[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podpisania. Co, napisaliście swoje? Niewa\ne! Ja mam lepsze!
Ewentualnie jest te\ druga opcja: - Co wy mi tu za innowacje wprowadzacie? Dwa
miesiące papier le\y i czeka, a wy teraz chcecie coś zmieniać? Nic z tego,
podpisywać!
Pamiętam taką sytuację po moim powrocie do Legii. Wszyscy się strasznie przejęli
jakimś dokumentem. Na papierze to pięknie wyglądało. Rada dru\yny ju\
przygotowa do negocjacji, na co prezes Leszek Miklas mówi: - Nie, nie, nie! Mamy
przygotowany wcześniej wariant. Tu jest nasza propozycja. No chłopaki,
przejrzyjcie sobie, przeczytajcie i zostawcie podpisane.
No i proszę mi powiedzieć, po co być w takiej radzie? śeby rozmawiać o
wycieczkach do ZOO. śeby pytać, czy się mo\na napić piwa? Dla mnie to takim
radom powinno dać się nazwę - Rada, Która Nic Nie Mo\e.
Jak ju\ wspomniałem, pierwszy dzień zgrupowania był tak szalony, \e nawet...
udaliśmy się do więzienia. Pojechaliśmy na Rakowiecką spotkać się z kibicami
mniej uprzywilejowanymi, takimi, którzy nie mogą przyjść na mecz. Większość
pytań oczywiście do trenera, kilka do mnie. Wszystkie odpowiedzi w stylu
obiecanki-cacanki, będzie dobrze, trzymaj kciuki. Ale tak siedzę i patrzę - o, jedna
znajoma twarz, druga.
- Cześć Kowal! Co słychać?
- Wojtek, co tam u ciebie i siostry słychać?
- Pozdrów tego, pozdrów tamtego! Przeka\, \e jest git!
I tak kolejni znajomi z Bródna mi się jawią przed oczami. Wreszcie się
dowiedziałem, czemu tak długo niektórych nie widziałem. Nawet byłem
niektórymi zdziwiony, \e trafili do paki. Có\, to nie byli moi bliscy koledzy, ale
znaliśmy się z podwórka. Znajomi. Oczywiście nie odsiadywali długich wyroków,
nie byli \adnymi mordercami. Wiadomo, co się dzieje, gdy brakuje pracy i
pieniędzy - czasem rozboje, czasem kradzie\e. Tak po części mogłem się
spodziewać, \e kilku tak skończy. Nie spodziewałem się tylko, \e... spotkam ich w
czasie zgrupowania kadry w takim miejscu. Było dość miło.
- Na Bródnie wszystko w porządku. Pozdrowię ziomków.
Z Węgrami graliśmy dla powodzian. To nie jest puste hasło. My naprawdę dla nich
graliśmy. Nawet na odprawie Wójcik powtarzał: - Pamiętajcie, \e najwa\niejsze
dziś, aby ci ludzie byli zadowoleni. To dla nich gracie. To ich dzień. A ich dzień to
będzie kiedy? Kiedy będą szczęśliwi?! Gdy wygracie!!!
Czułem dreszczyk emocji. Bynajmniej nie dlatego, \e znów zagram w kadrze, nie
dlatego, \e zagram przeciwko jakimś Węgrom. Aazienkowska. Znów miałem
okazję zagrać na swoim stadionie. Prawie w całej Polsce kibice mnie nienawidzili
ze względu na to, \e byłem legionistą, więc coś mi się od \ycia nale\ało - właśnie
przyjęcie na stadionie Wojska Polskiego. Wiedziałem, \e znów ci kibice, którzy
zawsze mnie lubili, znów zaskandują moje nazwisko. Wiedziałem, \e na
trybunach będzie i moja rodzina, i moi koledzy. Nawet przed meczem inni
piłkarze ze mnie \artowali, bo wiecznie brakowało mi biletów - kto ma
niepotrzebne bilety?! Kto ma bilety na zbyciu? Brakuje mi ośmiu. Kończyło się
tak, \e po dodatkową pulę musiałem chodzić do Krzysztofa Dmoszyńskiego. Skoro
mecz w Warszawie, to tak około piętnastu wejściówek musiałem zorganizować. - I
co? Pół Bródna znowu przyjdzie tylko na "Kowala" i tylko ciebie będą dopingować?
Ech, jak zawsze! - dogryzano mi. - Sam sobie publikę ściąga, a potem się cieszy,
\e ktoś go lubi!
Przed meczem z Węgrami miałem jeszcze krótką rozmowę na temat numeru.
- Wojtek, z którym numerem chcesz grać? - spytał dyrektor Dmoszyński.
- Ja zawsze z "dychą".
- A ty Jurek? - spytał się Brzęczka.
- Ja z dziesiątką.
- Kowal, Brzękol ma dychę.
- To niech sobie ma, ale z dychą ja gram.
- Ale ja zawsze grałem z dychą - przyznał Brzęczek i akurat miał rację, bo na
olimpiadzie ja grałem z jedenastką, a on z dziesiątką. Jednak od olimpiady minęło
kilka lat.
- Brzękol, to wszystko fajnie, ale ja te\ gram zawsze z dychą.
W końcu stanęło na moim, bo chyba nikt nie miał wątpliwości, \e się nie ugnę.
Konfliktu z tego nie było \adnego, a przed meczem - jak za dawnych dobrych lat -
wszyscy krzyknęliśmy "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Sam mecz dla
mnie - no có\ - nawet nie wiem, czy był udany, czy nie. Bo z jednej strony grałem
bardzo dobrze. Z drugiej - nie wykorzystywałem sytuacji. W drugiej połowie ju\
nawet przerzuciłem piłkę nad bramkarzem i chciałem się cieszyć, ale
stwierdziłem, \e poczekam, a\ wpadnie do siatki. A ona się tak odbiła raz, drugi i
o centrymetr minęła słupek. Wtedy ju\ wiedziałem - tego dnia bramki nie strzelę!
Mo\e za bardzo chciałem? Mimo wszystko byłem zadowolony, bo jeszcze nie
ruszyła liga hiszpańska, a ja ju\ byłem w gazie. I nawet mnie dziwiło, z jakiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl