[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Helga nie odwróciła głowy, tylko pędem dojechała do drzwi frontowych i
nie czekając na stajennego, który czuwał zawsze, by przyjść z pomocą, gdy
ktoś z gości wyprawiał się na przejażdżkę, ześlizgnęła się z końskiego
grzbietu i wbiegła do domu. Książę pozo* stał przy oknie, ciekaw, co zrobi
ścigający ją mężczyzna. Po chwili zobaczył, że dojechawszy do schodów
przed wejściem, prześladowca również zeskakuje z siodła. W tym samym
momencie usłyszał odgłos biegnących kroków w korytarzu prowadzącym
do gabinetu i w sekundę pózniej w drzwiach stanęła Helga.
Rzut oka wystarczył, by książę przekonał się, jak bardzo jest przerażona.
Pierwszy raz, odkąd zobaczył ją siedzącą na koniu, wyglądała nieporządnie
- nie miała kapelusza, a włosy wiły się niesfornie nad czołem i wokół po-
liczków. Helga frunęła przez pokój i wyciągając ręce, by się go uchwycić,
wyrzuciła z siebie bez tchu, tak że ledwie można ją było zrozumieć:
R
L
T
- Niech mnie pan ratuje... błagam!... on mnie zabierze... i będę zmuszo-
na... go poślubić!... proszę... błagam... niech mnie pan ukryje!
Głos jej się łamał i rwał, a gdy książę wyciągnął ręce, podtrzymując ją w
obawie, by nie upadła, doszedł do nich przez nie domknięte drzwi głos
mężczyzny mówiącego coś głośno w głębi korytarza.
- Proszę, niech mnie pan ukryje!... - powtórzyła Helga błagalnie.
Książę rozejrzał się po gabinecie, szukając kryjówki. Po jednej stronie
kominka stał fotel, w którym siadywał zawsze jego ojciec, a ponieważ
uskarżał się na przeciągi, za fotelem znajdował się duży, solidny parawan
ze skóry. Pospiesznie, bez słowa pociągnął Helgę w tę stronę. Parawan do-
tykał prawie ściany przy kominku, lecz Helga wślizgnęła się za niego przez
tę szczelinę i była teraz całkowicie niewidoczna dla osoby znajdującej się w
gabinecie.
Książę wrócił do biurka i siadając za nim wziął do ręki pióro, po czym
zaczął przeglądać papiery ułożone w stos przez swojego sekretarza. Upły-
nęło nie więcej niż kilka sekund, kiedy drzwi otworzyły się i jeden z loka-
jów, wyraznie wytrącony z równowagi, oznajmił:
- Jakiś dżentelmen pragnie się widzieć z księciem.
- Jestem zbyt zajęty na wizyty! - odparł książę ostro.
- Dla mnie znajdzie pan czas!
Odsuwając lokaja, Bernard Howell wszedł do gabinetu. Książę podniósł
oczy znad papierów i spojrzał na intruza ze świetnie udanym zdziwieniem.
Patrząc na korpulentnego, czerwonego na twarzy mężczyznę, który niewąt-
pliwie nadużywał alkoholu, książę zaczął rozumieć, dlaczego Helga się boi.
- Nie przyjmuję w tej chwili nikogo - powiedział zimno.
Bernard Howell, zupełnie nie speszony, podszedł do biurka i stając na-
przeciw księcia oświadczył:
- Przyszedłem zażądać czegoś, co do mnie należy, książę, i co próbowało
mi umknąć, chowając się w pańskim domu!
- Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym pan mówi - odparł książę.
- Trudno w to uwierzyć - powiedział Bernard Howell. - Młoda kobieta,
która jechała na jednym z pańskich koni, wbiegła przez frontowe drzwi do
R
L
T
pańskiego domu, jakby to robiła nie pierwszy raz, a służba potwierdziła, że
jest pańskim gościem.
- Skoro jest pan tak dobrze poinformowany, to może zaczniemy od po-
czątku - zaproponował książę. - Proszę mi łaskawie wyjaśnić, kim pan jest i
jakim prawem wpada pan do mojego prywatnego gabinetu, nie uzyskawszy
na to pozwolenia.
Kto inny skuliłby się, słysząc ton głosu księcia, ale Bernard Howell
usiadł nie proszony na krześle przy biurku, mówiąc przy tym:
- Nazywam się Bernard Howell. Pochodzę z Worcestershire, gdzie je-
stem dobrze znany w kołach sportowych.
Oczy księcia przesunęły się po szpicrucie, którą Howell trzymał w ręce i
zatrzymały na moment na rogu myśliwskim, widocznym spod wyłogu
kurtki. Nie powiedział jednak ani słowa i Bernard Howell podjął:
- Helga Wensley, która na moich oczach weszła do pańskiego domu, ma
zostać moją żoną- tu urwał na moment, po czym jakby przewidując, że
książę zaprzeczy, jakoby miał gościa o tym nazwisku, dorzucił: - skoro He-
lga uciekła z domu i ukrywa się w ten karygodny sposób, to z pewnością
używa fałszywego nazwiska, ale w rzeczywistości, książę, jest wielmożną
Helgą Wensley, córką nieżyjącego lorda Wensleya i pasierbicą sir Hectora
Prestona, który, jako jej prawny opiekun, udzielił zgody na nasze małżeń-
stwo.
- Jeśli panna Wensley uciekła od pana - powiedział książę wolno - to nie
wygląda na to, żeby odnosiła się entuzjastycznie do projektowanego związ-
ku.
- To jest zupełnie nieistotne! - odparł Bernard Howell. - Bez wątpienia
wie pan, książę, że prawny opiekun ma całkowitą władzę nad swoją pod-
opieczną, a sir Hector Preston życzy sobie, żebym poślubił jego pasierbicę.
- Bardzo interesująca historia - stwierdził książę spokojnie. - Ale jaka jest
tu moja rola?
- Pańską rolą, książę, jest oddać mi natychmiast pannę Wensley. Zabiorę
ją wówczas do domu i zadbam, by tego rodzaju rzecz nie wydarzyła się
więcej.
R
L
T
- Ciekawe, jak zamierza pan to osiągnąć - powiedział książę z nutą roz-
bawienia w głosie.
Oczy Bernarda Howella zwęziły się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]