[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miliona dolarów. Zlikwiduje konto, ale nie wezmie gotówki,
najwyżej kilkanaście dolarów. Całą resztę wezmie w czekach i
będzie stopniowo je realizować. No i ma karty kredytowe, może
nimi płacić, ale potem taką kartę trzeba zniszczyć. Zakupy
jednak musi zrobić, musi kupić coś do ubrania na zmianę, kosmetyki
i tak dalej... I koniecznie farbę do włosów, przefarbuje sobie włosy
na ciemny brąz, naturalnie pózniej, kiedy skończy już z tym
chodzeniem z czekami po bankach i gromadzeniem gotówki. Tak,
dopiero potem, bo jeszcze by tego brakowało, żeby urzędnik w
banku zauważył zmianę w jej wyglądzie i poinformował o tym
kogoś, kogo nie trzeba...
92
Podróżować będzie pociągami, ale wysiądzie zawsze wcześniej,
nie na tej stacji, do której wykupiła bilet. Potem kupi jakiś tani
samochód, zapłaci naturalnie gotówką. Pojezdzi gruchotem kilka dni
i wymieni go na coś lepszego.
Zanim wyjedzie z miasta, wyśle do ojca pocztówkę. Zawiadomi go,
że wszystko w porządku, ale ona musiała wyjechać na jakiś czas.
Tak, powinna to zrobić, bo inaczej ojciec wpadnie w panikę, że
znów ktoś ją porwał. Będzie szalał z przerażenia i zmartwienia, a
ona przecież nie może mu tego zrobić. Nadal bardzo go kocha,
mimo tego, co zrobił... No dobrze, ale co on w końcu zrobiło
Znów ogarnęły ją wątpliwości. To niemożliwe, żeby ojciec
sprzedawał informacje terrorystom. Nie, taki człowiek jak on nie
mógł czegoś takiego zrobić. Wiedziała, że jej ojciec nie u
wszystkich wzbudza sympatię. Ale największym zarzutem, jaki
można było mu postawić, był snobizm, i to wszystko. Jako
dyplomata i ambasador był bardzo skuteczny. Owszem,
współpracował z CIA, ale przecież na jego stanowisku było to
regułą. Znał osobiście sześciu ostatnich prezydentów, a premierzy
kilku europejskich krajów nazywali go swoim przyjacielem. I taki
człowiek miałby być zdrajcą?
Nie, to chyba niemożliwe. I gdyby chodziło tylko o nią, te
wątpliwości przerodziłyby się w pewność. Jednak tu chodzi o jej
dziecko, maleńką istotkę, jeszcze niezauważalną dla innych ludzi,
ale nie dla niej. Ona już czuła jej obecność. Jej piersi stały się tak
wrażliwe, że bez przerwy była ich świadoma. Tak samo zwiększyła
się wrażliwość jej łona, już lekko obrzmiałego. Tam, w środku,
rozwijało się nowe życie.
Dziecko Zane'a.
A więc zrobi wszystko, podejmie najbardziej drastyczne kroki, byle
tylko jej dziecko było bezpieczne. Znajdzie miejsce, w którym
będzie mogła zapewnić sobie opiekę dobrego lekarza, zmieni
nazwisko, wyrobi nowe prawo jazdy i nową kartę ubezpieczeniową.
Nie bardzo wiedziała, jak to zrobi, ale przecież nigdzie nie brakuje
podejrzanych typków... na pewno pomogą jej rozwiązać takie
problemy. No i trzeba będzie poszukać sobie jakiejś pracy. Bez
sensu jest przecież żyć tylko z tych pieniędzy, które się ma i czekać,
93
aż się wyda ostatniego centa. Trzeba pracować, zarobić na dach nad
głową i jedzenie, dla siebie i dla dziecka. A Barrie studiowała sztuki
piękne i historię, mogłaby uczyć obu tych przedmiotów w jakiejś
szkole. Niestety, będzie to chyba nierealne, zważywszy, że oba
dyplomy ma na nazwisko Lovejoy, a ona to nazwisko zamierza
zmienić. Ale w sumie to nieważne, co będzie robiła, przecież może
zostać kelnerką albo pójdzie do jakiegoś biura. Wszystko jedno,
wezmie każdą pracę.
Spojrzała na zegarek. Wpół do ósmej. Niezależnie od
zdenerwowania, z głodu zrobiło jej się niedobrze. Jej ciężarne ciało
miało swój własny program i całkowicie ignorowało jej emocje.
Barrie uśmiechnęła się i delikatnie dotknęła swego brzucha.
- Już, kochanie - szepnęła cichutko. Zaraz podjemy sobie
oboje.
Szybko wzięła prysznic i ubrała się, przygotowując się psychicznie
do spotkania z ojcem.
Ojciec siedział już za nakrytym na dwie osoby stołem w pokoju
śniadaniowym i czytał gazetę.
- O, jak miło, że już wstałaś - powitał ją zadowolony, składając
gazetę.
- Ptaki kłóciły się na drzewie i obudziły mnie - wyjaśniła Barrie,
podchodząc do kredensu, żeby wziąć sobie jajka i tosty. Na widok
parówek znów poczuła falę mdłości. Na wszelki wypadek
zrezygnowała i z jajek, poprzestając na tostach i owocach. Miała
nadzieję, że ten zestaw usatysfakcjonuje to wymagające stworzonko
w jej łonie.
- Kawy? - spytał ojciec, kiedy usiadła. Srebrny dzbanek trzymał
już w ręku.
- Nie, dziękuję - odmówiła pośpiesznie, czując, że jej żołądek
znów daje znać o sobie. - Ostatnio pijam za dużo kawy. Chcę
ograniczyć.
Naturalnie, że było to kłamstwo. Bo od kawy po prostu ją
odrzucało.
- Napiję się soku pomarańczowego.
Jak na razie, jej żołądek na soki się godził.
94
Jedli w milczeniu, Barrie prawie cały czas z pochyloną głową. Pod
koniec śniadania ojciec poinformował ją:
- Na lunchu mnie nie będzie, umówiłem się z kongresmenem
Garthem. A ty masz jakieś plany?
- Nie mam - odparła zgodnie z prawdą. Jej plany dotyczyły
przecież nocy, a konkretnie świtu.
Na twarzy ojca widać było ulgę.
- No to widzimy się po południu. Jadę sam, Poole zostaje.
Gdybyś chciała gdzieś się wybrać, on cię zawiezie.
- Dobrze, dobrze - mruknęła Barrie. Przecież ona i tak nie miała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]