[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem.
- Jak to? - Zerwała się na równe nogi. - Skąd?
- Zanim tu przyszedłem, rozmawiałem z Edith White. Musiałem. Z
prawnego punktu widzenia Daniel jest pod kuratelą sądu.
- Wiem o tym. Edith nie pozwoli oddać mi go wcześniej? Zaproponował
takie rozwiązanie, ale przedstawicielka opieki społecznej je odrzuciła.
- Nie.
- Zamierza oddać go do rodziny pełniącej rolę pogotowia opiekuńczego?
Był wstrząśnięty, widząc rozpacz malującą się na twarzy Bethany.
Niestety, Edith była osobą wyjątkowo stanowczą. Aby oszczędzić Bethany
bólu, postanowił nie drążyć tematu.
- Obawiam się, że taka będzie jej decyzja.
- Nie możesz nic zrobić? Opóznić wypisania Daniela ze szpitala?
- Jeżeli jego stan będzie się poprawiał w takim samym tempie, będę miał
trudności z zatrzymaniem go do czwartku. Towarzystwa ubezpieczeniowe
sprawdzają zasadność hospitalizacji. Nie mogę go trzymać bez konkretnej
przyczyny.
Przyjęła to gorzej, niż się spodziewał. Wziął ją w ramiona i mocno
przytulił. Gdy oparł brodę na jej głowie, poczuł zapach jej szamponu.
- Pani White obiecała przedstawić ci tych ludzi. - Czuł, że obejmuje
zupełnie sztywne ciało. - Będziesz mogła codziennie go odwiedzać.
Znając twoje zaangażowanie, Edith szuka dla Daniela jak najlepszych
opiekunów.
- Nie wątpię.
- Para, którą sobie upatrzyła, już opiekowała się niemowlętami z
różnymi schorzeniami. Ze zwłóknieniem torbielowatym, z rozszczepem
podniebienia, trzecie...
- Niewielka pociecha. Zaniepokoiła go obojętność w jej głosie.
- To tylko kilka dni. Nic mu nie będzie.
- Możesz przysiąc? - Uniosła głowę. - Możesz mi przysiąc, że nic,
absolutnie nic, mu się nie stanie?
- Chciałbym, ale nie mogę. Tak jak nie mogę przysiąc, że tobie nic się
nie stanie.
- Mogłaby ominąć jakieś przepisy.
- Jedni to robią, inni nie. Edith White należy do tych drugich.
- Upajają się władzą - skomentowała cynicznie.
Mimo że zgadzał się z taką charakterystyką Edith, domyślał się, że
miała na myśli instytucję opieki społecznej.
- Jedni tak, inni nie. Nagle przylgnęła do niego.
- Daniel jest mój - szlochała. - Tylko mój. Nie może pójść w ręce ludzi,
którzy go nie kochają.
- Będziesz go miała - pocieszał ją. Jak straszne musiała mieć przejścia w
dzieciństwie, by po tylu latach tak gwałtownie zareagować na taką
sytuację. - Cierpliwości.
Azy spływały jej ciurkiem po policzkach. Zaczął gładzić jej włosy. Co
więcej może zrobić, by ją pocieszyć? Jakiś czas potem zapłakana Beth
odsunęła się od niego.
- W twojej obecności zamieniam się w fontannę łez - zauważyła,
ocierając twarz.
- Nie szkodzi. - Ujął ją pod brodę. - Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie bardzo. Chociaż chyba powinnam.
Usiedli obok siebie na kanapie. Splotła dłonie na kolanach.
- Byłam w rodzinie zastępczej, zanim wylądowałam w domu dziecka,
gdzie poznałam Ellen. Ci ludzie byli upoważnieni do opieki nad piątką
dzieci. Mieli dwóch chłopców w wieku pięciu i siedmiu lat, roczne
niemowlę oraz mnie. Nie mam pojęcia, dlaczego zgodzili się akurat na
piątkę. Wbijali nam do głowy, że jesteśmy dla nich strasznym ciężarem.
Któregoś dnia policja przyprowadziła do nich upośledzonego umysłowo
dwunastolatka, ponieważ nie miał gdzie się podziać. Następnego dnia
miała zgłosić się po niego inna rodzina zastępcza.
Przed ich przyjazdem nasza opiekunka wyszła po papierosy, i wtedy
Henry zniknął w pokoju dziecinnym. Myślę, że chciał się pobawić z
Charliem i nie rozumiał, dlaczego dziecko się nie budzi. Rzucił nim o
ścianę. To było straszne. - Zacisnęła pięści.
- Próbowałam go powstrzymać, ale był ode mnie silniejszy. Wiem, że
nie zrobił tego z premedytacją. - Potrząsnęła głową.
- Ta kobieta nie powinna była zostawiać nas samych.
- To prawda.
- Zabrano nas od niej jeszcze lego samego dnia. ~ Mówiła teraz
podniesionym głosem. - Daniel nie zasłużył na taki dom. Nie szkodzi, że
to tylko kilka godzin. To i tak za długo.
Nie mógł pozostać obojętny.
- Nie wiem, czy to coś da, ale porozmawiam z panią White.
- Naprawdę? - Jej oczy zalśniły. Ujął jej dłonie.
- Nie obiecuję, że się uda, ale zrobię, co w mojej mocy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]