[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gramofon, i z jasnej kuchni przez ciemne okienko w ścianie widać było, jak po lo-
kalu krąży tam i z powrotem mosiężna trąbka i gra wesołą piosenkę, dwa kobiece
głosy pokrzykiwały na siebie, ale ja z barwy głosów wywnioskowałem bezbłęd-
48
nie, że te głosy udają tylko sprzeczkę, że stroją sobie żarty, że bawią się, tak jak
dorośli bawią się niemal zawsze.
 Te kwiaty Pepi dał mnie!
 Nie, ten bukiet dał mnie!
Naprzeciw siebie stały  widać to było przez okienko  kelnerka w niebie-
skiej sukience i ta druga w złotych okularach, które błyszczały w ciemnym lokalu
jak dwie pękate rybki w akwarium, stały naprzeciw siebie i udawały, że gniewają
się na siebie, zupełnie nieszczerze obrzucały się oszczerstwami i obelgami, a na-
wet wyciągnęły ręce i chciały sobie nawzajem wydrapać oczy.
Patrzyłem na chłopca, siedział oparty o ścianę, zupełnie go to nie interesowało,
pewnie nawet nie słyszał, co się dzieje w lokalu, bawił się słomką i z poślinionego
palca oblizywał pieprz. I gdyby mi tego nie powiedział, nigdy bym nie uwierzył,
że ma padaczkę, chorobę świętego Wita.
Stryjaszek Pepi wrzeszczał z zachwytu i jego głos wraz z dymem płynął do
kuchni.
 To jest austriacka dyscyplina, to jest ten sam system, jaki wyznawał nie-
boszczyk cesarz Franciszek Józef, który z szacunkiem odnosił się do baronowej,
swojej kochanki, aktorki o nazwisku Szrat.
Pani Buriankowa wytarła ręce i do czterech kieliszków nalała z butelki czer-
wonego wina, wzięła koraliki, a kelnerka pochyliła oprawkę złotych okularów
i niosąc kieliszki w głąb lokalu wołała:
 Ja tam wcale się nie dziwię, mistrzu! Kiedy pan spojrzy na kobietę tymi
swoimi czarnymi ślepiami, to padam na wznak zupełnie tak samo jak baronowa
Szrat i odrzucam kołdrę! Ale, ale, kiedy wreszcie będzie nasz ślub?
Pani restauratorka nalała mi lemoniady i postawiła przede mną szklankę i bu-
telkę.
 Masz zupełnie takie same oczy jak twoja mamusia  powiedziała.  Ale
na dnie twoich oczu dostrzegam coś łajdackiego  dodała.
 Proszę pani, mamusia mówi mi to samo co rano.
Kiwnęła tłustym kokiem i palcem odsunęła tłusty lok, spadający jej na oczy,
kiedy zobaczyła kobiece ręce, które wysypały na deseczkę sześć kolorowych ko-
ralików, obróciła się i pod światło nalewała ostrożnie krupnik, likier koloru łąko-
wego miodu, kobiece ręce następnie podniosły tacę z kieliszkami, światło odbite
w dnach kieliszków rozjaśniło mrok lokalu i zniknęło gdzieś na poplamionym ob-
rusie. Pani Burniakowa podała talerz i sztućce, chłopiec wziął widelec do jednej
ręki, nóż do drugiej i obrócił je ostrzami w górę, i tak oczekiwał łapczywie swojej
kolacji, zgłodniały po tej kąpieli w rzece.
 No i kiedy będzie nasz ślub?  zawołała kelnerka w okularach.
 Co takiego? On przecież mnie obiecywał miłość!  krzyczała ta w niebie-
skiej sukience i podniosła ręce, przez okienko widać było jej nagie białe ręce, po-
tem ręce kelnerki w okularach, białe ręce i połyskliwe soczewki okularów, krzyk
49
kobiet, nieszczery krzyk i obelgi, kelnerki biły się, ostrożnie targały się za włosy,
a biała marynarska czapka stryjaszka rozcinała kłębiący się w lokalu dym, trąbka
trąbiła na alarm, zaś motorniczy praskich tramwajów podskakiwał wokół białych
szamoczących się ramion.
 To doskonale  powiedział chłopak  że tatuś się leczy. Gdyby tak ma-
musia to zobaczyła, na pewno bardzo by się ucieszyła, że tatuś tak ładnie się bawi.
 Młodości, radości, obu brak rozumu  powiedziała pani restauratorka kro-
jąc plasterki węgierskiego salami, co chwila przy tym podnosiła nóż i ostrym no-
żem robiła ruch świadczący, że najchętniej poderżnęłaby komuś gardło. . .
Komu?
Kelnerki przestały udawać, że biją się o pierwszeństwo, która wyjdzie za stry-
jaszka Pepi, i teraz stały nad marynarską czapką stryja, ta niebieska ujęła się pod
boki, z drugiej strony pochylała się nad stryjciem złota oprawka błyszczących
okularów, a nieszczere głosy nadal udawały kłótnię.
 Gdybym się dowiedziała  krzyczała okularnica  że nie dochowujesz
mi pan wiary, to wzięłabym nóż i ciach! I Pepi zostałby bez instrumencików, bez
instrumencików!
 Co takiego? Mojego kochaneczka pozbawić tego, co u niego najpiękniej-
sze?  Kelnerka wygrażała białymi nagimi rękoma.
 Dzieci  zawołał motorniczy praskich tramwajów  opamiętajcie się,
najlepiej otruć się krupnikiem! A stryjaszek Pepi niech od razu zamówi dwa kie-
liszki!
I sam wypił kieliszek, który zabłysnął wśród dymu, a inne kieliszki rozbłyski-
wały w powietrzu, stały, pochylały się i do ust ciekł jasny likier, jeden kieliszek
dotknął oprawy złotych okularów. A motorniczy tramwajów podniósł trąbkę i za-
czął trąbić, i trąbił wesoło, nie trąbił żadnej piosenki, ale samą wesołość, było to
tylko wesołe trąbienie, tak jak na błękitnym niebie błyska się na pogodę.
Pani Buriankowa wskazała nożem okienko.
 Udany tatulek  powiedziała.
 Prawda?  ucieszył się chłopak z ustami pełnymi knedli i jajek.  Gdyby
tatuś nie był tak chory na piersi, to byłby jeszcze bardziej udany, taki, jaki bywał
dawniej. Ile razy, aby mamusi sprawić przyjemność, wraz z trąbką przyprowadzał
do domu dwie piękne panienki.
Z lokalu dobiegł nieszczery ton kobiecych głosów.
 I co o tym wszystkim mówi rozprawka pana Batisty, mistrzu?
 Co tam pan Batista pisze o higienie płciowej?
 %7łe rękojmią szczęścia małżeńskiego jest dorodne ciało! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl