[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tatarów?
- Kościół! - krzyknął zadowolony Marian.
- Tak jest - i dalej wyjaśniałem. - Jakie były trzy fundamenty, korony wiary
luterańskiej? Kirche - kościół, Kanzel - ambona, skąd głoszono kazania, i Kanonikus -
kanonik, pastor, duchowy ojciec parafian. Hrabia Johann Schlippenbach wiedział, że Tatarom
towarzyszą Polacy, którzy nie dadzą pohańbić świętego miejsca. Trzeba szukać w kościołach.
ROZDZIAA DWUNASTY
NAJAZD MEDIÓW NA WYKOPALISKA " DZIENNIKARZE NA BUDOWIE "
LICYTACJA ZAWARTOZCI SKARBCZYKA " POLICYJNA ZASADZKA NA
HANDLARZA " ZAMKNICIE BUDOWY WYSYPISKA " SKARBY KOZCIOAÓW
W BAJTKOWIE I DRYGAAACH
Zadowoleni z odkryć wracaliśmy do Spychowa, gdzie przed hotelem zastaliśmy ekipy
reporterskie dwóch telewizji i kilku rozgłośni radiowych oraz Olbrzyma.
- Nie wytrzymałeś? - przywitałem go nieco zły z powodu zamieszania.
- Zapomniałem, że mamy niedzielne wydanie i puszczono do niego informacje o
odkryciu - tłumaczył się. - Jak telewizory - wskazał na wozy transmisyjne - wywąchały dobry
temat w środku leniwej niedzieli pazdziernikowej, to od razu przyjechały. Nic na to nie
poradzisz.
- Dobrze... - westchnąłem i odprowadziłem przyjaciela na bok, gdzie chwilę
rozmawialiśmy.
Potem czym prędzej pożegnałem młodzież.
- Pluvio, zaczynamy plan B - zwróciłem się do dziewczyny. - Bądz tam za pół
godziny.
Wsiadłem na rower i już drugi raz tego dnia jechałem na budowę.
- Chłopaki! - krzyczałem z daleka. -Ale afera! - opowiadałem, gdy wszyscy wylegli
przed barak. - Przyjechały telewizja, radio i gazety. Dym na całą okolicę. Ktoś się dowiedział
o tej monetce, coście jadali sklepowej.
- Nowy przekombinował! Mówiłem! - gorączkował się Henio.
Spojrzałem na niego groznie i zamilkł.
- Co robić? - pytał Szczerba.
- Uruchomimy plan B - powiedziałem. - Dziennikarzy nie wpuszczamy na budowę, bo
 Obcym wstęp wzbroniony , no nie?
- No! - odpowiedział mi chrapliwy chórek.
- Po drugie, opylamy skarb pierwszej osobie, która przyjedzie i da więcej niż Wilczek
- kontynuowałem. - Dobra! Do roboty, bo już chyba jadą - powiedziałem zerkając za siebie.
Robotnicy zamknęli bramę na kłódkę i ukryli się w baraku. Zza brudnych szyb
obserwowali inwazję reporterów. Pierwszy podjechał wóz telewizji, z którego wysiadł
znudzony kamerzysta żujący gumę i dziewczyna w pantofelkach, w mini-spódniczce, w
futerku i bluzce z dużym dekoltem.
- Ale szprycha! - usłyszałem komentarz.
- Kto pójdzie ich przegonić? - zapytał Henio.
- Szczerba jest wygadany - zasugerowałem.
- Ty idz, ja mam niefartowny wygląd - Szczerba zląkł się kontaktu z mediami.
W końcu robotnicy niemal siłą wypchnęli mnie z baraku.
- Chcesz dostać dolę, to musisz zapracować - argumentował Henio.
Powoli, trzymając ręce w kieszeniach, wyszedłem do dziennikarzy.
Natychmiast znalazłem się w świetle przenośnych reflektorów i kamerzyści przytknęli
oczy do kamer. Radiowcy przygotowali mikrofony, a Olbrzym wyjÄ…Å‚ notes.
- Dobry wieczór panu, czy to prawda, że panowie tu wykopali jakieś stare blaszki? -
zapytał mnie.
- Dobry - odpowiedziałem spokojnie. - O co tu chodzi?
- Słyszeliśmy, że panowie wykopali jakieś blaszki i próbowali nimi płacić w sklepie -
reporterka telewizji przystawiła mi mikrofon.
Uśmiechnąłem się do niej i przyglądałem jej się dłuższą chwilę.
- Kto tak mówił? - udawałem ciekawość.
- Ludzie we wsi mówili - odparła reporterka.
- A myśmy to nawet wykopali tutaj starego mercedesa i jeszcze mu się światła paliły.
Ludzie kłamią z zazdrości, ze złości, a w ogóle to macie pozwolenie na kamerowanie
budowy? Boja siÄ™ nie zgadzam na pokazywanie mojej twarzy!
- Może moglibyśmy chociaż nakręcić tę budowę i powiedzieć potem widzom, że tu
nic nie znaleziono? - prosiła reporterka wdzięcząc się.
- Panią bym wpuścił, ale samą. Dobrą herbatę mam i coś do herbaty...
- Paluszki i kruche ciasteczka? - wtrącił złośliwie Olbrzym.
- Nie! - krzyknąłem. - Nic nie wiem, nie znam się, nie orientuję, nie mam pojęcia, a w
ogóle jest niedziela i jestem zarobiony! - zacytowałem słowa pewnego mechanika z polskiej
komedii, którą niedawno oglądałem.
Odwróciłem się i odmaszerowałem do baraku.
- Jadą! - cieszył się Szczerba. - Odjeżdżają, sępy!
Ciężko usiadłem przy stole i oparłem głowę o złożone na blacie ramiona.
- O, jeszcze jakaś łajza jedzie! - po chwili krzyknął Henio. - Nowy, na podwórek!
- Nie jestem psem, żebyś mnie tak ganiał! - odpowiedziałem.
Henio najchętniej rzuciłby się na mnie z pięściami, gdyby nie słowa Szczerby.
- Ta to jakaś lepsza sztuka - powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl