[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mni. Oby umiała wtedy poradzić sobie z bólem.
Po obiedzie pomógł jej zmywać. Mieli iść do
pokoju, gdy zadzwonił telefon. I znów po sekundzie
Will rzucił słuchawkę na widełki.
- Spakuj kilka rzeczy na weekend - powiedział,
odwracajÄ…c siÄ™ ku niej.
119
- Co takiego?
- Wyjeżdżamy. Nie zamierzam spędzić kilku dni na
odbieraniu głuchych telefonów tylko dlatego, że Paul
Farrow umie wykręcać numer.
- Dokąd jedziemy? - zapytała, kiedy prowadził ją
do sypialni.
- Zapakuj kilka swetrów i dżinsy -polecił. -Jedzie
my do domu nad jeziorem.
Kiedy jechali przez drogi zasypane śniegiem, Will
był w złym humorze. Samochód działał doskonale
w trudnych warunkach atmosferycznych, co było
podstawowym wymaganiem w stosunku do środka
lokomocji szeryfa. Droga była pusta. Widocznie wszy
scy postanowili zostać w domu, nie chcąc ryzykować
jazdy w taką pogodę. Przed wyjazdem Will zadzwonił
do Rusty'ego i powiedział, gdzie będzie można go
znalezć.
Meg siedziała w milczeniu, walcząc z chęcią ode
zwania się do Willa. Pragnęła wiedzieć, co sądzi,
szczególnie o niej, lecz widziała, że rozmyśla o czymś
innym.
Pół godziny pózniej skręcili w boczną drogę. Meg
dostrzegła długie, srebrne jezioro, lśniące w świetle
reflektorów jak polerowany metal. Przypomniała so
bie, że dom stoi nad zatoczką, daleko od innych
zabudowań.
Jechali w dół wzgórza w kierunku wybrzeża, lecz
w ciemności Meg nie mogła nic dostrzec. Siady kół ich
samochodu były jedynymi, jakie pozostawały na śnie
gu-
Will wziął bagaże i pomógł Meg zejść po kamien
nych schodkach do domu. Otworzył drzwi i włączył
światło.
Meg rozejrzała się po pokoju, chłonąc szczegóły
i związane z nimi wspomnienia. Zciany pokryte były
boazerią z sękatej sosny. W centrum pomieszczenia
120
dominował półokrągły kominek. Wejście frontowe
było przeszklone i pozwalało podziwiać jezioro. Meg
pamiętała spokojne wieczory, spędzone na przygląda
niu się zachodowi słońca.
Dwie sypialnie znajdowały się na piętrze i ich okna
wychodziły na las za domem. Kuchnię oddzielał od
pokoju kominek. Krew Meg zaczęła szybciej krążyć
w żyłach, kiedy przypomniała sobie miłosne noce przed
kominkiem. Wspomnienia zabarwione były smutkiem.
Pomyślała o pozytywce. Tamtej nocy planowali ślub.
Uroczy prezent teraz był bolesną pamiątką.
Will zaniósł walizki na górę. Serce Meg drgnęło,
kiedy wyszedł z pierwszej sypialni, niosąc swój bagaż.
A więc będziemy spać osobno, pomyślała. Rozsądek
podpowiadał jej, że Will będzie ją chronić lepiej, jeśli
będzie mniej zaangażowany uczuciowo; ale rozsądek
nie mógł rozgrzać jej w zimną noc.
- Już za pózno, żeby sprzątać - powiedział.
- Usiądz, a ja rozpalę ogień w kominku.
W domu było zimno i Meg nie zdjęła płaszcza.
Chodziła po pokoju, zdejmując pokrowce z mebli
i wrzucając je do małego składziku. W domu nie było
brudno; wymagał tylko odkurzenia. Will sprawdził
kominek, a potem przyniósł drewno i zaczął rozpalać.
Meg obserwowała go spod półprzymkniętych po
wiek, zastanawiajÄ…c siÄ™ nad kilkoma pytaniami. Przy
wiózł ją tutaj i z pewnością miało to jakieś znaczenie.
Nie wiedziała jednak, czy miało ich to zbliżyć, czy
oddalić.
- Jesteś głodna? - zapytał, gdy ogień już płonął
i usiedli obok siebie na kanapie.
Potrząsnęła głową.
- Tylko trochę zmarznięta.
ObjÄ…Å‚ jÄ… ramieniem i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie. Z zado
woleniem oparła głowę na jego ramieniu.
Musiała zasnąć, ponieważ gdy się obudziła, Will
wnosił ją na górę.
121
- Która godzina? - zapytała sennym głosem.
- Jak widać, twoja pora chodzenia do łóżka już
minęła. Zpij dobrze. Jutro zajmiemy się sprząta
niem.
Chciała go poprosić, aby został z nią, lecz nie
zrobiła tego. Uświadomiła sobie, że go ceni i szanuje
też motywy jego postępowania. Kiedy Will wyszedł,
przebrała się w koszulę nocną, obmyła twarz w małej
łazience i zasnęła, zanim jeszcze jej głowa dotknęła
poduszki.
Jutro, obiecała sobie. Jutro porozmawia z Willem
i zada mu wszystkie trudne pytania. Czy była dla nich
jakaś nadzieja? Z każdym dniem wracała jej pamięć
i miłość do Willa rosła.
Zapadła w niespokojny sen, prześladowana mrocz
ną przeszłością i wyrazem bólu w oczach Willa.
Obudziła się pózno. Znieżyca skończyła się. Na
ziemi leżała warstwa około dziesięciu centymetrów
śniegu. Panowała cisza.
Ubrała się i zeszła na dół. Will krzątał się już
w kuchni. Miał na sobie zieloną, kraciastą koszulę.
Rozpalał ogień. Za jego plecami na kredensie szumiał
ekspres do kawy, napełniając pomieszczenie parą
i kuszÄ…cym aromatem.
Usłyszał jej kroki i uniósł głowę, obrzucając spo
jrzeniem biały sweter i czarne dżinsy. Odchrząknął.
- Dobrze spałaś? - zapytał.
Skinęła głową.
- Od rana jesteś zajęty - stwierdziła.
- Pomyślałem, że zacznę sprzątać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]