[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poznać, że rzeczywiście zmącił moje myśli...
- Widzę, że twój radar nadal świetnie pracuje - wyszeptała, układając
kopie.
- Bez wątpienia. - Głos miał niski, intymny. - Mam nadzieję, że nie masz
już kłopotów z ogrzewaniem.
- 55 -
S
R
Ogarnęło ją niezrozumiałe podniecenie; dopiero po dłuższej chwili
dotarło do niej, że Karr mówi o piecu gazowym. Oby tylko nie domyślił się, że
to ona sama płonęła żywym ogniem...
- Wszystko w porządku. - Starała się opanować drżenie głosu. - Ale skoro
już mowa o domu, zawiadamiam cię, że ciśnienie wody jest nadal za słabe.
- Przykro mi, ale dziś już niewiele zdziałam - powiedział bez cienia
współczucia. - A ponieważ jutro jest środa, dzień twojej wyprowadzki, nie warto
już się tym trudzić.
Podeszła do kasy, żeby zapłacić za odbitki.
- Kiedyś będziesz musiał naprawić instalacje hydrauliczne, jeśli chcesz
korzystnie wynajmować te apartamenty - odrzekła głosem pełnym nagany.
- A kto ci powiedział, że zamierzam wynajmować apartamenty? - zdziwił
się szczerze.
Maggie zaniemówiła z wrażenia. Kasjerka musiała jej przypomnieć o
zabraniu reszty. Bezwiednie wrzuciła pieniądze do kieszeni płaszcza.
- Nie masz takiego zamiaru? - powtórzyła jak echo. Karr wziął ją pod
ramię i poprowadził w stronę drzwi.
- Gdybym miał taki zamiar, dlaczego narażałbym się na tyle kłopotów i
wydatków, żeby wszystkich stamtąd przenieść? - Mówił spokojnie, jakby
wyjaśniał rzecz oczywistą. Co więcej, mówił poważnie, śmiertelnie poważnie. I
to właśnie było przerażające.
Jakże mogła zapomnieć, że Eagle's Landing to nie tylko sam dom, ale
także ogromny teren, który można było znakomicie wykorzystać, przeznaczając
pod budowę kolejnego rzędu jednakowych domków! Jeśli wytnie się drzewa w
parku, zasypie staw i wybetonuje cały teren, można tam postawić co najmniej
setkę szeregowych domków...
- Zamierzasz więc zburzyć dom i zbudować więcej tych obrzydliwych,
małych pudełek? - Głos Maggie przeszedł w przerazliwy pisk.
Karr wsunął niedbale ręce do kieszeni płaszcza.
- 56 -
S
R
- Wcale nie powiedziałem, że mam taki zamiar - rzekł spokojnie.
- W takim razie może chcesz mi wmówić, że zamierzasz przebudować
dom, żeby samemu się do niego wprowadzić?
- Mówiła coraz szybciej, z wolna tracąc nad sobą panowanie.
- To coś, nad czym warto się zastanowić - rzekł po głębszym namyśle,
jakby drocząc się z nią.
- Och, dajże spokój, Karr... Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w roli pana
na włościach. To całkiem nie w twoim stylu i dobrze o tym wiesz!
- Przecież to była twoja sugestia - zaprotestował.
- Gdzie teraz mieszkasz? - ośmieliła się spytać.
- W jednym z moich domków w mieście. I bardzo mi się tam podoba.
Aha, przypomniałem sobie, że w ostatni weekend wynajęliśmy kolejne trzy
mieszkania i dwa domy, a więc...
- Nic mnie to nie obchodzi - ucięła.
- Och, to mnie też nie. - Jego oczy zabłysły złośliwie.
- Ale muszę cię uczciwie ostrzec, że dalej tak postępując, nie będziesz
miała innego wyboru, jak wprowadzić się do mnie.
- 57 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Karr zaproponował Maggie podwiezienie, lecz ona odmówiła. Nadal nie
mogła wyjść z szoku - porażona wiadomością, że jej ukochany dom wkrótce
zamieni się w kupę gruzu.
Musiała coś z tym zrobić - teraz to nie ulegało kwestii! Sprawa w jednej
chwili nabrała całkiem nowego wymiaru - nie była to już tylko jej osobista
niewygoda. Być może dach w Eagle's Landing przeciekał, kominy rozpadały
się, a z elewacji łuszczyła się farba - ale to jeszcze nie oznaczało, że zasługiwał
na zburzenie i zastąpienie go rzędem jednakowych domków!
Na myśl o domkach w mieście przypomniała sobie o Libby. Wstąpiła do
kwiaciarni po kwiaty i skierowała się w stronę rzędu domków Karra Elliota.
Postanowiła podzielić się złymi wieściami z przyjaciółką.
Nie pamiętała numeru domu Montgomerych, a długi rząd identycznych
frontowych drzwi przedstawiał widok zniechęcający. W dodatku padało coraz
mocniej, a deszcz ograniczał widoczność. Maggie schowała owinięte w folię
kwiaty pod płaszcz i przyspieszyła kroku. Minęła garaż, front domu, którego
drzwi pomalowane były na kanarkowy kolor, potem następny garaż i następny
dom...
Na drzwiach trzeciego z kolei domku znajdowała się tabliczka z napisem:
 Biuro wynajmu i sprzedaży". Po krótkiej chwili wahania Maggie weszła do
środka. Jeśli nie zapyta o adres, to będzie szukać Libby do póznej nocy...
Siedząca za biurkiem brunetka posłała jej przyjazne spojrzenie:
- W czym mogę pani pomóc? - spytała.
Nim zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach sekretariatu pojawił się Karr
ubrany w płaszcz przeciwdeszczowy.
- Witaj, Maggie. Nie chciałaś ze mną pojechać, żebym nie wiedział, że się
do mnie wybierasz? - Uśmiechnął się leniwie.
- 58 -
S
R
- Czy mogę cię osobiście oprowadzić, czy wolisz zrobić to sama?
Powinna się domyślić, że po rozstaniu z nią wróci do biura! A może to po
prostu pech albo... przeznaczenie?
- Interesuje mnie tylko jeden typ domku: Wakefield. - O ile dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl