[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwrócił na mnie uwagi  nie odróżniałam się od tłumu.
Chciałabym cię prosić o drobną przysługę, Bitsy, i ruszam w drogę. Tak, w drogę, niech to
diabli! Wracam tam. Nie mam zamiaru zostawiać takiego nieprawdopodobnie atrakcyjnego
księcia tamtym blond kociakom. On jest mój. Udało mi się przenieść strój i Starą Betsy, więc
myślę, że uda mi się tam wrócić ze wszystkim, co wezmę. Najpierw chciałabym kupić parę
rzeczy. Mój tata zawsze mówi mi, że należy być gotowym. Wciąż to powtarza  jest
masonem, czy czymś, takim. On z pewnością był gotowy, kiedy spotkał Pammy, a niedługo
stuknie mu pięćdziesiątka. Nieważne. Chodzmy, obskoczymy jakiś sklepik i postaramy się o
parę spódnic, jakieś fikuśne dżinsy, trochę swetrów, kilka koszulek i bluzeczek, ocieplany
kombinezon narciarski, okulary przeciwsłoneczne i tym podobne. Ale będzie frajda!
Och. I odznakę do wpinania w klapę. Moja się zupełnie wytarła.
Poszłyśmy na zakupy do Saksa i Bollmingdale a  najpierw oczywiście przyniosłam jej
tańsze ubranie, które kupiłam u Korvettesa. Nie chciałam chodzić po centrum Manchattanu z
Muffy ubraną tylko w szelki. Obciążyłam kredyt mamy na czterysta dolarów i muszę wam
powiedzieć, że miałam za to do słuchania kilka tygodni pózniej. Jednak przysięgłam
dochować sekretu. Teraz Muffy znów zniknęla, wróciła do swego tajemniczego raju i Księcia
Vana o strasznie równym uzębieniu. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa. Mam nadziej, że kiedyś
wróci i opowie mi swoje przygody. Mam nadzieję, że odda mi te czterysta dolarów. Chyba
tylko czas pokaże&
przełożył: Zbigniew A. Królicki
Ardath Mayhar
THURIGON AGONISTES
Niewolnicy  łazienni trzymali wysoko wielkie ręczniki, aby owinąć jego nagość. Biała
broda Thurigona skryła uśmiech, wiedział, że odwracali wzrok od jego muskularnego ciała.
Taki wigor w podeszłym wieku stanowił dla nich dowód, bardziej nawet niż jego pozycja
Głowy Rady, że był naprawdę potężnym czarnoksiężnikiem.
Wszedł na aksamitny dywan i wyciągnął się na wyściełanym łożu. Słyszał tupot bosych
stóp niewolników, którzy opuszczali łaznię, by pozostawić go sam na sam z masażystą
Ankushem. Usłyszawszy szmer poruszanej zasłony spojrzał w górę i wyszczerzył zęby w
uśmiechu na widok ogromnego mężczyzny, który ukazał się nad łożem.
 No, Ankush, następny dzień, a my ciągle żywi. Może to cud?
Duża czarna twarz masażysty była posępna.
 Póki co, Czarnoksiężniku. Wiele wygadują na targu. Złe pogłoski krążą jak nietoperze o
zmierzchu. Twoje widzenie było prawdziwe. Ktoś nadchodzi. Wróg, którego należy się
obawiać.
 Jesteś moim uchem, Ankush. Gdybym mógł ufać tym z Rady tak, jak mogę polegać na
tobie, sprawy nie wyglądałyby tak ponuro. Ciekaw jestem jak  w kraju co ma taką obfitość
czarowników  jeden samotny wędrowiec stanowić może zagrożenie? Czuję zimno w sercu
na samą myśl o nim. Moje wewnętrzne oko nie może dojrzeć jego twarzy, a tylko zarys
postaci ubranej w skórę i stal. I ta nabijana kolcami kulka na łańcuszku u pasa, kołysząca się
przy każdym kroku.
Dlaczego taki lęk budzi to we mnie, który przewodniczę Radzie Czarnoksiężników?
 Lepiej spytaj twoich współbraci, Czarnoksiężniku. Jestem zwykłym człowiekiem z
ludu. Zostałem obdarzony czym innym niż tobie podobni.
Pokryta bliznami twarz zmarszczyła się w grymasie, a Thurigon zadrżał. Widział ostatniej
zimy na Igrzyskach, jak Ankush zerwał głowę z ramion żywego człowieka.
Czasem myśl o tych potężnych dłoniach poruszających się po jego starej skórze,
wywoływała u niego dreszcz. Ręce, które uśmierciły wielu. Ręce, które mogły rozerwać go na
sztuki tak łatwo jak kociaka. Było w tym coś ekscytującego, być masowanym przez
wypróbowanego zabójcę. W tym wieku cenił sobie każde zródło podniecenia.
 Nienawidzę znaków  powiedział.  Widziałem, jak pojawiały się dawniej wiele razy
i nigdy nie okazywały się dobre ani dla miasta, ani dla Rady, ani dla mnie. A to jest
najbardziej złowróżbny znak, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia w Radzie. Słuchaj
pilnie, Ankush, gdy będziesz krążył po winiarniach i targowiskach. A po trzech dniach  nie
więcej  pamiętaj, wróć do mego domu. Mam wrażenie, że będę potrzebował twoich sił i
umiejętności bardziej niż tych, które posiadam ja czy którykolwiek z moich towarzyszy.
Ankush odchrząknął i poświęcił swe siły zadaniu rozluznienia mięśni i odprężenia nerwów
starego mężczyzny. Kiedy oliwa została zużyta, a Thurigon lśnił cały zaróżowiony, podał rękę
czarownikowi. Gdy Thurigon siadł, olbrzym schylił się nad łożem i zbliżył głowę do twarzy
czarnoksiężnika.
 Będę tu za trzy dni, Panie. Bacz na swoje zaklęcia. Nawet ja  pozbawiony talentu jak
byle wieśniak  czuję, że coś strasznego zbliża się wraz z tym, który nadchodzi. Duchy
tańczą w moich kościach, gdy o nim myślę. Patrz dobrze w swoje czarki z wodą, ostrożnie
rzucaj swoje kostki. To, co się zbliża, przeraża mnie. Nawet mnie! Ale tobie przecież nie
muszę tego mówić.
Wstał i zabrał swoją srebrną tacę z olejkami. Bez słowa ani spojrzenia zaciągnął zasłony.
Ich szelest był jedynym dzwiękiem, jaki dał się słyszeć.
Thurigon nie potrzebował zachęty, by pójść za radą Murzyna. Gdy tylko garderobiani
wypełnili swoje zadanie, poszedł prosto do wieży, którą dziedzicznie zajmował
przewodniczący Rady. Pierwsze zaklęcie było konieczne dla otwarcia drzwi. Drugie
przeniosło go za niewidzialną tarczę, która wisiała w przejściu. Teraz wreszcie poczuł się
bezpieczny.
Rzeczywiście, Ankush niewiele wiedział o czarach. Miseczki i kostki były narzędziem
wędrownych wróżbiarzy. On był mistrzem i nie potrzebował zabawek. Jednak i on często
uciekał się do materialnych rekwizytów, gdy chciał zawładnąć tajemnicami z przeszłości,
terazniejszości i przyszłości. Jego najbardziej sekretnym narzędziem było zwierciadło.
Dotykając sprężyny ukrytej w postumencie pod rzezbą jelenia odwrócił się, aby zobaczyć
jak obraz na ścianie odsunął się na bok, ukazując stojące lustro wysokości człowieka. Tak
prawdziwego, czystego kryształu nigdy nie widziano w Gereo  nie i posiadanie go
stanowiło tajemnicę, którą zachował wyłącznie dla siebie. Więcej niż z jednego powodu.
Patrzył w czystą otchłań. Pomieszczenie wokół niego odbijało się niewyrazną, barwną
mgłą. Jego własna postać była jeszcze mniej czytelna. Zamiast niej, bardziej widoczny był
surowy szlak wiodący wśród wzgórz pokrytych niską roślinnością.  Wzgórza Hurthalu 
wyszeptał do siebie. Podążał teraz w lustrze tym szlakiem wstecz, do Gereonu.
Przez moment sądził, że nie ma tam żadnego ruchomego kształtu. Nagle zdał sobie sprawę,
że właśnie wyłonił się na tyle, by mógł go już dostrzec. Zwykły punkt w oddali powiększał
się szybko, przybierając zarys wysokiej sylwetki, kroczącej uparcie w jego kierunku.
Thurigon cofnął się w ledwo zauważalnym odruchu. Potem odetchnął.
 Wciąż jeszcze jest czas. Trzy dni, nawet tym krokiem. Za trzy dni zwrócimy wszystkie
nasze siły, by powstrzymać to, co ów piechur ze sobą przynosi. Czymkolwiek by to było. 
Jego głos nie zabrzmiał tak pewnie jak jego słowa.
Patrzył długo. W tym czasie odziany w skórę wojownik podszedł bardzo blisko, zmierzając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl