[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czyli w mÅ‚odoÅ›ci Peter Hathaway pracowaÅ‚ do­
rywczo... Przypomniały mi się słowa Samanthy, że
dopiero pięć lat temu zaczął się liczyć w świecie
palestry. Natychmiast nasunęło mi się na myśl
mnóstwo pytań, ale nie miałam odwagi ich zadać.
Tchórzostwo nie było jednak cechą Swansy.
- Skąd pan pochodzi? - zaczęła niewinnie.
- To znaczy, gdzie się urodziłem? W Columbus
w stanie Ohio.
72 DOM NA KLIFIE
- Hm, daleka droga z Ohio do Maine - stwier­
dziła po chwili.
- To prawda.
I wtedy Swansy wykonała swój stały numer.
WidywaÅ‚am to wielokrotnie, na wszystkich dziaÅ‚a­
ło, na mnie również, ale myślałam, że Peter, sprytny
prawnik, nie da się nabrać na blef uroczej staruszki.
A jednak... Wpatrując się w rozmówcę swoimi
niewidzÄ…cymi niebieskimi oczami, Swansy uÅ›mie­
chnęła się zachęcająco. O nic więcej nie pytała;
Peter sam zaczął mówić.
- Jako młody chłopak sprawiałem ojcu sporo
kłopotów. Mama umarła, kiedy miałem dziesięć lat,
starszy brat dawno opuścił dom... Zostałem z ojcem,
czÅ‚owiekiem bardzo surowym, niemal pozbawio­
nym uczuć. CiÄ…gle uciekaÅ‚em z domu. Latem jez­
dziłem stopem nad morze. Kiedy pierwszy raz
dotarÅ‚em do Camden, miaÅ‚em czternaÅ›cie lat. By­
łem dość duży jak na swój wiek, więc bez problemu
znalazłem pracę. Mijały kolejne lata i ojciec coraz
bardziej nie mógł się doczekać, żeby się mnie
wreszcie pozbyć.
Utkwił we mnie spojrzenie. W tym momencie
uświadomiłam sobie, że wstrzymuję oddech. Nie
odrywając od Petera wzroku, wolno wypuściłam
z płuc powietrze.
- Czym się zajmował twój ojciec? - spytałam
cicho.
- Pracował w fabryce. Przychodził do roboty
i odbijał kartę, wychodził i znów ją odbijał. Nie
Barbara Delinsky 73
chciałem iść w jego ślady. Wolałem już chyba trafić
za kratki. I pewnie mogłem. Niewiele brakowało.
- Co takiego robiłeś?
Wzruszył ramionami.
- Mam drobne grzeszki na sumieniu. Na szczęś­
cie nic bardzo poważnego.
- Jakie grzeszki?
- NaprawdÄ™ ciÄ™ to interesuje? - spytaÅ‚ z uÅ›mie­
chem.
Owszem, interesowało mnie to, i to bardzo. Po
prostu zżerała mnie ciekawość. Chyba wyczytał ją
z moich oczu, bo po chwili udzieliÅ‚ mi odpowie­
dzi.
- Kradłem samochody.
Przez chwilę nic nie mówiłam. W końcu nie
wytrzymałam.
- I to nazywasz drobnym grzeszkiem? Wiesz, na
jaki stres i kłopoty złodziej naraża właściciela auta?
Mnie ukradziono samochód, kiedy miaÅ‚am dwa­
dzieścia lat. To był samochód mojej mamy, ale ja go
prowadziłam, więc... Po pierwsze, człowiek nie ma
czym jezdzić, po drugie, tygodniami czeka na tele­
fon z policji, że wóz został znaleziony, potem musi
oddać samochód do warsztatu i zapÅ‚acić za na­
prawę. No i koszmarne jest to uczucie, że trzymasz
kierownicÄ™, którÄ… obmacywaÅ‚ jakiÅ› anonimowy du­
pek.
- Obmacywał anonimowy dupek? - W oczach
Petera pojawił się błysk wesołości.
Speszyłam się.
74 DOM NA KLIFIE
- Wiesz, o co mi chodzi. - Spuściłam wzrok.
- Nigdy nie uszkodziłem żadnego samochodu
- oznajmił z powagą. - Po prostu urządzałem sobie
przejażdżki. Wciskałem gaz do dechy, patrzyłem,
jak strzałka szybkościomierza wskazuje sto, sto
dwadzieścia, sto czterdzieści, sto pięćdziesiąt... To
mi dawało poczucie niesamowitej siły. I władzy.
Mimo że to było tak dawno temu, głos drżał mu
z podniecenia. Zaskoczona, ponownie skierowałam
na niego wzrok. Oczy Petera lśniły z przejęcia.
Wyglądał groznie, a zarazem piekielnie seksownie.
- Aż dziw, że się nie rozbiłeś - mruknęłam, zła
na niego.
- Rozbiłem. - Błysk podniecenia w oczach
zgasł. - Dwa tygodnie po osiemnastych urodzinach
usiadłem pijany za kierownicą i zderzyłem się
czołowo z filarem mostu. Szczęście w nieszczęściu,
że jechałem gruchotem mojego starego, więc nikt
mnie nie oskarżył o kradzież. Dla ojca przestałem
istnieć, umarłem. Przestał się mną interesować, nie
obchodziłem go. Przez miesiąc leżałem w śpiączce.
Kiedy się obudziłem, dowiedziałem się, że mam
połamane niemal wszystkie kości.
- Boże! I co było potem?
- Nic. Przez długi czas byłem zdany na łaskę
lekarzy. SpÄ™dziÅ‚em w szpitalu wiele miesiÄ™cy. Zro­
bili mi jednÄ… operacjÄ™, drugÄ…, trzeciÄ…. Potem kolej­
ne, podczas których coś poprawiano. Leżałem bez
ruchu, czekając, aż wszystko mi się pozrasta. Byłem
pewien, że tego nie wytrzymam. %7łe zwariuję.
Barbara Delinsky 75 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl