[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cztery lata. Ale jeśli przegra, ludzie szybko o nim zapomną, jak o wszystkich
pokonanych. Kto dziś pamięta Dukakisa? mawiał Beech.
Nie zamierzali czekać do listopada. Cierpliwość cierpliwością, ale w tym
przypadku chodziło o zwolnienie z więzienia. Lake był ich jedyną, bardzo nikłą
szansą na wolność i dostatnie życie.
Postanowili odczekać tydzień, a potem napisać kolejny list do Ala Konyersa.
Nie wiedzieli, jak go nadadzą, ale byli przekonani, że coś wymyślą. Może prze-
kupią Linka. Ostatecznie Trevor przekupywał go przez wiele miesięcy.
Innym wyjściem był telefon Argrowa.
Jeśli nam go pożyczy spekulował Spicer zadzwonimy do Lake a. Do
sztabu wyborczego, na Kapitol, pod wszystkie numery, jakie tylko mają w infor-
macji. Zostawimy wiadomość, że Ricky chce się z nim zobaczyć. Wystraszy się
jak jasna cholera.
Argrow, to znaczy jego brat, dostanie rachunek i będzie wiedział, do kogo
dzwoniliśmy.
No i co z tego? Do Lake a dzwoni pół Ameryki. Argrow nie będzie miał
pojęcia, o co nam chodzi. A za telefony zapłacimy.
Wspaniały pomysł. Długo go rozważali. Fakt, Ricky z kliniki rehabilitacyjnej
mógł zadzwonić i zostawić wiadomość. Tak samo jak Spicer z Trumble. Osaczą
Lake a ze wszystkich stron.
Biedaczyna. Nie nadążał z liczeniem pieniędzy.
Godzinę pózniej Argrow wyszedł z sali konferencyjnej i oznajmił, że sprawa
jest do załatwienia.
Muszę odczekać godzinę, a potem wykonać jeszcze kilka telefonów
wyjaśnił. Co powiecie na lunch?
Zaciekawieni poszli z nim do kantyny, by kontynuować dyskusję przy sałatce
z kapusty i starych dowcipach.
Rozdział 33
Wykonując dokładne polecenia Aarona Lake a, Jayne pojechała do Chevy
Chase. Znalazła centrum handlowe przy Western Avenue i zaparkowała przed
Mailbox America. Otworzyła skrytkę, wyjęła z niej osiem reklamowych lifletów
i umieściła je w plastikowej torebce. %7ładnych listów prywatnych nie było. Pode-
szła do kontuaru i poinformowała urzędnika, że chciałaby zlikwidować skrytkę
w imieniu swego pracodawcy.
Urzędnik zastukał w klawiaturę komputera i na ekranie monitora wyświetliła
się wiadomość, że skrytka należy do niejakiego Aarona Lake a. Wynajął ją przed
siedmioma miesiącami na nazwisko Ala Konyersa i zapłacił za cały rok z góry,
tak że nie miał wobec poczty żadnych zobowiązań finansowych.
To ten facet, który staruje w wyborach? spytał, podsuwając jej formu-
larz.
Tak odrzekła Jayne, składając podpis w odpowiednim miejscu.
Bez adresu zwrotnego?
Bez.
Wyszła na ulicę, wsiadła do samochodu i wróciła do miasta. W tym, że La-
ke potajemnie wynajął skrytkę, aby ujawnić siatkę oszustów w Pentagonie, nie
widziała niczego podejrzanego. Nie przyszło jej nawet do głowy, że szef może
kłamać, poza tym nie miała czasu na zadawanie pytań. Lake orał nimi osiemna-
ście godzin na dobę i musiała zająć się poważniejszymi sprawami.
Czekał na nią w kwaterze głównej. Choć przez chwilę był sam. W biurach
tłoczyli się asystenci, po korytarzach biegali stażyści, wszyscy zachowywali się
tak, jakby lada chwila miała wybuchnąć wojna. Tymczasem on cieszył się chwilą
samotności. Jayne wręczyła mu plastikową torebkę i wyszła.
Same śmieci: reklamówka z Taco Bell, z serwisu telefonicznego, z myjni sa-
mochodowej, kilka kuponów promocyjnych. . . I ani jednego listu od Ricky ego.
Skrytka została zlikwidowana, poczta nie dysponowała jego adresem zwrotnym.
Biedny chłopak. Będzie musiał znalezć sobie innego opiekuna. Reklamówki i for-
mularz z podpisem Jayne trafiły do małej niszczarki dokumentów pod biurkiem.
Lake pogrążył się w zadumie, podliczając błogosławieństwa, jakimi obdarzyło
240
go życie. Nie miał zbyt wielu obciążeń i popełnił niewiele błędów. Nawiązanie
korespondencji z Rickym było głupotą, mimo to wyszedł z tego bez jednego dra-
śnięcia. Ależ z niego szczęściarz!
Uśmiechnął się, niewiele brakowało, by zachichotał. Potem zerwał się z fotela,
chwycił marynarkę i skrzyknął swoich ludzi. Czekało go kilka spotkań, a potem
lunch z przedstawicielami zakładów zbrojeniowych.
Tak, szczęściarz z niego nad szczęściarze.
Jego nowi przyjaciele czuwali przed drzwiami niczym senni strażnicy, tym-
czasem on krążył po ciasnej salce konferencyjnej, bawiąc się telefonem, aby prze-
konać ich, że próbuje pociągnąć za wszelkie możliwe sznurki łączące go z mrocz-
nym światem zagranicznych banków. Krążył tak dwie godziny, dwie godziny
mamrotał do siebie niczym rozgorączkowany makler, wreszcie wyszedł.
Dobre nowiny, panowie oznajmił ze zmęczonym uśmiechem na twarzy.
Otoczyli go, niecierpliwie wyczekując rezultatu pertraktacji.
Pieniądze wciąż tam są.
Nadeszła pora na wielkie pytanie pytanie, do którego od dawna się przy-
mierzali, które miało Argrowa zweryfikować: oszust z niego czy tęgi gracz?
Ile? spytał Spicer.
Sto dziewięćdziesiąt tysięcy i kilka centów.
Odetchnęli. Wszyscy trzej, jak na komendę. Spicer się uśmiechnął. Beech
uciekł wzrokiem w bok. Yarber zmarszczył brwi i obrzucił Argrowa dziwnym,
acz przyjaznym spojrzeniem.
Według ich obliczeń saldo końcowe wynosiło sto osiemdziesiąt dziewięć ty-
sięcy plus nędzne odsetki.
Nie okradł nas. . . wymamrotał Beech i sędziowie z czułością wspo-
mnieli swego byłego, martwego już adwokata. Zrobili z niego diabła, tymczasem
był aniołem.
Ciekawe dlaczego dumał Spicer.
Nie mam pojęcia odrzekł Argrow. Tak czy inaczej, konto jest nie-
tknięte. Sto dziewięćdziesiąt tysięcy. Sporo się napracowaliście. . .
Na to wyglądało, ale ponieważ żaden nie potrafił wymyślić ciętej riposty, pu-
ścili tę uwagę mimo uszu.
Jeśli wolno mi coś zaproponować kontynuował Argrow powinniście
te pieniądze przenieść do innego banku. W tym są koszmarne przecieki.
Ale dokąd? spytał Beech. Do którego?
Na waszym miejscu niezwłocznie przelałbym wszystko do Panamy.
Ot, i nowy problem. Nigdy dotąd o tym nie myśleli, bo i kiedy? Cały czas
dręczyła ich obsesja na punkcie Trevora i jego domniemanej kradzieży. Niemniej
241
rozważyli tę propozycję i zareagowali tak, jakby od dawna się nad nią zastana-
wiali.
Ale po co? spytał Beech. Nie są tam bezpieczne?
Pewnie są odparł Argrow; w przeciwieństwie do nich bardzo dobrze
wiedział, dokąd zmierza. Ale przecież sami widzicie, jak łatwo jest zdobyć
poufne informacje. Banki na Bahamach przestały być wiarygodne, a zwłaszcza
ten.
Poza tym nasz adwokat mógł coś chlapnąć wtrącił Spicer, zawsze gotów
przyłapać Trevora na matactwie. O tym rachunku.
Jeśli chcecie, żeby pieniądze były bezpieczne ciągnął Argrow czym
prędzej zmieńcie bank. Zajmie to niecały dzień i nie będziecie musieli się o nic
martwić. Trzeba zaprząc forsę do pracy. Zwykłe konto to zwykłe konto. Kilka cen-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]