[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- zza przeciwległego brzegu sadzawki - z pewnością nie pomogła mi w odzyskaniu
równowagi.
Mimo że sam stałem w pełnym blasku reflektorów tego przeklętego samochodu, mój
napastnik znajdował się w dużo gorszym położeniu, znajdował się bowiem pomiędzy
mną a pojazdem i jego sylwetka rysowała się wyraznie na tle świateł. Strzeliłem
w niego: wzdrygnął się całym ciałem i wycofał się. Wkrótce światła reflektorów
odpłynęły dalej, a ja, nie czekając na nic, szybko pobiegłem dookoła sadzawki.
Mój prześladowca tymczasem posłał kulę w okolicę miejsca, gdzie przed chwilą
stałem.
W chwilę potem światła powróciły i znieruchomiały. Wtedy ujrzałem go, jak cofa
się, rozglądając nerwowo na wszystkie strony. Nie mógł mnie widzieć, w tym
czasie bowiem leżałem już płasko z brzuchem przy ziemi. Powoli cofał się dalej,
aż raptem trafił nogą na głęboką na piętnaście centymetrów wrzącą kipiel. Rzucił
się przestraszony, próbując umknąć, nie był jednak wystarczająco szybki,
ponieważ w sadzawce za jego plecami rosła już z bulgotem, jak potwór wynurzający
się na powierzchnię, bańka gazu zapowiadająca wybuch Strokkuru.
Strokkur eksplodował gwałtownie. Para przegrzana przelewającą się głęboko pod
ziemią stopioną magmą wyniosła kominem słup wrzącej wody, która wzbiła się
fontanną na wysokość dwudziestu metrów ponad powierzchnię sadzawki i zaczęła
opadać w postaci ulewy zabójczego deszczu. Mężczyzna krzyknął przerazliwie, ale
jego wrzask zatonął w ryku Strokkuru. Rozłożył szeroko ramiona i zwalił się do
wody.
Ruszyłem szybko z miejsca, zataczając szerokie koło, by oddalić się od
demaskujących świateł, i w końcu skierowałem się w stronę drogi. Doszły mnie
jakieś pomieszane głosy, kolejne samochody ruszyły, by oświetlić swoimi
reflektorami miejsce wypadku, a tłum ludzi pobiegł w stronę Strokkuru.
Podszedłem do najbliższej sadzawki i wrzuciłem do niej pistolet wraz z
zapasowymi magazynkami amunicji: ten, przy którym znaleziono by tej nocy broń,
najpewniej resztę swego życia spędziłby w więzieniu. Dotarłem wreszcie do drogi
i dołączyłem do tłumu. Ktoś zapytał:
- Co się stało?
- Nie wiem - odparłem i machnąwszy ręką w kierunku Strokkuru, dodałem: -
Słyszałem jakąś strzelaninę.
Przemknął obok mnie, żądny obejrzenia cudzego nieszczęścia; gnałby równie
szybko, by przyjrzeć się z bliska szczątkom roztrzaskanego samochodu. Dyskretnie
wtopiłem siew ciemność, poza linię stojących pojazdów zarysowaną światłem
reflektorów.
Szedłem teraz drogą w stronę zaparkowanego volkswagena. Po przyjściu stu metrów
odwróciłem się i spojrzałem za siebie. Panowało tam duże,
132
pełne gestykulacji podniecenie, długie cienie kładły się na opary przesuwające
się nad gorącymi zródłami, a wokół Strokkuru zebrał się niewielki tłum. Ludzie
zbliżali się do gejzeru, nie podchodzili jednak zbyt blisko pomni tego, że
Strokkur wybucha w siedmiominutowych odstępach. Z pewnym zdziwieniem zdałem
sobie sprawę, że od chwili, gdy wspólnie z Case'em po opuszczeniu hotelu
oglądaliśmy eksplozję Strokkuru, do momentu, kiedy wciągnął w swą kipiel jednego
z moich prześladowców, minęło zaledwie siedem minut.
I wtedy ujrzałem Slade'a.
Stał wyraznie widoczny w światłach samochodu i patrzył w stronę Strokkuru.
Pożałowałem, że wyrzuciłem pistolet: czułem, że mógłbym go teraz zabić, tak jak
stał, nie bacząc na konsekwencje. Jego towarzysz podniósł rękę, wskazując coś,
na co Slade się roześmiał. W tym momencie znajomy Slade'a odwrócił się i
zobaczyłem Jacka Case'a.
Poczułem, jak drżę na całym ciele. Z trudnością powlokłem się dalej drogą, by
odszukać volkswagena. Stał tam, gdzie go zostawiłem. Usiadłem za kierownicą i po
włączeniu silnika nie ruszałem się przez chwilę, czekaj ąc, aż spłynie ze mnie
całe napięcie. Nie znam nikogo, kto doświadczywszy strzału z bliskiej
odległości, zdołał zachować spokój umysłu: dba o to autonomiczny układ nerwowy.
Gruczoły pracują ze zwiększonym natężeniem, substancje chemiczne żywo krążą we
krwi, mięśnie napinają się i wkrótce zaczyna się ból brzucha. Ale najgorsze
przychodzi dopiero potem, kiedy minie już zagrożenie.
Nie mogłem opanować drżenia rąk: oparłem je na kierownicy, gdzie wkrótce się
uspokoiły. Zacząłem przychodzić do siebie. Zdążyłem właśnie włączyć bieg, kiedy
poczułem na karku pierścień zimnego metalu i usłyszałem ostry, dobrze znany mi
głos:
- God dag, herr Słewarłsen. Farforsikłig. Westchnąłem i wyłączyłem silnik.
- Dzień dobry, Wacławie - odpowiedziałem.
II
- Jestem otoczony bandą idiotów. O niewyobrażalnej wprost głupocie -poskarżył
się Kennikin. - Cały ich mózg mieści się w palcu, którym pociągają za spust. Za
naszych czasów było inaczej, co, Stewartsen?
- Nazywam się Stewart.
- Tak? Cóż, herr Stewart, możesz włączyć silnik i ruszać. Powiem ci, gdzie masz
jechać. A moi niekompetentni asystenci nich sobie radzą sami.
Trącił mnie wylotem lufy. Włączyłem silnik.
133
- Dokąd? - spytałem.
- Jedz w stronę Lallgarvatn.
Powoli i ostrożnie wyjechałem z Geysir. Nie czułem już ucisku lufy na karku,
wiedziałem jednak, że jest w pogotowiu, a znałem Kennikina na tyle dobrze, by
wyrzucić z głowy bzdurne myśli o bohaterskich wyczynach. Ken-nikin miał ochotę
na małą konwersację.
- Narobiłeś niezłego bigosu, Alan. Teraz masz jednak okazję rozwiązać zagadkę,
która mnie nurtuje: co się stało z Tadeuszem?
- A kto to jest, do diabła?
- W dniu, kiedy wylądowałeś w Keflaviku, on właśnie miał cię zatrzymać.
- Więc to był Tadeusz... Mnie przedstawił się jako Lindholm. Tadeusz brzmi z
polska.
- To Rosjanin. Jego matka jest chyba Polką.
- Będzie jej go brakować.
- Ach, tak...
Milczał przez jakiś czas, po czym dodał:
- Biednemu Jurijowi amputowali dziś rano nogę.
- Biedny Jurij powinien mieć więcej rozumu i nie wymachiwać pistoletem przed
człowiekiem uzbrojonym w karabin.
- Ale Jurij nie wiedział, że masz karabin. No, nie taki karabin w każdym razie.
To było dla nas spore zaskoczenie. - Mlasnął językiem. - Nie powinieneś był
rozbijać mi tak dżipa. Bardzo nieładnie.
Nie taki karabin! Spodziewał się, że mam karabin, ale nic nie wiedział o armacie
Fleeta. Ciekawe, bo wyłączając broń Fleeta, jedyny karabin, jaki miałem, to ten,
który zdobyłem na Philipsie, więc w jaki sposób mógł się o nim dowiedzieć
Kennikin? Tylko od Slade'a! Otrzymałem jeszcze jeden dowód.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]