[ Pobierz całość w formacie PDF ]
były wciąż przy Annie.
- Nawet jeśli węzły są zaatakowane, to przy drugim stopniu
zaawansowania prognozy są nadal dobre.
- Wiem o tym. - Umilkł na chwilę, po czym dodał z wahaniem: - Tam
był jeszcze jakiś facet. Siedział i czekał, tak jak ja, aż operacja się
skończy.
Zmarszczyła brwi.
- Czy to był Kevin? - spytała. Pokręcił głową.
- On by się nie odważył. Wie, że udusiłbym go gołymi rękami. Ten
facet nazywa się Jim Bainbridge. Wielkie chłopisko. Około
czterdziestki.
- Znam Jima. - Nie przerywając masażu, czuła, jak napięcie w
mięśniach karku powoli ustępuje. - Jest dowódcą straży miejskiej. To
bardzo miły człowiek, a przy tym nieśmiały. Jest najbliższym
sąsiadem Anny.
- Ach, tak.
- Myślisz, że coś ich łączy?
- Był zdenerwowany. Chyba mu na niej zależy.
- To przyzwoity człowiek. Ma złote serce.
- Musi być dobrym człowiekiem, skoro mimo wszystko tak się o nią
troszczy. Troje dzieci i teraz ten nowotwór. ..
Emily zamarła.
- Uważasz, że Anna nie ma już nic do zaoferowania? - zapytała
chłodno. - Tylko dlatego, że straciła kawałek piersi?
- Nie to miałem na myśli. - Uśmiechnął się blado, przechylił do tyłu i
chwycił ją za ramiona. - Cóż, troje dzieci to już duży bagaż, a do tego
ten jej paniczny lęk...
- Tak jak u ciebie.
- Nie czuję żadnego lęku.
- A przed związaniem się? - Uwolniła ręce z jego dłoni i podjęła
masaż. - Przed przyznaniem się, jak bardzo potrzebujesz innych? Nie
wmówisz mi tego.
- Przecież wiesz, że to nieprawda.
- A więc nie boisz się związku?
- Nie.
- I marzysz o tym, żeby kogoś pokochać, nawet w tej chwili?
- Mógłbym się dać skusić - przyznał z podejrzaną żarliwością. - Na
przykład - ciągnął - gdybyś mi właśnie teraz powiedziała, że chcesz
iść do łóżka ze mną...
- Prezerwatywę wyciągnąłbyś z kieszeni szybciej, niż ja
wypowiedziałabym słowo obrączka - wyrzuciła z niezamierzoną
goryczą. - Problem w tym, że to zupełnie nierealne, ponieważ tak
naprawdę, żadne z nas tego nie chce.
- Wcale nie musisz mieć łóżka, prezerwatyw i obrączki jednocześnie.
To przecież można oddzielić.
- Co takiego, iść do łóżka bez prezerwatywy? -Uniosła brwi z udanym
oburzeniem, nie przerywając jednak masażu. - O nie, dziękuję. Mamy
już czworo dzieci. Czyżbyś miał ochotę na piąte?
- Chodziło mi o małżeństwo. - Odwrócił się i, patrząc jej w oczy,
dodał z powagą: - Em, musisz wiedzieć, że chciałbym się z tobą
kochać.
A ona, czyż nie chciała? Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek na
świecie. Chciała, by ją porwał na ręce, zaniósł do łóżka i sprawił, by
uwierzyła... przez te kilka magicznych chwil, że jest młoda, pożądana
i że tylko od niej zależy, jaką podejmie decyzję.
Musiałaby być jednak szalona.
Dobrze wiedziała, że Jonas, kiedy już Annie przestanie być
potrzebny, odejdzie, nie oglądając się za siebie.
I jego następne słowa jedynie to potwierdziły.
- Em, nie musisz zachowywać się tak, jakby ktoś żądał od ciebie, abyś
tu tkwiła do śmierci - zauważył. - Na litość boską, dziewczyno, ile ty
masz właściwie lat?
- Dwadzieścia dziewięć.
- A ja trzydzieści trzy. To chyba dość, żeby czerpać przyjemność z
tego, co tę przyjemność może nam dać.
- A potem się rozstać?
- Oczywiście.
- Tylko że to nie zawsze jest takie proste - odparta ze smutkiem. - Ja i
Robby jesteśmy tego najlepszym przykładem.
- Nie rozumiem.
- Myślałam, że będę w stanie przywiązać się do Robby'ego na jakiś
czas - przyznała łamiącym się głosem. - Teraz wiem, jak bardzo się
myliłam. Teraz potrzebuję go tak samo, jak on mnie. Po prostu
kocham go, Jonas. Na tym właśnie polega miłość. %7łe jesteśmy komuś
potrzebni i że ktoś potrzebuje nas. I oto Robby śpi w łóżeczku obok
mnie, ale im dłużej to będzie trwało, tym bardziej będzie krwawiło mi
serce, kiedy przyjdzie mi z tą moją miłością się rozstać.
- Nie wiedziałem, że tak to czujesz. Co stało się z tak potrzebnym w
naszym zawodzie dystansem, pani doktor?
- Nie mam go. - Odetchnęła głęboko i odsunęła się od niego. - Ty
masz go za to w nadmiarze. I to nie jest w porządku, ponieważ dla
ciebie nie ma to żadnego znaczenia.
- Nie wiem, co masz na myśli.
- Możesz mieć żonę i rodzinę w każdej chwili - odparła.
- Ale nie chcę.
- Właśnie. - Włożyła ręce do kieszeni spodni od dresu, który pełnił
rolę piżamy. - Tylko że ja chcę. Zawsze chciałam mieć rodzinę.
Rodzina byłaby... czymś cudownym. Niestety, chcę być także
lekarzem dla mieszkańców Bay Beach. Pogodzenie tych dwóch ról
nie wydaje się jednak możliwe.
- Mogłabyś poślubić kogoś miejscowego i adoptować tego malca.
- Czyżby? - zakpiła. - Jakiż to mężczyzna zechciałby się ze mną
związać, gdyby wiedział, że muszę być pod telefonem dwadzieścia
cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu? Możliwe, że ty
mógłbyś znalezć żonę godzącą się żyć z tobą na tych warunkach, ale
pozycja kobiety i mężczyzny w społeczeństwie nie zmieniła się aż tak
bardzo, abym mogła znalezć męża, który by to zaakceptował.
- Czyżby twoja sytuacja wyglądała aż tak zle?
- Niestety. To miasto jest dostatecznie duże dla dwóch lekarzy, ale
jest tylko jeden. Kocham moją pracę, ale mam jej tyle, że nie
wystarcza mi już czasu na nic innego.
- Nawet dla Robby'ego?
- Zrobiłabym wszystko, żeby go adoptować. Ale sam powiedz, jaka
byłaby ze mnie matka?
- Myślę, że fantastyczna.
- Przez jakieś pół godziny dziennie, i to jedynie wtedy, gdy pozwolą
mi na to pacjenci. Wychowaniem Robby'ego mogłaby zająć się
opiekunka. Może Amy? Do j czasu, aż znajdzie sobie lepszą pracę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]