[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rachel otoczyła wszystkich zaklęciem ciepła, by ich ochronić przed lodowatym wiatrem.
Samotne prapsię, śmigające wysoko po niebie, zobaczyło mijającą je chmurę i parę razy
mrugnęło oczkami.
Co to? ćwierknęło, ale chmura już zniknęła, a parpsię po chwili o niej zapomniało. Dalej
przyglądało się maszerującym żołnierzom wiedzmy i wilkom od Głębi dzieliła ich już tylko
godzina marszu.
Chmura zatrzymała się nad Kopcem, niskim pagórkiem w pobliżu południowego bieguna
Ithrei. Podczas podróży przez umysł Dragweny Rachel dobrze poznała planetę. Wiedziała, że
tutaj szpiedzy się nie zapuszczają. Na Kopcu nie było niczego z wyjątkiem paru mizernych
drzewek, które jakimś cudem oparły się wichrom.
Chmura łagodnie zstąpiła w dół i rozpłynęła się; Sarrenowie wysypali się z niej jak z worka.
Kilku od razu zerwało się na równe nogi, z mieczem gotowym do ciosu. Grimwold i Morpeth
trzymali się blisko Rachel i uważnie obserwowali okolicę.
Morpeth ujął Rachel za ręce.
Jesteś pewna, że powinnaś odejść? Czulibyśmy się bezpieczniej, gdybyś została.
Rachel szczęknęła nowymi zębami.
A to?
Mógłbym się do nich przyzwyczaić powiedział Morpeth i spuścił wzrok. Nie wiem, czy
się przyzwyczaję do życia bez ciebie.
Rachel pogładziła jego gładki policzek.
Wiesz co, chyba wolałam, kiedy miałeś brodę. Dawny Morpeth bardziej mi się podobał.
Zapuszczę ją dla ciebie odparł poważnie. Po twoim powrocie.
Mogę cię zmienić już teraz, jeśli chcesz.
Morpeth uśmiechnął się łobuzersko.
Och, no wiesz... chyba nie. Po raz pierwszy od pięciuset lat jestem wyższy od Trimaka. To
miłe nie musieć ciągle podnosić głowy, kiedy się patrzy na innych!
Nigdy tego nie zauważyłam szepnęła, walcząc ze łzami. Kiedy na ciebie patrzyłam,
zawsze mi się zdawało, że to ja muszę podnosić wzrok.
Przytuliła się do niego.
Dokąd idzie Eryk? spytał Morpeth.
Rachel odwróciła się i ujrzała brata maszerującego w stronę odległego pagórka śniegu.
Eryk! krzyknęła. Wracaj!
Nie zwrócił na nią uwagi.
Dragwena tu jest albo była rzucił. Magia ma zapach... Położył się na brzuchu
i rozłożył ręce. Zaczął węszyć, jednocześnie zataczając kółka dłońmi. Znajdę ją!
Nie! krzyknęła Rachel.
Nagle, bez ostrzeżenia, śnieg przed Erykiem rozstąpił się i z ziemi zaczęła powstawać
z wolna jakaś postać.
Dragwena.
Zanim chłopiec zdołał oprzytomnieć, wiedzma uderzyła go w twarz tak mocno, że przeleciał
w powietrzu parę metrów i upadł, zakrwawiony i nieprzytomny.
Z tobą rozprawię się pózniej oświadczyła. Pierwszy zareagował Grimwold. Wraz
z kilkoma Sarrenami rzucił się na wiedzmę. Dragwena uderzyła każdego spojrzeniem, odrzucając
ich wysoko pod niebo. Ale zanim zdążyli spaść, Rachel podniosła głowę i unieruchomiła ich
w powietrzu, rozpiętych jak motyle na tle gwiazd.
Bardzo dobrze odezwała się Dragwena ale nie doskonale.
Przeszyła jej umysł bólem ostrym jak nóż. Rachel wzdrygnęła się i na chwilę straciła
panowanie nad swoimi myślami. To wystarczyło, by Grimwold i pozostali runęli w dół.
Prosto na spotkanie śmierci.
Cudownie tchnęła Dragwena. Dziś czeka mnie jeszcze wiele takich przyjemności.
Myślałaś, że mi uciekniesz? Ty głupia, przecież śmierdzisz! Nie zdajesz sobie sprawy?
Zmierdzisz magią. Rozpoznam twój zapach wszędzie. Ta chmura! Cóż za niezdarne przebranie.
Aatwo cię było rozpoznać. A co do Eryka, wiedziałam, że nie zdoła się oprzeć pokusie
i wykorzysta swój niezwykły dar, by mnie odnalezć. Wszystko to było dziecinnie łatwe bo
jesteście tylko dziećmi. Zawsze będę umiała was przechytrzyć.
Rachel wpatrywała się ze zgrozą w martwych Sarrenów. Przygotowała się na atak, sądząc, że
wiedzma natychmiast się na nią rzuci. Tymczasem Dragwena powiedziała:
Musisz wiedzieć, że mnie nie pokonasz. Dlaczego w ogóle mi się sprzeciwiasz? Przyjdz do
mnie z własnej woli, a ja oszczędzę tych, którzy jeszcze żyją. Nawet małego Eryka. Daję ci
słowo.
Rachel sięgnęła błyskawicznie do umysłu wiedzmy. Dragwena nie spodziewała się tego i nie
osłoniła swych myśli. W chwilę potem zablokowała je, ale było już za A pózno: Rachel
przekonała się, że Dragwena chce zadać wszystkim Sarrenom okrutną śmierć.
Ty się boisz! zrozumiała Rachel. W przeciwnym razie byś tego nie powiedziała.
Kłamiesz. Boisz się Eryka i boisz się mnie!
Dragwena przestała udawać.
Czego się tak boisz, wiedzmo?
Nie odpowiedziała.
Rachel zamilkła. Po raz pierwszy poczuła, co ich dzieli.
Już wiem! Nie staję się taka jak ty! Dotknęła swoich czterech szczęk. Prawdę mówiąc...
wcale nie zmieniam się w wiedzmę.
Nie możesz się dłużej opierać syknęła Dragwena. Przestań walczyć.
Rachel przebiegła myślami wszystko, co się wydarzyło: Dragwena zadała jej ranę w wieży-
oku i bez końca powtarzała, że to może oznaczać tylko jedno. Rachel zastanowiła się głęboko...
i zrozumiała prawdę. Odwróciła się do Dragweny.
To ty chciałaś mnie przekonać, że stanę się wiedzmą szepnęła. Wmawiałaś mi, że będę
taka jak ty, że zacznę myśleć jak ty, wyglądać jak ty. A ja w to uwierzyłam. Dotknęła swoich
włosów, rąk, czterech warg i uśmiechnęła się. Moja magiczna moc się rozwija. Ale magia nie
wie, czego chce. Morpeth nauczył mnie tego w Sali Zniadaniowej, kiedy musiałam wybrać kolor
chleba. Całkiem zapomniałam o tej prostej prawdzie. Magia chce, żeby ją wykorzystać, ale trzeba
nad nią panować. Moja moc pragnęła, by ją wykorzystać. A ja ją wykorzystałam, nie zdając sobie
z tego sprawy. Byłam tak pewna, że staję się wiedzmą! Dlatego moc mnie w nią przemieniła.
Gdybym dalej w to wierzyła, może rzeczywiście stałabym się taka jak ty. Tak to sobie
zaplanowałaś.
W ułamku chwili Rachel znowu przybrała dawną postać. Przerażające zęby zniknęły, włosy
znów stały się ciemne.
Ty głupia, głupia wiedzmo rzuciła wiem, czego chcesz: wrócić na Ziemię, żeby zabić
czarodziejów i dzieci. Ale nie zrobisz tego beze mnie, prawda? Nie masz dość sił. A ja ci nie
oddam mojej mocy! Aagodny głos już na mnie nie działa, tak samo jak inne sztuczki. Spojrzała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]