[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy tego właśnie chcesz? - mruknął, prze
suwajÄ…c najpierw palcem, a potem wargami po
jej szyi, dręcząc ją tak samo jak przed chwilą
ona jego.
- Jeśli nie masz żadnych obiekcji - szepnęła, biorąc
go w ramiona i prowadząc do raju, do którego nie
wprowadziła go nigdy żadna kobieta.
- Nie mam - zapewnił ją, zanim namiętność po
zbawiła go zdolności uwodzenia.
Kiedy się obudziła, Will rozmawiał przez telefon.
Nie słyszała, co mówił, wiec, nie przejmując się swą
wścibskością, narzuciła na siebie jego koszulę i cicho
weszła do kuchni.
Rozmawiając przez telefon, Will zawsze sprawiał
wrażenie spiętego. Meg przyjrzała mu się, gdy prze
ciągnął ręką po włosach, jeszcze potarganych po śnie.
Stała w drzwiach, lecz on jej nie zauważył.
- Masz pomysł, gdzie mogę go znalezć, Rusty?
Muszę mu zadać kilka pytań.
Zrozumiała, że mówi o Paulu.
- W porządku. Sprawdz, co możesz. Zaczyna
mnie to męczyć. Chcę z nim pogadać dziś wieczo
rem.
Rozłączył się i natychmiast zaczął wybierać drugi
numer. Meg postąpiła krok naprzód.
- Will? - zapytała z wahaniem.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się w jej stronę. Wyraz
jego twarzy natychmiast złagodniał.
- O co chodzi, skarbie? Obudziłem cię?
Potrząsnęła głową.
- Chcę jechać z tobą.
- Ze mnÄ…? DokÄ…d?
- Na przesłuchanie Paula. Chcę być z tobą, kiedy
będziesz to robić.
108
- Meggie, i tak jesteś w niebezpieczeństwie. Nie
chcę, żebyś się do niego zbliżała. Poproszę Cleo, żeby
z tobą została.
Sięgnął po słuchawkę, lecz Meg podeszła i położyła
dłoń na jego ramieniu.
- Will, proszę. Myślę, że to pomoże mi przypo
mnieć sobie wszystko, co się stało.
- Nie sÄ…dzÄ™.
- Proszę, posłuchaj. Widok spalonego domu przy
wołał wiele wspomnień. Wiem, że widok Paula może
mi coś przypomnieć.
- Nie będziemy ryzykować, Meg - powiedział. Nie
mógł zapomnieć treści kartki, jaką zostawił Paul
w mieszkaniu Meg, ani jego wizyty tutaj.
- Will, mówię poważnie. Chcę jechać. Jeśli mi nie
pozwolisz, znajdę inny sposób, aby porozmawiać
z Paulem. Ostatecznie kiedyś będzie próbował znów się
ze mną skontaktować.
Will rzucił słuchawkę na widełki i obrócił się ku
Meg, krzyżując ramiona na piersiach.
- Co mam z tobą zrobić? Zamknąć cię w więzieniu?
Powiedziałem, że nie pojedziesz!
Jego spojrzenie i ton głosu powinny ją przestraszyć,
lecz nic takiego nie nastąpiło. Przeciwstawiła mu się.
Również skrzyżowała ramiona na piersiach i wyzywa
jąco uniosła podbródek.
- Chcę jechać - nalegała. - Jestem pewna, że
rozmowa z Paulem bardzo mi pomoże.
- Wiesz, czego chcesz, i dążysz do tego - zauważył
niechętnie.
- Czasami - przyznała.
Widziała, że waha się, martwi i rozważa opcje.
- Odejdz ode mnie na dwa kroki dziÅ› wieczorem,
a pożałujesz. Zrozumiano?
Skinęła głową.
- ObiecujÄ™.
- Teraz muszę iść do biura. A ty pójdziesz ze mną.
109
Z radością przyjęła jego polecenie, gdyż nie chciała
stracić go z oczu tak samo, jak on nie chciał rozstać się
z niÄ….
Will pożerał ją wzrokiem, kiedy weszła do kuchni
ubrana tak samo jak poprzedniego dnia: w dżinsy
i turkusową bluzkę. Wiedziała, że ma jeszcze zaróżo
wioną twarz i potargane włosy. Najwyrazniej Willowi
podobało się i to.
- Chodz - powiedział, zapinając koszulę i podając
jej kurtkę. - Jeśli zaraz nie wyjdziemy, w ogóle nie
dotrÄ™ do biura.
Jednak dotarli tam i Meg trzymała się z dala od
Willa, kiedy zajmował się uzupełnianiem dokumen
tów. Wpadło dwóch policjantów i opowiedziało jej, co
siÄ™ dzieje.
- Przykro mi z powodu twojego domu - powiedzia
ła w pewnej chwili Velma. W jej głosie dało się wyczuć,
że przykro jej jeszcze z innych powodów, lecz nie
powiedziała, z jakich.
Meg wzruszyła ramionami.
- Czasami dobrze jest zacząć od nowa.
- Trzymaj się tej myśli - potwierdziła Velma
z uśmiechem. - Rusty! - zawołała. - Chodz tu natych
miast i podpisz swoje podanie o urlop.
- Dobry Boże, kobieto - zaprotestował Rusty.
- Kiedy chodzi o szarogęszenie się, jesteś gorsza niż
Will. Jeśli kiedykolwiek dadzą ci broń, pójdę na
emeryturÄ™.
- Lepiej zrób to teraz, Rusty - powiedziała Velma,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]