[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oglądania się na 640 min zł (podług dowojennego szacunku) straty. W imię 6-letniego planu
budowy i 5-letniego rozbudowy. Ze stałą, jak nie bywało, pracą dla robotników portowych. Z
rosnącą ciągle mocą przyjmowania statków. Na pochybel jakby czasowi niedoinwestowania
naszych portów. Z flotą liczną jak nigdy dotąd, posyłaną z Gdyni właśnie na regularnych
liniach do portów dalekowschodnich, środkowej Ameryki, wschodniej Afryki, na kilka
oceanów. Z firmami o podobnie finezyjnych co przed wojną (choć inaczej) nazwach:
Węglokoks , Animex , ,,Agros , Polcop , Minex , Skórimpex , podmieniły
,,Polskarob , Elibor , Robur czy formę Falter i spółka . Z tęgą dalekomorską flotą
rybacką ,,Dalmoru , który w Gdyni właśnie znalazł przystań.
* * *
Rosłem równo z gdyńskim portem zaczyna inż. Alojzy Data, kierownik działu
technicznego Zarządu Portu Gdynia. Jeszcze z nakazu pracy tu trafiłem wprost z Wydziału
Budownictwa Wodnego ( sekcja morska ) Politechniki Gdańskiej.
Pięcioro ich było inżynierów z rocznika 1956 . Tamtych życiowe losy rzuciły potem
gdzie indziej. Do Portu Północnego poszedł inż. Guć, inż. Krawczyk w Gdańsku jest
inspektorem nadzoru, inż. Adamkiewicz budowała ostatnio w Gdyni tzw. Węzeł Pokoju ,
nowoczesne rozwiązanie komunikacyjne.
Do inż. Szulca zgłosiłem się ciągnie inż. Data. Dał nas do bhp. Powiadam, że jestem
po wydziale budowlanym; dali etat inżyniera budowy za 1200 zł. Głęboka woda. I nie żadna
tam zastoina. Wielu tu przedwojennych fachowców. Z tych co Gdynię budowali. Technik
Bogusz Czerski, bezpośredni współpracownik inż. Wendy, posyła do pracy biurowej, zleca
żmudne przeliczenia, budowlane kosztorysy. Nie zaprzestaje przy tym ćmić fajkę.
Już pan skończył? dopytuje się skwapliwie. Dam panu coś następnego.
Dzięki temu człowiek czegoś się nauczył przyznaje inż. Data. W teren prowadził,
59
opowiadał o portowych archiwaliach i niegdysiejszych zasadach budowy portu. Urywa na
krótki moment.
%7łegnałem po latach pana Czerskiego, już jako Przewodniczący Rady Robotniczej, gdy
przechodził na emeryturę. Widziałem jak ciężko było mu z portu odchodzić.
Gdyńskie nabrzeża jeszcze noszą ślady uszkodzeń. Najgłębsze, Francuskie, należy
przedłużyć o sześć skrzyń. Kolej na naprawę Norweskiego, Rotterdamskiego i Basenu
Jachtowego. Mijają cztery miesiące pracy w porcie...
Gdzie pan pracuje? pyta inż. Rudowski zwyczajem przedwojennych inżynierów
zaprosiwszy młodego adepta w zawodzie do gabinetu. Wykonuję rampy zwodzone,
przejazdy na magazynie 14, 15 i 16 na wolnej strefie.
Wszystko mi się tam podoba, tylko cement tam leży pod gołym niebem. Rozmowa
schodzi na temat budowy oczepu nabrzeża jachtowego.
O której pan tam pracę zaczyna?
O ósmej, jak należy.
Kiedyś tam byłem i żywego człowieka nie widziałem.
Zanim pobierze się materiały...
Specjalnie godzinę poświęciłem na obserwację. To były inż. Daty politechniki. Przy
stawianiu czterech portowych żurawi i już potem w portowej sekcji nadzoru technicznego w
dziale głównego mechanika. Z Alfonsem Gryzlewskim, specjalistą od żurawi portowych,
niegdyś współpracownikiem (uśmierconego w Piaśnicy) inż. Budki. Z tamtego czasu powziął
szczegółową znajomość dzwigów wszelkiego rodzaju. Gdy na co dzień śledził tych co
przeszli szkołę początków naszej morskiej gospodarki. Miał więc (on i mu podobni)
łatwiejszy start. I choć dokumentacje zaginęły w wojennym tumulcie, pozostali ludzie. Jak
technik Czerski i Alfons Gryzlewski.
To co robili ludzie tamtej generacji, wielka precyzja z jaką zapinali sprawy na ostatni
guzik, sprawiła, że obcując z nimi mimowolnie podciągało się do takiego poziomu, odkładała
się techniczna tradycja. Roboty hydrotechniczne. Naprawa nabrzeży I magazyny portowe,
tory kolejowe w obrębie portu.
Był to kurs encyklopedyczny orzeknie inż. Data o tamtym czasie.
Na Nabrzeżu Bojowników o Pokój napotyka zatopione panzerfausty. Miny pod wodą też
są. Jeden z robotników znajduje wieczne pióro. Przy manipulowaniu rozsadza mu rękę;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]