[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ucisk na gardle wzmógł się. Ból ostry i przenikliwy doszedł do uszu, krtań paliła żywym ogniem.
- Bo... boli - wycharczał.
- Puść go, Zadra, już zrozumiał! - chłopak z papierosem w kąciku warg odlepił się od siatki. Wolno,
kołysząc się jak marynarz na pokładzie żaglowca, podszedł do Pawła.
- Słuchaj no, koleś. Tu jest nasz teren. My tu rządzimy i nie należy się wychylać, zrozumiano?
Paweł pocierał bolący kark. Kątem oka widział swego oprawcę. Miał bicepsy jak mistrz wagi
półciężkiej i spojrzenie debila.
- Jak to: wasz teren? Prywatny?
Chłopak nie był zbyt rozmowny. Uważnie przyglądał się Pawłowi spod wpółprzymkniętych powiek.
- Jesteś na gigancie? - spytał po chwili, która dłużyła się w nieskończoność.
Paweł szeroko otworzył oczy.
- Na... czym?
Zadra wybuchnął śmiechem. Brzmiał tak, jakby gulgotało całe stado indyków. Przestał, gdy drugi
zrobił jakiś jednoznaczny ruch dłonią. Widać było wyraznie, że panuje tutaj hierarchia ważności. Ten z
papierosem stał o szczebel wyżej.
- Dobra, gnojku. Twoja sprawa. Zapamiętaj tylko jed-
68
no: możesz zbierać butelki, szmaty, co tam chcesz. Sprzedać też możesz. Ale pięćdziesiąt procent
forsy leci dla nas. Jasne?
- Dlaczego? - oburzył się Paweł. Tyle się. nabiegał po piętrach, tyle nadzwigał. - Jakim prawem?
- Dołożyć mu, Ganges? - spytał Zadra miękko, przeciągając zgłoski. Czuło się, że lubi swoją
nieskomplikowaną robotę. I zapewne wykonuje ją z całym poświęceniem.
Ganges wypluł peta, otarł usta dłonią.
- Nie próbuj sztuczek, mały. My tu mamy swoich ludzi.
- W całym śródmieściu? - wyrwało się Pawłowi.
Po twarzy Gangesa przemknęło coś na kształt uśmiechu.
- Niekoniecznie, synku - powiedział dziwnie łagodnie. -Ale tutaj akurat jest teren Ryżego. Zapamiętaj i
nie podskakuj. Możesz stracić te swoje śliczne ząbki...
- Dołożyć? - denerwował się opryszek.
Paweł zaciął usta.  Trzeba to wszystko rozważyć -pomyślał - nie miałem pojęcia, że takie rzeczy
zdarzają się w mieście". Wyjął z kieszeni cały utarg. Spokojnie, choć czuł na palcach ciężkie spojrzenia
obu złodziejaszków, odliczył połowę.
- Proszę.
- Serdeczne dzięki!  Ganges błyskawicznie schował pieniądze do kieszeni. - Polecamy się na
przyszłość! Zadra, już jest następny małolat!
Paweł oddalał się szybkim krokiem. Nie zamierzał nigdy więcej się tu pokazywać. W kieszeni miał
drobną kupkę brzęczącego bilonu. Wystarczy na mleko i bułkę. Tylko na tyle. A ma przecież dług do
oddania. Nie, nie może zrezygnować. Coś trzeba wymyślić, ale co?
69
- Ruszczyk! - wykrzyknął radośnie., ,Tak, pójdę w towarzystwie Ruszczyka! W obecności dorosłego
człowieka te męty Ryżego nie będą miały odwagi zaczepiać!"
Na działce pojawił się po trzeciej. Liczył na to, że starego może dziś nie będzie. Ale był. I to nie sam.
Pomiędzy krzakami malin przemykała jakaś nieduża postać z blond ogonkiem spiętym gumką.  Po
kiego licha przywlókł tu jakieś dziewczynisko!" -zżymał się Paweł zwalniając kroku. Altankę na działce
traktował już jak własną zdobycz. Niechętnie dzielił się nią nawet z prawowitym właścicielem, a co
dopiero z jakąś frygą.
- O, Paweł! - ucieszył się Ruszczyk zsuwając pleciony kapelusz na tył głowy. - Już myślałem, że o mnie
zapomniałeś!
 Akurat! - pomyślał chłopiec. - Jest to jedyne miejsce na ziemi, o którym w obecnej chwili trudno
zapomnieć!"
- Dzień dobry! - powiedział głośno. - Trzeba przystrzyc żywopłot, bo już powyłaziły z niego jakieś
nieproszone gałęzie! - Chciał być użyteczny, pomocny. Byle tylko nie musieć się włóczyć po upalnym
mieście w smugach spalin.
- Mamy gościa - stary zwrócił się do dziewczynki w sukience jak kawałek nieba: zielonobłękitnej.
Paweł nie widział nigdy morza, dlatego kolor sukienki skojarzył mu się z odcieniem nieba po burzy,
gdy już odpłynęły chmury i zajaśniało słońce.
Dziewczynka wysunęła głowę ukrytą dotąd w gąszczu malin.
- Królik! - zdziwił się Paweł.
- Jaki królik? - Ruszczyk nie mógł wiedzieć, że te dzieci
70
już się kiedyś spotkały. -To jest Zuzanka, córka pilota. Z jej ojcem znamy się... - stary przerwał licząc w
myślach - ze trzydzieści lat. Kiedy go poznałem, był chłopcem chyba w twoim wieku...
- Cześć! - powiedziała Zuzanka pakując do ust garść rozmiękłych owoców. - Poznaję cię. Byłeś na
lotnisku.
Paweł skinął głową. A potem szybko, bez namysłu spytał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl