
została nieduża istota, która ku zdumieniu Treya, stała w miejscu i mierzyła
przeciwnika spokojnym spojrzeniem. Wiedział, że to Bubel.
W tym świecie był mały i pucołowaty. Jego krótkie nogi, okrągły brzuch i
nalana twarz przywiodły Treyowi na myśl posążki Buddy, które widywał w
sklepach z orientalnymi pamiątkami. Duże okrągłe oczy demona patrzyły
niewzruszone, jak o wiele większy napastnik zbliża się ku niemu. A jednak Bubel
był tak skupiony, aż na czoło wyszły mu żyłki. Trey przypomniał sobie chłopca z
dawnej szkoły, który zachowywał się podobnie - wstrzymywał oddech i napinał
mięśnie twarzy, dopóki nie stawała się sinopurpurowa. Skóra Bubla także
zmieniła barwę; z matowoszarej robiła się coraz bardziej czerwona, jakby mała
istota cienia rozjarzyła się od środka.
Demony poruszają się z niewiarygodną prędkością. W całej Otchłani mają
opinię bezwzględnych zabójców i tylko nieliczne istoty cienia odważyłyby się
stawić im czoła w pojedynku jeden na jeden. Atakujący demon dopadł już prawie
Bubla, gdy ten niespodziewanie otworzył usta i wypluł rozjarzoną białą kulę,
mniej więcej wielkości piłki tenisowej, która poleciała w kierunku biegnącego.
Ognista kula ugodziła napastnika i płynnie rozlała się po jego ciele. Wrzasnął,
usiłując ugasić ogień na sobie, lecz tylko rozproszył płomienie, tak że teraz
przypominał żywą pochodnię. Rzucił się na ziemię, wrzeszcząc i młócąc rękami,
lecz płomienie wciąż na nim tańczyły.
Po jakimś czasie wycie demona ucichło, a on sam znieruchomiał.
Bubel powoli podszedł do Treya. Jego skóra zaczęła na powrót przybierać
matowoszarą barwę. Chłopak wpatrywał się w demona, nie mogąc uwierzyć w to,
co przed chwilą zobaczył - przypominało to walkę Dawida z Goliatem - i poczuł
wielki respekt dla swojego przewodnika.
Mały demon przywitał Treya skinieniem głowy i zerknął na drugiego potwora.
Dopiero teraz wilkołak uzmysłowił sobie, że wciąż trzyma go w górze za gardło.
Spojrzawszy na swoją ofiarę, opuścił ramię i rozluznił chwyt. Demon opadł na
kolana i z dłońmi na gardle zaczął chciwie łapać powietrze.
Likantrop, w którego zmienił się Trey Laporte, rozejrzał się wokół siebie. W
postaci wilkołaka miał o wiele bardziej wyostrzone zmysły niż jako człowiek i
zwykle z zadowoleniem przyjmował synestezję, która pojawiała się w chwili
przemiany: odbierał zapachy w postaci warstw kolorów i kształtów tworzących w
jego wyobrazni niewiarygodny obraz. Mimo to smród Otchłani był zbyt
intensywny dla jego wyostrzonego zmysłu powonienia.
Odór zgnilizny i śmiertelnego zepsucia spowijał go niczym ogromny czarny
obłok. Trey potrząsnął głową i zaczął się zastanawiać, czy zdoła przyzwyczaić się
choć trochę do zapachów tego świata.
- W porządku? - zapytał Bubel.
Trey spojrzał na małego przewodnika i skinął głową. Skupił się na zaklęciu,
którego nauczył go przyjaciel, czarodziej Charles Henstall. Wypowiedział w
myślach prastarą formułę i oczyścił umysł ze wszystkiego innego poza mentalnym
obrazem Bubla. Kiedy poczuł w sobie nieprzyjemne uczucie opadania, wiedział,
że doszło do połączenia.
- To było imponujące - rzekł, kierując słowa prosto do umysłu przewodnika. -
Dzięki za wsparcie. Nie do końca wiem, co się stało.
- Nie ma o czym mówić. Chociaż przez chwilę nie miałem pewności, czy sobie
poradzę. Te demony są naprawdę szybkie. Jestem dżinem zapalającym z
pierwszego poziomu - wyjaśnij Bubel i spojrzał na Treya wyczekująco.
Rozczarowany brakiem jego reakcji dodał: - Ognisty imp? - Po chwili westchnął,
jakby chciał dać do zrozumienia, że rozmawia z prostakiem. - Rozumiesz,
należymy do rzadkości.
Gdzieś z tyłu ktoś zakasłał, a gdy się odwrócili, zobaczyli najeżonego demona,
który ostrożnie podnosił się z ziemi. Stanął z rękami wyciągniętymi przed siebie w
błagalnym geście.
- Proszę, nie zabijaj Szpikulca.
- %7łe niby miałbym cię oszczędzić? Tak jak ty chciałeś oszczędzić mojego
przyjaciela, co? - gniewnie rzucił Bubel.
Demon mruknął coś pod nosem i wbił wzrok w ziemię.
- Gadaj głośniej! - warknął Bubel.
- Nie chcieliśmy go zabić. Mamy rozkaz odprowadzać wszystkie ludzkie istoty do
Moloka. %7ływe.
- Ach, rozumiem. - Ognisty imp pokręcił głową. - Po prostu wykonywaliście
rozkazy . - Splunął na ziemię. -A co twoim zdaniem piekielny kraken zrobi z tym
człowiekiem? Dostarczając go Molokowi, praktycznie skazywałeś go na śmierć...
albo i na coś gorszego.
Szpikulec nic nie odpowiedział.
- Zawdzięczasz mojemu przyjacielowi życie - rzekł Bubel, który podszedł do
demona i dzgnął go palcem w brzuch. - Tak więc gadaj. - Wpatrywał się w
niego złowrogo. - No, nie będziemy tu stać cały dzień.
- Czego chcesz od niego? - bezgłośnie zapytał Trey.
- Jego imienia - odparł Bubel, nie odwracając oczu od demona, który nad nim
górował. - Jego prawdziwego imienia. Zawdzięcza ci życie. Jeśli poznasz jego imię,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]