[ Pobierz całość w formacie PDF ]
flagowy Chaosu.
Znaczy, że jest na morzu?
Nie, te przeklęte okręty żeglują tak samo po lądzie, jak i po wodzie, jeżeli
w chwili obecnej jest jeszcze jakaś różnica. To właśnie one zaatakowały Karla-
ak, prowadząc ze sobą zastępy konnych i piechoty. Wszędzie panuje Chaos. Tam
dokąd jedziesz, znajdziesz tylko śmierć.
To się jeszcze okaże. Mam już teraz ochronę przeciwko Chaosowi, mój
miecz i nihraińskiego rumaka zwrócił się do swoich towarzyszy. No więc,
przyjaciele, zostajecie tu z panem Voashoonem, czy jedziecie ze mną w objęcia
Ciemności?
Pojedziemy z tobą odpowiedział Moonglum za siebie i Dyvima Slorma.
Zaszliśmy z tobą zbyt daleko i teraz nasze losy są ściśle połączone z twoim.
Nie mamy innego wyjścia.
Dobrze. %7łegnaj, Voashoonie. Gdybyś mógł, skieruj swe kroki do Eshmir
132
i Nieznanych Królestw, skąd pochodzi Moonglum. Chociaż niewiele im to pomo-
że, powiedz, żeby przygotowali się na najgorsze.
Spróbuję zapewnił Voashoon. Nie wiem jednak, czy zdążymy w porę
tam dotrzeć.
Elryk i jego kompani wyruszyli w drogÄ™, naprzeciw wielkiej armii Cha-
osu. Trzech wojowników przeciwko nieposkromionym siłom Ciemności. Trzech
śmiałków, którzy szli wytyczoną trasą tak długo, że nie mogli teraz z niej zboczyć.
Ostatnie akty musiały być odegrane bez względu na to, czy miała po nich nastąpić
krwawa noc, czy spokojny dzień.
Wkrótce napotkali pierwsze zwiastuny Chaosu. Na terenach, gdzie kiedyś ro-
sła bujna trawa, znajdowało się teraz pole roztopionej żółtej skały. Temperatu-
ra gęstej cieczy była niewysoka, lecz falując, lawa parła do przodu, pochłaniała
wciąż kolejne mile powierzchnię globu. Ich nihraińskie konie nie stąpały po tej
ziemi, więc poradziły sobie z łatwością z tą przeszkodą i po raz pierwszy Tarcza
Chaosu pokazała swoje możliwości. Pod jej wpływem morze roztopionej skały
zamieniało się na parę chwil w bujną trawę.
Po drodze napotkali kuśtykającego człowieka, który jeszcze miał nogi i mógł
mówić. Dowiedzieli się od tego nieszczęśnika, że Karlaak nie istnieje. Zostało za-
mienione we wrzącą, bezkształtną masę. Tam też nieprzyjaciel rozłożył się obo-
zem. Dowiedzieli się również, że Wyspa Smoków jest jedynym miejscem na Zie-
mi, które oparło się wpływowi Chaosu.
Kiedy skończymy nasze zadanie, spróbujemy się tam dostać rzekł Elryk,
gdy ruszyli dalej. Tam mamy szansę przeżycia, aż przybędą Władcy Prawa. Na
wyspie w jaskiniach leżą pogrążone we śnie smoki. Byłyby one bardzo użyteczne
w walce z Jagreenem Lernem. O ile dałoby się je obudzić.
Jaki sens ma dalsza walka? zapytał Dyvim Slorm zrezygnowanym gło-
sem. Teokrata wygrał, Elryku. Nie wypełniliśmy powierzonego nam zadania.
Nasza rola jest skończona. Teraz rządzi tu Chaos.
Czyżby? Musimy jeszcze się z nim zmierzyć i sprawdzić jego siłę. Dopiero
wtedy stwierdzimy, kto rzeczywiście wygrał.
Dyvim Slorm spojrzał z powątpiewaniem na kuzyna, ale nic nie odrzekł.
W tym momencie dojechali do obozu Chaosu.
%7ładen koszmar senny nie mógł się równać z tym widokiem. Nad całym te-
renem dominowały Okręty Umarłych. W niebo wystrzelały różnokolorowe pło-
mienie. Na ziemi różnego rodzaju stwory obcowały z ludzmi. Zmiertelnie piękni
Książęta z Piekieł naradzali się z ponurymi królami, którzy zjednoczyli się z Ja-
greenem Leniem i teraz, być może, żałowali swojej decyzji. Od czasu do czasu
w różnych miejscach grunt się kołysał i wybuchał. Ktokolwiek się znalazł w po-
bliżu takiej erupcji, ginął na miejscu lub podlegał transmutacji w nieopisaną po-
czwarę. W powietrzu unosił się przerażający hałas. Głosy ludzi i dzwięki Chaosu
mieszały się z odrażającym śmiechem diabłów i wrzaskiem torturowanych dusz
133
ludzkich. Smród rozkładu, krwi i zła był nie do wytrzymania. Okręty Umarłych
płynęły powoli poprzez ogromny obóz, znaczony wielkimi namiotami królów,
nad którymi powiewały jedwabne sztandary. Nic nie znacząca duma w porówna-
niu z potęgą Chaosu. Wielu ludzi niczym się nie różniło od stworów z Piekieł, tak
bardzo zostali przemienieni.
Widzę, ze proces mutacji ma coraz większy zasięg wśród ziemskich wo-
jowników odezwał się Elryk. To będzie trwało dopóty, dopóki Jagreen Lern
wraz z innymi królami nie zostaną całkowicie odmienieni i staną się ułamkiem
materii Chaosu.
Przyjaciele, patrzycie właśnie na ostatnich przedstawicieli rodzaju ludzkie-
go. Wkrótce nie można ich już będzie odróżnić. Cały ten niestabilny grunt znalazł
się we władzy Książąt z Piekła, albo znajdzie się w niedługim czasie. Powoli zo-
staje on wciągany w ich wymiar, w ich królestwo. Najpierw zmienią jego kształt,
a następnie zabiorą całą Ziemię. Stanie się ona bryłą materii, którą będą mogli
przekształcać, w co tylko im się spodoba.
I my mamy się temu przeciwstawić powiedział Moonglum bez nadziei
w głosie. Nie jesteśmy w stanie, Elryku!
Musimy dalej próbować, aż do samego końca. Pamiętam, co powiedział
Król Morza, Straasha. Jeżeli uda nam się pokonać Pyaraya, kapitana Floty Umar-
łych, Okręty z Piekieł nie będą mogły istnieć. Mam zamiar sprawdzić jego słowa.
Nie wolno mi również zapomnieć, że moja żona może znajdować się na jednym
z tych statków, ani że Jagreen Lern gdzieś tam jest. Mam trzy przekonywające
powody, żeby tam jechać.
Nie, Elryku! To więcej niż samobójstwo!
Nie proszę was, żebyście mi towarzyszyli.
Jeżeli pójdziesz, my również pójdziemy, ale bardzo mi się to nie podoba.
Nie. Jeżeli nie uda się jednemu, nie uda się i trzem. Pójdę sam. Zaczekajcie
tu na mnie. Jeżeli nie powrócę, spróbujcie przedostać się na Wyspę Smoków.
Ale, Elryku. . . ! krzyknął Moonglum w ślad za galopującym w stronę
obozu Melnibonéaninem.
Tarcza chroniła Elryka przed wpływem Chaosu, lecz był on za to dobrze wi-
doczny. Gdy zbliżał się do statków, został zauważony przez niewielki oddział.
Wojownicy rozpoznali go i zaatakowali.
Rozjuszony okropnym widokiem, i smrodem iście piekielnym, zaśmiał im się
prosto w twarz.
Taka przekąska będzie odpowiednia dla mojej szabli, zanim rozpocznie się
prawdziwy bankiet na statku! krzyknął i odciął głowę najbliższemu napastni-
kowi, jakby to był kwiat jaskru.
Bezpieczny za okrągłą tarczą, wywijał mieczem w szaleńczym zapale. Od cza-
su, gdy Zwiastun Burzy pozbawił demony uwięzione w drzewach ich dusz, ener-
gia jaką posiadał była nieskończona. Jednak każda dusza, którą Elryk wykradł
134
Teokracie, przyczyniała się do dopełnienia zemsty. Zwykli ludzie nie mogli mu
się przeciwstawić. Jednego wojownika, zakutego w ciężką zbroję, rozciął od gło-
wy aż po krocze. Siła uderzenia była tak wielka, że ostrze przeszło przez siodło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]