[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, oczywiście, że w porządku. A u was?
U nas też. Lato, to pacjentów trochę mniej. Czasami uda się
wyjść na chwilę z książką na leżak. Urlopu na razie nie bierzemy. Oj,
Weroniko, muszę kończyć, bo pacjent przyszedł.
Pacjent... tak, oczywiście. Pozdrów tatę. Do widzenia.
Weronika z ulgą odłożyła słuchawkę. Na szczęście mama nie
zauważyła jej zmienionego głosu. I nie było czasu na więcej pytań. Na
szczęście. Bo w którymś momencie mogła się przecież czymś zdradzić
albo mama rozpoznałaby szpitalne odgłosy i wtedy na pewno nie
obyłoby się bez wyjaśnień. A Weronika nie umiała kłamać. Co miała
powiedzieć mamie? Leżę w szpitalu z podejrzeniem raka i na dodatek
rzucił mnie facet ? Jak mama zareagowałaby na jej słowa? Już jadę do
ciebie, córeczko to chciałaby usłyszeć Weronika, a potem chciałaby
wtulić się w mamę i wypłakać.
Ale po pierwsze, mama nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego,
tylko przeprowadziła dokładny wywiad medyczny. I pewnie
przyjechałaby nawet, by na miejscu dokładnie sprawdzić, co się dzieje,
wiedziona troską o córkę i sumiennością lekarską. Przeanalizowałaby
dokumentację, skonsultowała się z lekarzami, dopilnowała
prawidłowości diagnozy i metod leczenia; przyjechałaby po to właśnie,
a nie po to, by być z Weroniką.
A po drugie, Weronika nie wtulała się w mamę od bardzo, bardzo
dawna.
*
Kolejne dni mijały w rytmie szpitalnej rutyny, nie zapisując się
niczym szczególnym w pamięci. Weronika uciekała w sen. Niechętnie
budziła się na mierzenie temperatury, wizyty lekarskie, badania, posiłki,
których prawie nie jadła, odwiedziny.
Przedwczoraj była na tomografii, wynik miał być po kilku dniach,
ale specjalnie na to nie czekała. Codziennie przychodzili goście
(najczęściej Dora i Aukasz, ze dwa razy zajrzały Hanka i Karola), ale ich
wizyty nie wywoływały w niej większych emocji. Nawet wieści z
ukochanej Piwnicy Weronika przyjmowała niemal obojętnie. Czasami
chciała, żeby wszyscy już sobie poszli i dali jej wreszcie spokój, bo ich
zaniepokojenie wywoływało w niej poczucie, że powinna coś zrobić,
wziąć się w garść, wyrwać z marazmu. Może i powinna, ale nie miała na
to siły ani ochoty.
Niepokój bliskich budził poczucie winy, ale nie mógł obudzić
Weroniki.
Diego nie odezwał się więcej, a i Weronika nie próbowała się z
nim kontaktować. Bo niby po co? It s beyond me przekreślało
jednocześnie i przyszłość, i przeszłość. Nie było czego wyjaśniać i nie
było do czego wracać. Tylko że... sama przed sobą nie chciała się
przyznać, że szukała go w snach. I czasami spotykała. Raz bywał czuły,
innym razem w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Niektóre sny pragnęła
zatrzymać za wszelką cenę i po przebudzeniu płakała w poduszkę, z
innych budziła się z ulgą.
Co się z panią dzieje pytała pani Helenka że pani taka
ciągle senna? Oj, nie podoba mi się to wcale. Lekarzowi powinna pani
powiedzieć.
Ale Weronika nie powiedziała, więc pani Helenka któregoś dnia
zdobyła się na odwagę i, przełamując onieśmielenie, zagadnęła
Ważniaka:
Panie doktorze, przepraszam bardzo, ale coś mi się widzi, że
Weronika, nie wiem, jak ona ma na nazwisko, ale pan wie, ta z mojej
sali, z tego łóżka pod oknem, to ona prawie cały dzień śpi. Ja tam na
medycynie się nie znam, ale moja babka mówiła, że czasami sen
przynosi wyzdrowienie, a czasami odbiera siły człowiekowi. I ja tak
sobie myślę, że ta jej senność to jest taka, co odbiera siły.
Ważniak odmruknął coś pod nosem wymijająco, bo sugestiami
głupich bab nie zamierzał się przejmować, ale na wszelki wypadek
zwrócił uwagę na Weronikę, bo przecież nigdy nie wiadomo, który to
przypadek może stać się kamieniem milowym na drodze medycznej
kariery. Przeanalizował jeszcze raz dokumentację, zbadał Weronikę i
porozmawiał z nią, co wzbudziło zdziwienie pielęgniarek i nawet poszły
zakłady, czy Ważniak się czasami w tej pacjentce nie kocha. Ale jego
zainteresowanie trwało bardzo krótko i zupełnie nie wyglądało na
prywatne, więc siostra Renia, świeżo poślubiona i z tej racji dopatrująca
się wszędzie działania Amora, tym razem przegrała wino.
O tym wszystkim Weronika dowiedziała się od pani Heleny, która,
leżąc na oddziale nie pierwszy raz, często przynosiła ploteczki z dyżurki
pielęgniarek. Pani Helena opowiadała całą historię z wypiekami na
twarzy, ale Weronikę niewiele to obeszło.
Jedno tylko zdarzenie z tych dni podobnych do siebie jak krople
wody przyciągnęło uwagę Weroniki. Któregoś dnia Hanka
przyprowadziła ze sobą do szpitala Anię. Dziewczynka usiadła sobie
cicho w kąciku i rysowała. Rysowała z zapamiętaniem od dłuższego
czasu, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół dzieje. Eli i pani
Helenki nie było wtedy w sali, więc kiedy Hanka wyszła do toalety,
Weronika została z dzieckiem sama.
Otworzyła esemes, który akurat przyszedł. Dobrego dnia. Karola
przeczytała i jakoś tak... Wcale tego nie chciała, ale palce nie
słuchały jej zupełnie, tylko naciskały klawisze telefonu wbrew woli
Weroniki, i znowu miała przed sobą te słowa, które znała już na pamięć,
które mogła wyrecytować o każdej porze dnia i nocy bez najmniejszego
zająknięcia, a wśród nich to jedno zdanie unieważniające wszystko,
zdanie wyglądające jak wszystkie inne, niewyróżniające się niczym
szczególnym, a przecież powinno wyglądać zupełnie inaczej, skoro
miało moc przekreślenia przeszłości i przyszłości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]