[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w policzek, by sprawdzić, czy paznokcie są dobrze spiłowane  ale najbardziej się
dłuży.
W wielkiej sali na parterze koty czuły się jak u siebie w domu, na równi z ludzmi,
wśród których spacerowały powoli. Wspomniałem o kotach zamieszkałych w Małym
Domostwie; o ludziach z Rejestru powiedziałbym raczej, że mieszkają u swoich kotów.
285
Wyglądem różniły się zresztą od naszych. Houd powiedział mi, że koty Rejestru pocho-
dziły z innej grupy niż znane mi zwierzaki. Można powiedzieć, że przodkowie wielkich,
spokojnych i mądrych kocurów zostali stworzeni przez aniołów, którzy zmienili daw-
ną kocią rasę metodami stosowanymi do przekształcania istot ludzkich; obu przemian
dokonano z tego samego powodu: dla wygody. Przez wiele pokoleń kontrolowano roz-
wój nowej rasy przez dobór odpowiednich matek i reproduktorów. Wielkie koty rzad-
ko polowały, chętnie natomiast jadły żywność szykowaną dla nich w kuchniach Domu
Dwudziestu Ośmiu Zapachów; niezwykle rzadko wydawały rozpaczliwe bolesne jęki
przypominające dziecięcy płacz, które zdarzało mi się słyszeć w lasach otaczających
Małe Domostwo. Wspomniałem, że ci z Rejestru sprawiali wrażenie dojrzałych, lecz
gdy obserwowałem spacerujące koty, przyszło mi do głowy, że one są dorosłe, a ludzie
to ich małe. Jak dziatwa poznaje zasady, naśladując dorosłych, tak ci z Rejestru uczyli
się życia od swych kotów.
Byłem dumny z tych paru odkryć. Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem blisko
prawdy, więc i tak na nic się nie zdały.
286
Zhinsinura z gromadą ziomków weszła przez mur przechodni; mieli na sobie mnó-
stwo łachów, bo liczne warstwy najlepiej chroniły przed zimnem.
 Wyruszamy do lasu  oznajmiła stara.  Chodzcie z nami.
 Po co?  dopytywała się Jednodniówka.
 Kotka zaginęła. Trzeba ją ratować.
Puff, bardzo stara i osłabiona kocica o jasnorudej zmierzwionej sierści, ślepa na
jedno oko. . . Gdy ubieraliśmy się z mozołem, Zhinsinura oznajmiła, że kotki nie ma od
dwóch dni. Gdyby Brom albo Fa afa zniknęli na tak długo, nikt by się nie przejął, ale
Puff sama, i to zimą. . . Kobieta zaczęła nas popędzać.
W lesie było mokro, ciemno, okropnie. Siąpił deszcz. Nie sądziłem, by wędrowcy
znalezli w puszczy cokolwiek poza błotem i topniejącymi zaspami śnieżnymi. Mimo
to maszerowali śmiało, jakby widzieli ścieżkę. Wkrótce gromada się rozproszyła i stra-
ciłem z oczu resztę poszukiwaczy. Brnąłem przez las w towarzystwie nieznajomego
mężczyzny okutanego w szare łachy tak, że było mu widać jedynie oczy. Rozrzucał
kosturem brudny śnieg i dyszał ciężko, wypuszczając przez nos kłęby pary.
 Pomóż  mruknąłem, czując, że moja stopa uwięzła pod śniegiem.
287
 Psia pogoda  stwierdził nieznajomy.
 Co mówiłeś?  zapytałem, gdy wspólnymi siłami udało się uwolnić nogę z po-
trzasku.
 Psia pogoda.  Wskazał kosturem w głąb lasu.  One tam są. W lutym marnie
im się wiedzie. Chodzą słuchy, że gdy nie zdołają niczego upolować, biegają w kółko,
aż najsłabszy padnie. Mają wówczas co jeść. Sam nie wiem. To jest wyjście. Zwykle
jednak znajdują inną ofiarę.
Puff była stara i zziębnięta; łatwa zdobycz. W Małym Domostwie mówiło się, że
wszystkie psy zostały przed wiekami zabite i zjedzone. A może w lasach. . .
 Psia pogoda  powtórzył mężczyzna. Bystre oczy spoglądały znad szarych chust
zamotanych wokół szyi. Zatrzymaliśmy się, by ocenić sytuację. Odgłos kapiących kro-
pli wypełnił mi uszy; nie byłem w stanie wyłowić z niego innych dzwięków. Korony
drzew ginęły we mgle, a wilgoć zdawała się toczyć ich pnie jak robactwo. Nagle w lesie
rozległ się dziwny hałas. Odwróciliśmy się natychmiast. Zza drzew wyłonili się dwaj
poszukiwacze. Mieli na sobie czarne ubrania i przypominali mroczne lutowe dni. Zawo-
288
łaliśmy ich; mała grupka ruszyła dalej w las; teraz i ja rozglądałem się tak samo uważnie
jak mój odziany w szarość współtowarzysz.
Przedzieraliśmy się przez gęste zarośla; rozłożyste gałęzie szarpały nam ubrania,
potykaliśmy się o wystające korzenie. Grunt opadł nagle, tworząc niewielką kotlinę, na
dnie której stała ciemna woda pokryta przy brzegu kruchym lodem. Kiedy spojrzeliśmy
w głąb niecki, mężczyzna w szarym ubraniu i ja zobaczyliśmy na przeciwległym zboczu
dwa różne obrazy.
On spojrzał w lewo i zauważył Puff brnącą przez śnieżną zaspę ku brzegowi kotliny.
Skierowałem wzrok w prawo ku Jednodniówce, która wspinała się, goniąc kotkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl