[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takiego. To wykracza daleko poza moje aspiracje. Kiedy po raz pierwszy
Martyn zasugerował, żebym tu przyjechała, myślałam, że będę miała pokój
albo, co najwyżej, małe mieszkanko w głównym budynku. Moim zadaniem
miała być opieka nad twoim stryjem, ale to nic nadzwyczajnego. Być może
zajdzie konieczność zmiany dawki leku, ale poza tym nie powinno być
większych problemów.
- Ty wiesz, że on cię bardzo lubi. Musiałaś to zauważyć. Postanowił za-
trzymać cię przy sobie.
- Ja też bardzo go lubię. - Kątem oka spojrzała na Ethana. - Wiem, po-
dejrzewasz, że kryje się za tym coś więcej, ale ja go po prostu bardzo lubię.
Od pierwszej chwili. Myślę, że mnie tu zaprosił, bo chciał mieć blisko jakąś
przyjazną duszę. Jako lekarz chyba wiesz, że osoby czujące zbliżający się
koniec obawiają się przyszłości. Caitlin jest zajęta swoim życiem, co jest
naturalne w jej wieku, a Martyn nie oczekiwał od niej, że porzuci swoje
sprawy, żeby się nim zająć.
- Mojemu stryjowi nie brakuje towarzystwa ani przyjaciół. Molly i Ben
są z nim przez całą dobę. Mieszkają pod tym samym dachem. - Ethan spoj-
rzał jej prosto w oczy. - Stryj jest bardzo bogaty i przyzwyczajony, że
wszystko dzieje się po jego myśli. Możliwe, że nie wiesz więcej ode mnie,
ale ostrzegam cię, za wszelką cenę będę go chronił. Martyn jest dla mnie
jak ojciec, więc nie pozwolę, żeby ktoś go skrzywdził.
R
L
T
- Słusznie. - Rzuciła mu pytające spojrzenie. -Może moglibyśmy ogło-
sić rozejm? Choćby po to, żeby razem przeprowadzić go bez stresów przez
najbliższe miesiące.
- Rozejm? - Ujął jej dłoń, delikatnie ale stanowczo, aż przeszył ją
dreszcz, po czym musnął ją wargami. - Rozejm przypieczętowany całusem.
Taki rozejm powinien przetrwać próbę czasu...
Patrzył jej w oczy tak, że poczuła się zdezorientowana, jakby wydarzyło
się coś epokowego. Ale co?
- Chodzmy nad zatokę - odezwał się chwilę pózniej. - Opowiesz mi o
pracy, którą stryj załatwił ci w szpitalu. Na pewno wcześniej zechcesz się
tam rozejrzeć. I przy okazji zobaczyć nasze miasto. Niedługo się tym zaj-
miemy. Zaczynasz pracę za dwa tygodnie?
- Tak.
Kilka minut pózniej stąpali po złocistym piasku. Amber od czasu do
czasu podnosiła muszle wyrzucone na brzeg przez przypływ.
- Ta część wybrzeża to raj dla surferów - poinformował ją. - Teraz
ocean jest spokojny, ale w zimie fale są wyższe niż gdzie indziej.
Osłaniając oczy od słońca, spojrzała na wodę.
- Tam coś pływa. Co to jest?
- %7łółwie zielone - wyjaśnił. - Jaja składają na lądzie, tam dalej, a cza-
sami wychodzą na tę plażę. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć stąd
także wieloryby i delfiny.
R
L
T
242
Amber szła, dalej zbierając muszle, a Ethan opowiadał jej o białych
ptakach, piaskowcach biegających w poszukiwaniu małych skorupiaków
lub larw w wilgotnym piasku i pstrokatych kamusznikach buszujących pod
kamieniami i wodorostami.
- Molly na nas czeka - zauważył w pewnej chwili.
- Wzięła sobie za punkt honoru podjąć nas po królewsku, ale nie sądzę,
żeby Martyn to docenił. W szpitalu nie miał apetytu, prawda?
- Nic na siłę, Ethan, miejmy nadzieję, że apetyt stopniowo mu wróci.
Ona sama była zdecydowanie głodna.
Wszedłszy do jadalni, która znajdowała się nieopodal kuchni, stwier-
dziła, że Molly stanęła na wysokości zadania. Stół był zastawiony różnymi
potrawami tak dobranymi kolorystycznie, że nie sposób było oderwać od
nich oczu. Prócz tego stał tam dzbanek z kawą, dzbanuszek ze śmietanką i
dzbanki ze świeżo wyciśniętymi sokami owocowymi.
- Mam nadzieję, że już się wczoraj rozgościłaś - powiedział Martyn. -
Przepraszam, że nie oprowadziłem cię po domu, ale nagle poczułem się
bardzo zmęczony.
- Jestem pełna podziwu, jak dobrze zniosłeś podróż. Miałeś się oszczę-
dzać, więc doskonale zrobiłeś, idąc do łóżka.
- Dawno tak dobrze mi się nie spało. Siadaj, skosztuj pyszności przy-
gotowanych przez Molly. Ethan, siadaj na wprost niej i zaczynajcie. Bardzo
mi zależy, żeby wam smakowało. To, że siedzimy tu we troje, to wyjątko-
wa okazja.
- Skosztuj tych tortilli z nadzieniem - zasugerował Ethan.
R
L
T
- Molly zrobiła te moje ulubione, królewskie -dodał Martyn. - Z pi-
kantną kiełbasą portugalską, dymką, jajkami i ryżem. Jak się doda odrobinę
musztardy... niebo w gębie. - Nałożył sobie porcję, ale Amber zauważyła,
że ledwie ją napoczął.
Wyglądał dużo lepiej niż w Anglii, ale w dalszym ciągu powinien na
siebie uważać.
- Mam nadzieję, że jak już jesteś w domu, to nareszcie porządnie od-
poczniesz. - Spojrzała na niego kątem oka.
- Oczywiście. Przyszło mi do głowy, że skoro Ethan dzisiaj nie pracuje,
to mógłby cię zabrać do miasta, żebyś sobie obejrzała szpital, w którym bę-
dziesz pracować. Oczywiście, jeśli zechcesz. Bo może wolisz pójść na pla-
żę.
- Byliśmy tam rano. Bardzo mi się podobało.
- To dobrze. - Martyn pokiwał głową z zadowoleniem. Otarł usta ser-
wetką, po czym położył ją na stole. - Pójdę do gabinetu. Muszę ponownie
zapoznać się z kilkoma sprawami.
- Czyli będziesz przeglądał księgi plantacj i? - Ethan spojrzał na niego
spode łba. - Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?
- Oczywiście. - Martyn się rozpromienił. - To najlepszy sposób spędza-
nia czasu. To dzieło mojego życia. - Powoli wstał od stołu. - Wybaczcie, że
was opuszczam. - Zatrzymał gestem dłoni Amber, która już wstawała, by
go odprowadzić. - Dam radę. A gdybym miał jakiś problem, to wiem, jak
się z wami skontaktować. - Klepnął się po pagerze przypiętym do paska
spodni. - Nie przewiduję żadnych kłopotów. I mam Molly oraz Bena. Ty,
Amber, skup się na poznawaniu okolicy. Zobaczymy się po południu?
R
L
T
242
- Oczywiście, pod warunkiem że będziesz czuł się dobrze.
- Będę czuł się dobrze.
Gdy wyszedł, Ethan odezwał się zniżonym głosem:
- On jest uparły jak osioł i nie ma co mu się sprzeciwiać, jak już raz coś
sobie umyśli. Wie, czego chce i czasami dla obu stron jest mniej męczące
pozwolić mu to robić... albo przynajmniej pozwolić mu myśleć, że robi, co
chce. - Popatrzył na nią. - A ty co byś chciała dzisiaj robić? Mogę cię za-
brać na zwiedzanie albo, jeśli wolisz, na zakupy.
- Chyba chciałabym zobaczyć waszą plantację, jeśli nie jest to wielki
kłopot.
Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek, jakby się zastanawiał,
dlaczego ona chce zobaczyć zródło majątku rodziny, więc pospieszyła z
wyjaśnieniem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]