[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednym miejscu było ryzykowne.
Jeszcze raz rozejrzała się, zanim wyszła z kryjących ją krzaków. Pusto. Im szybciej wróci do Paula,
tym bezpieczniej będzie się czuła.
Jednak najpierw powinna skontaktować się z Jimem. Włączyła telefon. Niestety, nie było zasięgu.
Cholera. Wyłączyła komórkę i wsunęła do stanika. Znowu rozejrzała się po otoczeniu, by upewnić się,
że nic jej nie zagraża. Kątem oka dostrzegła jakiś przedmiot leżący między zaroślami a gęstymi
trawami. Kucnęła. To była część latarki. Przysunęła się bliżej, by ją wziąć do ręki.
Dotknęła twardego plastiku. Chwyciła go w palce i próbowała podnieść z ziemi. Latarka była jakby...
przyczepiona do czegoś.
144
Pociągnęła mocniej... i wraz z latarką wyrwała z plątaniny traw rękę.
Renee osunęła się w tył. Zacisnęła dłonie na ustach, by nie krzyknąć rozdzierająco. Serce waliło jej jak
szalone. Dłoń przechodziła w ramię, które ginęło w zaroślach.
Nie krzycz, rozkazała sobie. Tylko nie krzycz.
Zobacz, kto to. Jesteś... byłaś prokuratorem, widziałaś niejedne zwłoki.
Jednak nigdy nie uodporniła się na te makabryczne widoki.
Zawsze jednak dawała sobie radę na miejscu zbrodni.
Tak będzie i teraz.
Podczołgała się do kępy krzaków, rozchyliła gałęzie i zobaczyła resztę ciała. To był mężczyzna. Leżał
z twarzą w dół. W mundurze. Martwy.
Dotknęła jego ręki.
Była zimna i sztywna. Stężenie pośmiertne objęło całe ciało. Był martwy od wielu godzin.
Nie człowiek więc już, a denat.
Teraz musiała ustalić tożsamość zwłok, nie zacierając śladów na miejscu zbrodni.
Może pójść po Paula?
Popatrzyła w stronę strażnicy. Nie, to tylko strata czasu.
- Zrób to wreszcie, trzęsąca się galareto! - syknęła.
145
Pomogło.
Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni denata i wyciągnęła portfel. Znalazła prawo jazdy. Dennis Frisk z
Marathonu na Florydzie. Schowała portfel tam, skąd go wyciągnęła, i wytarła palce o nogawki
własnych spodni.
Przekręciła głowę na odgłos zbliżających się kroków.
Szybko skoczyła za krzewy kryjące zwłoki i wstrzymała oddech. To tylko Paul.
Odetchnęła głęboko i wstała.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Znalazłam strażnika przyrody.
Paul był przy niej, zanim zdążyła się zorientować, i uklęknął, żeby przyjrzeć się zwłokom. Dotknął
szyi, by sprawdzić tętno. Dopiero wtedy Renee dostrzegła, że szyja strażnika była dziwnie skręcona.
Ktokolwiek go zabił, zrobił to gołymi rękami. Skręcił kark.
Paul zaczął odwracać zwłoki na plecy.
- Zostaw! Co robisz?! - krzyknęła, łapiąc go za ramię. - To miejsce przestępstwa. Nie wolno niczego
ruszać. - Była pewna, że doskonale to rozumiał, jak każdy, kto czytał lub widział choćby kilka
kryminałów, zarazem jednak nie znał żelaznych, policyjno-prokuratorskich zasad postępowania ze
zwłokami. A ona je znała... i właśnie zdradziła się z tym przed Paulem. Niestety nie mogła cofnąć
swoich słów.
Podniósł głowę, spojrzał na Renee.
146
- Szukam krótkofalówki albo telefonu komórkowego.
Ach. Powinna była sama o tym pomyśleć. A także o tym, że nie powinna zdradzać swej profesjonalnej
wiedzy. W razie czego skłamie, że jest fanką filmów sensacyjnych i kryminalnych, a portfel
sprawdziła instynktownie, by poznać tożsamość ofiary.
Poza wszystkim Paul miał rację. Potrzebowali pomocy. Krótkofalówka albo telefon komórkowy z
zasięgiem to dla nich niepowtarzalna szansa na ocalenie. Dobrze wiedziała, że naruszenie miejsca
przestępstwa w sytuacji zagrożenia życia było uzasadnione.
- Wracajmy do strażnicy - powiedział Paul. Skinęła głową, po czym z dłoni denata wyciągnęła latarkę.
Mogła się jeszcze przydać.
Zmierć strażnika przyrody nie była przypadkowa. Zrobili to ludzie Victora. Tego była pewna. I taki
los może spotkać ją i Paula, jeśli szybko się stąd nie wydostaną.
W chatce Renee objęła się ramionami i chodziła wolnym krokiem z kąta w kąt, zastanawiając się, jak
stąd zniknąć, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. Nie wiedziała, w którym kierunku powinni
wyruszyć. A przecież w lesie czyhało na nich trzech morderców.
Musiała coś wymyślić, bo jeśli nie... Zdawała sobie sprawę, że powinna lepiej to wszystko rozgrywać.
Myśl, myśl.
Po chwili uznała, że powinna spojrzeć na tę
147
[ Pobierz całość w formacie PDF ]