[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pokusa zdobycia du\ych pieniędzy stanowiła z pewnością jeden z powodów, podobnie
jak sława. Ale było coś jeszcze. Coś o wiele wa\niejszego ni\ pieniądze czy sława.
Zadowolenie i satysfakcja z tego, \e wykonuje się coś tak trudnego, tak niebezpiecznego.
I to cudowne uczucie radości, kiedy udaje się minąć o włos ostre rogi wielkiego,
wściekłego zwierzęcia, które trzy  lub czterokrotnie przewy\sza cię wagą. Radość z
robienia tego z gracją, z godnością. Radość ze zwycięskiego wyjścia ze śmiertelnego
pojedynku.
 Prawie ka\dy chłopak w Meksyku czy w Hiszpanii marzy o tym, \eby zostać
matadorem  zaczął.  Tak samo jak prawie ka\dy chłopak w twoim kraju chce zostać
graczem w baseball czy mistrzem w piłce no\nej. W Meksyku chłopiec wzrasta słysząc
zewsząd o bykach, zwłaszcza je\eli dorasta na ranczu, tak jak ja. Moi starsi bracia te\
bawili się z bykami i kiedy miałem pięć albo sześć lat, dali mi czerwoną koszulkę,
\ebym udawał, \e jestem matadorem. Kiedy miałem piętnaście lat, odwiedził nas mój
wuj.
Akurat wtedy trwała u nas fiesta i wuj zobaczył, jak bawię się w matadora. Potem
rozmawiał z moim ojcem i powiedział mu, \e chciałby mnie ćwiczyć w walkach. Moja
matka nie chciała się zgodzić, ale myślę, \e wiedziała, jakie to było dla mnie wa\ne i w
końcu dała mi swoje błogosławieństwo.
Lekkim ruchem zdjął niesforny kosmyk włosów z jej twarzy.
 Mój ojciec ju\ nie \yje, ale matka wcią\ mieszka w naszej małej miejscowości
w pobli\u Guadalajary. Zabiorę cię tam, \ebyś mogła ją poznać, zanim wyjedziesz z
Meksyku.  Objął Annemarie mocniej. Nie mógł znieść myśli o tym, \e ona kiedyś
będzie musiała wyjechać. Mówił dalej:  Więc przyjechałem tu i \yłem na ranczo
mojego wuja, niedaleko Santa Catariny. On zmarł w zeszłym roku i zostawił mi to
ranczo. Tu właśnie przyjadę, kiedy wycofam się z corridy.
Annmarie spojrzała na niego. Wzięła go za rękę. Była delikatna, gładka, mocna, z
krótkimi, zaokrąglonymi paznokciami.
 Jesteś delikatnym mę\czyzną  powiedziała.  Nie mogę zrozumieć, dlaczego
zajmujesz się takim... takim okrutnym, krwawym sportem.
Poczuła, jak jego ciało naprę\a się, tak samo jak tamtej nocy, kiedy się poznali.
 No to pogadajmy o polowaniach  odparł chłodno.  Wy, tam w Ameryce,
zajmujecie się polowaniem na grubego zwierza tylko po to, \eby zdobyć cenne trofea,
które potem wieszacie na ścianach. Albo pogadajmy o tych facetach, którzy wydają
du\e pieniądze na kosztowny sprzęt, by mogli nadziać na haczyk piękną rybę i męczyć
ją przez kilka godzin, zanim zdołają ją wreszcie wyciągnąć z wody.  W jego głosie
wyraznie brzmiał gniew,  Albo o małych zwierzątkach, które się morduje na futra dla
\on bogatych facetów. Albo o zawodowych bokserach, którzy za pieniądze rozbijają
sobie twarze na krwawą miazgę. Albo o...
 Proszę...  Annmarie poło\yła palec na jego ustach.  Nie gniewaj się. Ja chcę to
zrozumieć, ale to takie trudne. Wszystkich tamtych okropności te\ nie potrafię pojąć.
Diego głośno wypuścił powietrze,  Przepraszam  pocałował ją  wcale nie
chciałem wygłaszać ci mądrych mów.
 Mo\e powinniśmy ju\ wstać?
 A mo\e nie powinniśmy?  Jednym palcem ujął ją pod brodę i podniósł jej twarz
ku swojej.  Tak pięknie wyglądasz...
 Diego...
Powstrzymał słowa pocałunkiem. Pocałunkiem, który coraz bardziej ich rozpalał,
rzucał oboje ponownie w wir zapamiętania. Kiedy westchnęła głośno, przytulił ją
jeszcze mocniej.
 Queńda  spytał  czy ty sobie zdajesz sprawę, co ze mną robisz? Wystarczy, \e
cię dotykam, a znów mam osiemnaście lat, a moje ciało szaleje z po\ądania.
 Ja czuję to samo  odpowiedziała cicho.  Nie zdawałam sobie sprawy... a\ do
ostatniej nocy... nie przypuszczałam, \e mogę coś podobnego odczuwać. Nie
wiedziałam, \e kobieta mo\e coś podobnego prze\yć... Nigdy...  Była zbyt
zakłopotana, by mówić dalej, przywarła do jego ust.
Diego próbował obrócić się tak, by znalezć się nad nią, ale nagle z jego krtani
wyrwał się jęk i opadł na swoje miejsce.
 To ta twoja noga, prawda?  Na twarzy Annmarie pojawił się wyraz zatroskania
 O, Diego, zupełnie zapomniałam o niej.
 W porządku, nie martw się.
 Ale...
 Nic nie mów, tylko mnie pocałuj...
Jej usta spotkały się z wyczekującymi wargami Diego. Ten uniósł ją lekko i
pociągnął ku sobie. Całym ciałem poczuła jego nagość, narastającą siłę męskości...
Zadr\ała. Pociągnął ją jeszcze mocniej i znalazła się na nim. Znów trzymał jej twarz w
swoich dłoniach i obsypywał deszczem pocałunków. Rozpalone, wilgotne wargi
błądziły po czole, przymkniętych oczach, nosie, ustach, szyi tak długo, \e myślała, \e
ju\ traci przytomność z podniecenia. Wtedy podniósł ją nieco.
Serce biło raptownie z po\ądania i z miłości... Długie, jasne włosy opadły do
przodu, częściowo zasłaniając krągłe piersi. Wydawała ciche pomruki zadowolenia.
Trzymał mocno jej biodra i starał się nie anga\ować, ale ten zamiar przekraczał jego
mo\liwości opanowania własnego ciała.
Annmarie poruszała się powoli, delikatnie, jakby wstydliwie. Bardzo chciała, \eby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl