[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie przeszkadza mi rozgłos wokół  Odpoczynku". Od wielu miesięcy spotykamy się regularnie.
Szczerze powiedziawszy, jestem zdumiona, że nikt jeszcze się nie domyślił.
WÅ‚aÅ›ciwie nawet trochÄ™ żaÅ‚ujÄ™. Édouard wciąż siÄ™ nie zgadza, byÅ›my zaczÄ™li nowe, wspólne ży-
cie w Paryżu. Ja zaś nie zgadzam się na wyjazd. Nie możemy osiągnąć kompromisu, więc po prostu o
tym nie rozmawiamy. Nie będę naciskać, ale też nie wyjadę.
- %7Å‚aÅ‚uj, że nie widziaÅ‚eÅ› dziÅ› maman - mówiÄ™ do pracujÄ…cego Édouarda. - Kiedy przeczytaÅ‚a re-
cenzję w  Le Figaro", wpadła w szał.
Parska śmiechem.
-  Mam nadzieję, że jesteś zadowolona!", wrzeszczała - opowiadam dalej. -  Najwyrazniej po-
stanowiłaś skompromitować nie tylko siebie, ale i całą rodzinę!". Rzuciła lorgnon na gazetę. Dziw, że
szkła nie popękały.
R
L
T
ZaglÄ…dam Édouardowi przez ramiÄ™. Maluje mój portret - leżę na łóżku w czarnej sukni. Przy-
pominam sobie, z jaką czułością wsuwał mi za dekolt bukiecik fiołków, i znów ogarnia mnie pożąda-
nie.
- Ciekawe, co Racine powie na ten portret - mówię. - Jest jeszcze bardziej zmysłowy niż  Od-
poczynek", prawda?
Édouard coÅ› mruczy. Jest zupeÅ‚nie nieobecny duchem.
- Nie pamiętam, kiedy maman ostatnio wpadła w taką złość. Ale to wszystko nic w porównaniu
z piekłem, jakie się rozpęta, kiedy jej powiemy o naszych planach.
Tym razem nie odpowiada.
- Édouardzie?
- Tak, najdroższa. Twoja matka była wzburzona? Zatonął we własnym świecie. Wiem, że w ta-
kich chwilach lepiej dać mu spokój, inaczej skończy się kłótnią.
Podchodzę do okna. Powinnam iść do domu i zająć się własną pracą. A mam co robić. Jestem
niezadowolona z tego, co w tym roku zaprezentowałam na Salonie. To dla mnie olbrzymi zawód. Tak
niedawno byłam w siódmym niebie, jeśli w ogóle się zakwalifikowałam. W tym roku przedstawiłam
tylko malutki portret Edmy i Jeanne na łące, który nie zwrócił niczyjej uwagi. Wisi na ścianie, niedo-
strzegany niczym deszczówka w porzuconym dzbanku. Moim zdaniem obojętność jest stokroć gorsza
od miażdżącej krytyki.
ZazdroszczÄ™ Édouardowi rozgÅ‚osu wokół jego obrazu. Staram siÄ™ nie przejmować faktem, że po
raz kolejny mój wizerunek staje się przedmiotem spekulacji.
A niech gadają. Niech zachodzą w głowę.
Snuję się po pracowni. Pod ścianą zauważam odwrócone sztalugi, a na nich płótno. Wczoraj
jeszcze go nie było. Delikatnie odchylam obraz. Przedstawia kobietę z dzieckiem na tle ogrodzenia z
metalowych prętów. Za nim widać kłęby pary. To musi być dworzec kolejowy. Gare Saint-Lazare.
Dziewczynka stoi odwrócona tyłem. Ma na sobie białą sukienkę z wielką niebieską kokardą na ple-
cach. Kobieta siedzi ze śpiącym szczeniakiem na kolanach. W rękach trzyma książkę. Najłagodniej
mówiąc, wygląda nienadzwyczajnie w niemodnym czepku i zwykłej, prostej sukni.
Twarz wydaje mi się znajoma, ale nie potrafię powiązać jej z konkretną osobą. A przecież
wiem, że gdzieś już musiałam ją widzieć. Tego przenikliwego wzroku i rudych włosów nie mogłabym
zapomnieć.
- Édouardzie, kto to jest?
OglÄ…da siÄ™ przez ramiÄ™ i nagle sztywnieje.
- Uważaj. Farba jeszcze nie wyschła.
Narasta we mnie irytacja.
- Przecież widzę. Kim jest ta kobieta? Wygląda znajomo.
R
L
T
Przez chwilÄ™ w milczeniu patrzy na obraz, potem na mnie. Wreszcie wraca do malowania.
- To Victorine Meurent.
Victorine? Victorine Meurent... Głośno wciągam powietrze. Mon Dieu! Serce ściska mi przera-
żenie. Olimpia.
- Wróciła?
- Mhm.
To mi się nie podoba. Ani trochę. Zwłaszcza gdy obok psiaka zauważam czerwony wachlarz.
Wachlarz, który trzymam na tylu obrazach Édouarda. Mój wachlarz! Azy szczypiÄ… mnie pod powie-
kami. Biorę płaszcz i ruszam do drzwi.
Jestem już na klatce schodowej, gdy Édouard z impetem otwiera drzwi.
- Berthe! DokÄ…d idziesz?
- Do domu.
SchodzÄ™, nawet siÄ™ nie oglÄ…dajÄ…c. Édouard ożeniÅ‚ siÄ™ z Suzanne po wyjezdzie Victorine. Nie
trzeba geniusza, by odgadnąć, co znaczyła dla niego Olimpia. Teraz wróciła, a on maluje ją z moim
wachlarzem...
- Wracaj, słyszysz? Co cię ugryzło? Maluję spokojnie, a ty ni z tego, ni z owego wypadasz jak
burza. Wracaj do środka, porozmawiamy.
W jego głosie rozdrażnienie bierze górę nad czułością. Wstrzymuję oddech, by stłumić szloch.
Pozwalam jednak wziąć się za rękę i zaprowadzić na górę. W głowie słyszę tylko głos cnotki powta-
rzającej: Wiesz, że to zabije twojego ojca?
Serce Å›ciska mi siÄ™ na samÄ… myÅ›l o tym. Tylko z jednego powodu nie naciskaÅ‚am na Édouarda -
ze względu na papę, którego zdrowie od wielu miesięcy wyraznie się pogarsza. Obawiam się, że nie
doczeka Nowego Roku. Teraz jednak - gdy Victorine wróciła do Paryża - nie mogę żyć dalej w takim
zawieszeniu.
Édouard zamyka drzwi i wyciera rÄ™ce w szmatÄ™. Z portretu patrzy na mnie zniszczona życiem,
zaniedbana Victorine.
On nie zamierza się z tobą ożenić! - wrzeszczy cnotka na cały głos. - Muszę nalegać, byś osta-
tecznie się z nim rozstała i wykreśliła go ze swojego życia. Dla własnego dobra.
Édouard idzie za moim wzrokiem.
- Przez ten obraz cała awantura?
- Trzyma mój wachlarz.
- Co? - pyta z nieskrywanym zdumieniem.
CzujÄ™ siÄ™ jak idiotka.
R
L
T
- Nieważne, Édouardzie. DÅ‚ugo siÄ™ zastanawiaÅ‚am nad naszÄ… sytuacjÄ… i podjęłam decyzjÄ™. Już
czas. Albo natychmiast się wyprowadzisz z domu i zamieszkasz ze mną, albo wszystko skończone.
Zostaniemy w Paryżu, bo jak ci wiadomo, nie mogę teraz zostawić papy. Jest za bardzo chory.
- I myślisz, że wydobrzeje, jeśli zostaniemy w Paryżu i okryjemy hańbą nasze rodziny i nazwi-
ska?
- Tu jest nasze miejsce. To jest prawda o nas.
Otwiera usta, ale nic nie mówi, tylko dalej wyciera ręce w szmatę. Wie równie dobrze jak ja, że
nie możemy tak żyć ani dnia dłużej.
Niedaleko przetacza siÄ™ pociÄ…g. Przypomina mi siÄ™ chmura dymu na portrecie Victorine. Serce
zamiera mi w piersi. Była tutaj.
Olimpia, która obnażyła się z miłości do mężczyzny. Jak niewiele się od siebie różnimy!
PociÄ…g przejechaÅ‚. W atelier zapada cisza tak gÅ‚ucha, że westchnienie Édouarda odbija siÄ™
echem od ścian.
- Wieczorem powiem żonie.
R
L
T
Rozdział 24
Jak śmierć potężna jest miłość
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol.
Pieśń nad Pieśniami 8,6
Pazdziernik 1873
Lubię malować w ogrodzie, w cieniu kasztanowca. Wstaję rano i taszczę tam sztalugi, by skró-
cić czas oczekiwania na wizytÄ™ Édouarda. Nie umówiliÅ›my siÄ™ konkretnie, ale jestem pewna, że siÄ™
zjawi, gdy tylko rozmówi się z Suzanne. Oui, przyjdzie i razem powiemy maman.
Chcę najpierw obwieścić to mamie, by zdążyła się oswoić z tą myślą, nim zawiadomimy papę.
Trudno będzie jej to zaakceptować, ale jest silna. Kiedy zobaczy, że nie ma wyjścia, pogodzi się z lo-
sem.
- Non, madame! S'il vous plaît! Nie może pani wejść do ogrodu niezapowiedziana!
Krzyki Amélie burzÄ… spokój poranka. Zaraz potem furtka otwiera siÄ™ z trzaskiem i gÅ‚oÅ›no ude-
rza o kamienny mur. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl