[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dolg podążył za nim bez słowa.
Albo ja naprawdę silniej wyczuwam, że coś nas ciągnie, albo też on jest
najdelikatniejszym dyplomatą na świecie.
Ale co do jednego Móri się mylił. Przyznawał wprawdzie, że wciąż jest potężniejszy
od syna pod względem znajomości magii, lecz uważał, że Dolg akurat teraz odgrywa główną
rolę. W tym właśnie tkwił błąd. To on, Móri, był teraz najważniejszy, wciąż jednak nie
zdawał sobie z tego sprawy.
Wkrótce odnalezli grób. Nieduży występ skalny porastała trawa, pionowy brzeg był z
wapienia. Obaj czuli, że trafili we właściwe miejsce, prędko więc oczyścili kamień z roślin i
ziemi.
Wapienna ścianka okazała się oddzielona od podłoża. Za nią widniała jama.
- Postaw latarnię tutaj - powiedział Móri. - Tak będziemy lepiej widzieć.
- Ojcze, wydaje mi się, że w wapieniu wyryto jakieś imię!
- Pokaż!
Czas niemal całkiem zatarł litery, lecz dostrzegli chyba dwa imiona. Oba kończyły się
na ...VS .
- Czyżby to konsul? - spytał Dolg. - Mariusz? Caius Marius?
- O, nie! Mariusz nie poległ tutaj. Poza tym konsulów chowano w okazałych, bogatych
grobach, a ten trudno tak nazwać. Ale zobacz, poniżej wyryto coś jeszcze. Nie zdołamy
odczytać co, lecz długość słowa może wskazywać na tytuł, może centurion albo tribunus
47
militum . Prawdopodobnie spoczął tu dowódca. No cóż, nic o tym nie wiemy. Zajrzyjmy do
grobu.
Spróbowali odsunąć płytę na bok. Móri ze smutkiem rozejrzał się w koło.
- Jak myślisz, czy tutaj właśnie rozegrała się bitwa?
- Nie, trochę dalej na zachód - odparł Dolg bez cienia wątpliwości w głosie. Sprawiał
przy tym wrażenie równie zasmuconego jak Móri. W przepięknych łąkach kryło się coś
bezdennie tragicznego.
Móri popatrzył w kierunku wskazanym przez syna.
- Tam spoczywa wielu zmarłych, z pewnością to wyczuwasz - rzekł cicho. - Ale oni
nie mają własnych grobów.
- Zwłaszcza Teutonowie - dopowiedział Dolg.
- To prawda. Zniszczono cały lud.
Odwrócili się w stronę grobu. Niewiele w nim było do oglądania.
- Został splądrowany - skonstatował Móri.
- Ale leżą tu szczątki.
- Rzeczywiście, chociaż niewiele. Ten półokrągły kawałek kości to fragment czaszki,
prawda?
- Tak - odparł Dolg. - Nie śmiem niczego dotykać, bo boję się, że się rozsypie w pył.
- Tak, tak, uważaj! Pomimo że grób jest niemal całkiem pusty, musimy okazać
szacunek. Ale czy widzisz to, co ja?
Dolgowi z napięcia zaparło dech w piersiach.
- Tak! On nosił coś na szyi!
- Aańcuch! Ale medalion zerwano.
- To nie był medalion, ojcze. Poznaję ten łańcuch.
- Ja także. Na podobnym łańcuchu wisi zwykle znak Zwiętego Słońca.
Dolg w migotliwym świetle latarenki patrzył na ojca, klęczącego w połowie we
wnętrzu grobu.
- Czy mamy założyć, że ów Rzymianin nosił ten znak Słońca, który skradziono
przyjaciołom Cienia? %7łe ten właśnie znak odziedziczył kardynał von Graben? Znak
przekazywany kolejnym wielkim mistrzom w nowym zakonie, który wziął swój początek od
Ordogno Złego z Leon?
- Nic nie wiemy na pewno, synku - powiedział Móri z tłumionym podnieceniem. - Ale
mamy prawo zgadywać i snuć domysły!
48
- Oczywiście! To bardzo ciekawe - Dolg uśmiechnął się szeroko. - Ale dlaczego
rabusie nie zabrali także łańcucha? Wygląda przecież na zrobiony ze złota.
- Prawdopodobnie przyczyną tego był pośpiech. Grób splądrowano chyba bardzo
wcześnie, być może tuż po bitwie, więc on...
Móri urwał, nie chcąc roztaczać przed synem zbyt makabrycznych wizji. Ale Dolg był
mniej wrażliwy:
- Wciąż miał głowę na swoim miejscu? Rzeczywiście, pewnie tak właśnie było. - Dolg
westchnął. - Szkoda, że nie zostawili znaku Słońca. Przydałby nam się.
- Tak właśnie mówił Cień. Ale, Dolgu, jacyż jesteśmy niemądrzy!
Chłopiec patrzył na ojca pytająco.
Móri mówił z przejęciem:
- Jak myślisz, dlaczego tak nas ciągnęło w to miejsce? Pamiętasz słowa Cienia?
Wiem, kto posiadał drugi znak, ale ten człowiek musiał go stracić, bo poległ w bitwie. Nie
doszłoby do tego, gdyby nosił znak .
- Oczywiście - rozjaśnił się Dolg. - Spytaliśmy, kiedy ta bitwa miała miejsce, a Cień
odparł, że bardzo, bardzo dawno temu.
- Właśnie! A więc tutaj był ten drugi znak!
- Sądzisz więc, ojcze, że Cień chce, abyśmy go odnalezli? Dla niego albo dla nas?
- Tak właśnie uważam.
- Musi znajdować się gdzieś w pobliżu.
Móri omiótł wzrokiem niewielką komorę grobową.
- Dolg! Zobacz!
Na ścianie w głębi wyryto kilka znaków i parę słów. Znaki Dolg ku swojej radości
natychmiast rozpoznał. Takie same znalazł przed grotą, gdzie przechowywano szafir.
Kompletnie niezrozumiałe, lecz bez wątpienia takie same.
- Jesteśmy na właściwym tropie, ojcze! Ten człowiek należał do dawnego zakonu. Ale
litery? Och, ten okropny wapień - poskarżył się. - Aatwo w nim ryć, ale wszystko tak prędko
się zaciera!
- Czy naprawdę tak prędko? - zadumał się Móri. - Bitwa miała miejsce przed... zaraz,
zaraz... około tysiąc osiemset czterdziestu laty... Sporo czasu upłynęło. Nie można zbyt wiele
wymagać od zwykłego wapienia.
- Oczywiście masz rację, ojcze. Ale co tu jest napisane?
49
- To nie jest w tym samym języku, co twoje tajemne znaki powyżej. To łacina, tak jak
przypuszczaliśmy. Nie rozumiem z niej ani odrobiny. Chociaż? Pewne słowo powtarza się
dwukrotnie. Pozostałe są zbyt zatarte, aby ktokolwiek mógł je odczytać.
- A to słowo, które znasz?
- Podnieś latarnię! Tak, tu napisano perditus.
- Co to znaczy?
- Stracony, zgubiony. Coś w tym rodzaju.
- Niewiele nam to mówi. Szkoda - westchnął Dolg, obracając się ku okrytym nocnym
mrokiem łąkom. - Pójdę sprawdzić, czy nie napłyną jakieś nowe impulsy.
- Dobrze - zgodził się Móri, jakby roztargniony. - Tylko zbytnio się nie oddalaj!
- Oczywiście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]