[ Pobierz całość w formacie PDF ]
butelkę. Odkorkował ją i do zakurzonej szklanej czary nalał czegoś, co przypomi-
nało czerwone wino. Następnie uniósł czarę pod światło.
— Mleko — powiedział.
Czerwony płyn stał się biały. Wypił go duszkiem.
— Hmmm! — stał z głową przekrzywioną na bok i czekał. — Hmmm. . .
Powoli jego broda rozstępowała się w uśmiechu.
— Ależ tak, doprawdy wierzę — wyrzekł niemal łagodnie — to pomaga. Tak,
na Moce! Pomaga!
Odwrócił się, cały rozpromieniony.
— Wyśmienite! Krowia natura mleka działa wyjątkowo powściągająco na
gniew wrzodu, który, nawiasem mówiąc, musi być członkiem rodu Demonów
Ognia, jeśli się dobrze nad tym zastanowić. Gratulacje, Gorbash lub Jim czy też
jeszcze inaczej. Będę wobec ciebie szczery. Kiedy wspomniałeś, że byłeś asysten-
tem w college’u, nie uwierzyłem ci. Ale teraz wierzę. Od tygodni już nie widzia-
łem równie świetnego popisu magii leczniczej. Dobrze, a teraz — zatarł kościste
dłonie — do pracy nad twoją sprawą.
— Jeśli to możliwe. . . — powiedział Jim — gdybyś zechciał zahipnotyzować
nas oboje jednocześnie. . .
Siwe brwi Carolinusa wystrzeliły w górę jak spłoszone króliki.
29
— Jajko mądrzejsze od kury! — syknął. — Na Moce! Oto co dolega dzisiej-
szemu światu: nieuctwo i anarchia!
Pogroził Jimowi długim, niezbyt czystym palcem.
— Smoki hasają tędy i owędy, rycerze hasają owędy i tędy; durnie, olbrzymy,
orki, piaszczomroki oraz inne dziwolągi i wybryki natury uprawiają ten swój ho-
kuspokus najlepiej, jak umieją, byle tylko zastraszyć choć maleńką cząstkę świata.
Każdy zuchwalec i asystent w swym zaślepieniu stawia się na równi z Magistrem
Sztuki. To nie do zniesienia!
Jego oczy zapłonęły jak żywe ognie.
— Nie myślę tego dłużej znosić. Będziemy mieli porządek i spokój, i Sztukę,
i Naukę, nawet jeśli będę musiał wywrócić wszystko na drugą stronę!
— Ale sam mówiłeś, że za pięćset, to znaczy czterysta funtów w złocie. . .
— Wtedy chodziło o transakcję, teraz — o etykę! Carolinus pochwycił kilka
włosów z brody i przez chwilę — je żuł.
— Myślałem — rzekł wreszcie — że potargujemy się trochę o cenę, aż zorien-
tuję się, ile jesteś wart. Lecz teraz, gdy odpłaciłeś mi tym zaklęciem na wrzód. . .
— nagle zamyślił się, oczy zaszły mu mgłą i w rozkojarzeniu zdawały się patrzeć
gdzieś indziej. — Tak, tak, doprawdy. . . to bardzo ciekawe. . .
— Sądziłem tylko — pokornie rzekł Jim — że hipnoza mogłaby zadziałać,
gdyż. . .
— Zadziałać! — zakrzyknął Carolinus, gwałtownie wracając do rzeczywisto-
ści. — Oczywiście, że zadziałałaby. Ogień też poskutkowałby w leczeniu ostrego
przypadku puchliny wodnej. Ale martwy i spopielały pacjent to nie pacjent uzdro-
wiony! Nie, nie, Gorbash (nie pamiętam drugiego z twoich imion), przypomnij
sobie Pierwsze Prawo Magii!
— Co takiego?
— Pierwsze Prawo, Pierwsze Prawo! Czy niczego nie nauczono cię w tym
college’u?
— No, cóż, właściwie to moją dziedziną była. . .
— Już zapomniałeś, jak widać — kpił Carolinus. — Ach, ci młodzi! Pra-
wo o Zapłacie, ty cymbale! Za każde odwołanie się do Wiedzy Tajemnej należy
uiścić żądaną lub odpowiednią cenę! Jak sądzisz, dlaczego żyję zarabiając na swo-
je utrzymanie, zamiast odwoływać się do liczby Alef? Nie możesz dostać czegoś
za nic tylko dlatego, że liczba jest nieskończona. Czemu korzysta się z pomocy
sów i kotów, i myszy, i innych rekwizytów zamiast patrzeć na kryształ? Dlacze-
go czarodziejski napój jest niesmaczny? Za wszystko trzeba płacić, oczywiście
stosownie! Nigdy nie zrobiłbym tego, co ten wasz ograniczony dyletant Hansen,
zanim nie wyrobiłbym sobie dziesięcioletniego kredytu w Wydziale Kontroli —
a jestem przecież Magistrem Sztuk. On obciążył swe konto do granicy wytrzyma-
łości — dalej już nie da rady.
— Skąd wiesz? — spytał Jim.
30
— Ależ, mój dobry asystencie — odparł Carolinus — czyż to nie oczywiste?
Był w stanie wysłać tę twoją dziewicę — zakładam, że jest dziewicą.
— No. . .
— Nieistotne, będę nazywał ją dziewicą, dla zasady. W końcu to i tak jałowa
dyskusja. Chodzi mi o to, że był w stanie całkowicie ją wysłać, ale potem kre-
dytu w Wydziale Kontroli starczyło mu zaledwie na przeniesienie twego ducha.
A wynik — jesteś Zakłóceniem Równowagi w tym świecie, Ciemne Moce zaś
przepadają za czymś takim. W rezultacie wytworzyła się tu niezła sytuacja! Ha!
Gdybyś był choć trochę sprytniejszy i wykształcony, zrozumiałbyś, że mogłeś
uzyskać mą pomoc bez potrzeby odpłacenia mi tymi egzorcyzmami na wrzód.
I tak bym ci pomógł, choćby po to, by pomóc sobie samemu i nam wszystkim
tutaj.
Jim wpatrywał się w niego z uwagą.
— Nie rozumiem — wyrzekł w końcu.
— Naturalnie, że nie — taki zwykły asystent jak ty. Dobrze więc, wyłożę
ci to. Twoje pojawienie się tutaj — twoje i tej Angie — zakłóciło równowagę
między Przypadkiem a Historią. Poważnie zakłóciło. Wyobraź sobie huśtawkę,
na której jednym końcu siedzi Przypadek, na drugim zaś Historia i tak huśtają się
w górę i w dół. Raz Przypadek jest w górze, potem znów Historia. Ciemne Moce
uwielbiają to. W odpowiednim momencie obciążają jedną ze stron, tę zdążającą
właśnie do dołu, tak że w górze na długo zawisa albo Przypadek, albo Historia.
W pierwszej sytuacji mamy Chaos; w drugiej — Porządek i kres Romantyzmu,
Sztuki, Magii i wszystkiego, co interesujące.
— Ale. . . — Jim doznawał wrażenia, jakby tonął w morzu słów — jak można
się temu przeciwstawić?
— Jak? Pchać do góry, gdy Ciemne Moce pchają w dół. Pchać w dół, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]