[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadowolony z mojej obecności.
 Jak długo tu jesteś...?
 Tylko chwilę  odpowiedziałam.
 Dlaczego nie pojechałaś do atelier?
 Mój mąż jest chory, więc jestem przy nim.
 To znaczy, że musiałem zachorować, żebyś ty...?
 Proszę cię, Tancredi, daruj sobie.
 Teraz jesteś górą, prawda?
 Dlaczego? Nie rozumiem.
 Bo leżę tutaj, a ty możesz robić, co ci się podoba.
Nie chciałam się z nim kłócić.
 Dobrze ci zrobi, jak będziesz dużo spał.
 Prawdopodobnie byłoby najlepiej, jakbyś mnie zostawiła.
Powiedział to tak, jakby naprawdę o tym myślał.
 O czym ty mówisz?  zapytałam zdenerwowana.
 Jesteśmy jak ogień i piasek  powiedział szeptem.
 Jestem ogniem czy piaskiem?
 Nigdy nie uda mi się ciebie ugasić  odpowiedział.
 A dlaczego chcesz to zrobić, Tancredi? Jestem przecież niegroznym małym ogniskiem
na plaży. Dlaczego nie pozwolisz mi płonąć?
 Parzysz mnie.
 Nie miałam takiego zamiaru.
 Oczywiście, że nie  stwierdził i szerzej otworzył oczy.  Ale przyczyniłaś się do tego,
że będę świadomy swojego okrucieństwa.
Zabrzmiało to poważnie.
 Naprawdę jest coś takiego jak przeznaczenie  powiedział Tancredi.  Inaczej byśmy
się nie spotkali. Dlaczego musiałem cię poznać i właśnie na ciebie się zdecydować? Przecież
mogłem sobie znalezć inną dziewczynę. Taką, jakich tu pełno, która nie byłaby mi solą w oku.
Jednak wybrałem ciebie. Z twoją siłą i wiecznym sprzeciwianiem się wszystkiemu. Dlaczego?
Co mną kierowało?
 Nie wiem.
 Ale ja wiem  powiedział, patrząc na mnie przytomnym wzrokiem.  Wybrałem ciebie,
bo coś mnie przyciągnęło.
Tancredi wziął mnie za rękę.
 Nie. Ty jesteś kobietą, która pokazała mi życie takie, jakie jest, Diano. Takie, jakie jest
w rzeczywistości, poza murami domu Lorenzów.
 Tancredi, mówisz bardzo zagadkowo.
 Wszystkie oskarżenia, jakie padały z ust innych ludzi, a które usłyszałaś, były
prawdziwe. Za każdym razem, gdy mi o tym opowiadałaś i byłaś blisko poznania tajemnicy,
zadawałaś mi cios.
Tancredi ułożył się wygodniej i głęboko westchnął.
 Tajemnica dotyczy pewnego wieczoru, który miał miejsce na początku ubiegłego
stulecia. Dwóch mężczyzn siedziało razem w salonie. Byli to burmistrz i jego brat biskup.
 Masz na myśli...
 Don Michele i monsignore di Lorenzo.  Tancredi chyba zdał sobie sprawę, że
zabrzmiało to tak, jakby opowiadał baśń, więc się roześmiał.  Obydwaj mężczyzni wspólnie
zarządzali okolicą w sposób totalitarny, czego nie można sobie dzisiaj wyobrazić. Mimo to mieli
pewne zmartwienie. Brakowało męskiego potomka rodu Lorenzów. Biskup nie miał dzieci, a don
Michele nie był żonaty. Mimo iż zarzucano mu, że miał dzieci z pozamałżeńskich związków, to
żadne z nich nie mogło zostać następcą i spadkobiercą Lorenzów. Zawsze w mojej rodzinie była
obawa, że władza przejdzie w obce ręce, a ziemie zostaną podzielone, zamiast przekazane
kolejnemu pokoleniu. Właśnie o tym dyskutowali bracia. Gdy nastał poranek, znalezli
rozwiązanie.  Tancredi przełknął ślinę i odchrząknął. Woda mineralna, która stała obok jego
łóżka, była ciepła, lecz mimo wszystko ją wypił.  Niedługo odbyło się huczne wesele. Panem
młodym był Vincenzo, młodszy brat burmistrza i biskupa, a panną młodą była Lucia 
powiedział i zapytał:  Jej wizerunek jest na obrazie w salonie.
 To twoja babcia?
 Tak. Obraz jest trochę schowany. Kiedy drzwi są otwarte, to go nie widać. Chyba
specjalnie go tam powieszono.
 Dlaczego?
 Ponieważ z wyborem panny młodej było coś nie tak. Wiesz, kim była Lucia dla
Vincenza?
Rozłożyłam ręce.
 Lucia była córką jego siostry.
 Jego siostrzenicą?
 Jego ukochaną siostrzenicą  potwierdził Tancredi.
 Czy kościół przypadkiem nie zabrania... Nie wiem, jak to się nazywa u katolików, ale w
Anglii...
 O nie, to akurat nie ma znaczenia, jakiego jest się wyznania, bo w każdym jest tak samo
 odpowiedział Tancredi.  Kościół zabrania zawarcia związku małżeńskiego między bliskimi
krewnymi. W praktyce wyglądało to tak, że biskup udzielił im dyspensy, dzięki czemu mogli się
pobrać. Przeklęte sycylijskie wesele.
Przyglądał mi się przez chwilę, czekał, aż zrozumiem to, co właśnie usłyszałam, ale
byłam tak skołowana, że nie od razu wyciągnęłam wnioski.
 Monteleone wrzało od plotek. To małżeństwo wzbudziło wielką sensację. Następnego
dnia nowożeńcy wprowadzili się do willi don Michele. Za jakiś czas Lucia wydała na świat
pięknego synka i nazwali go Calogero. Był to wytęskniony i wyczekany spadkobierca, który miał
kontynuować męską linię rodu. Pózniej urodziła się Benedetta.
Tancredi spojrzał na mnie wymownie.
 Don Michele był już bardzo stary, a Vincenzo niemłody, więc nie dostał praw padrone.
Został pominięty, bo Calogero miał być następny w kolejności. Dopiero po kilku latach
zauważono, że spadkobierca jest głuchoniemy. Przyszły władca nie słyszał, co się do niego
mówiło, i nie wydawał żadnych dzwięków. To było kłopotliwe, ale nie robiono z tego problemu.
Pewnego dnia Benedetta straciła rozum. Na krótko przed swoją śmiercią don Michele przekonał
się, w jaki sposób przekleństwo zakazanego małżeństwa wydaje swoje owoce. Może był to
powód, dla którego don Michele w ostatnich miesiącach swojego życia w tej rozpaczy zbliżył się
do swojego sekretarza Andrei. Może to on podsunął młodemu chłopakowi pomysł sfałszowania
testamentu. To doprowadziło do morderstwa Andrei i zatargu między moją rodziną a rodziną
Randazzów. No i tak trwa do dzisiaj...  powiedział Tancredi i westchnął.
 Uważasz, że twoja rodzina... Sądzisz, że ty sam...
 Jestem, kim jestem. Pochodzę z tego związku. Mój ojciec jest upośledzony, a moja
ciotka była chora psychicznie.
 Dlatego uważasz, że...
 Nie, Diano, ja to wiem. Znam siebie. Od dawna znam swoją ciemną stronę. Istniała już
wcześniej, zanim się poznaliśmy. I absolutnie nie mogę nic z tym zrobić.
To, co przed chwilą usłyszałam, było dla mnie wstrząsające. Zastanawiałam się, czy
mogę mu jakoś pomóc.
 A próbowałeś już terapii? Jest wiele możliwości...
Spojrzał na mnie tak przejmująco, że zamilkłam.
 Nie jesteśmy tak zacofani, jak ci się wydaje. Byłem u wielu terapeutów. Niestety w
niedelikatny sposób zaczęli mi uświadamiać jeszcze inne rzeczy. Wyjaśniono mi, że jako
pierwszy męski potomek byłem uprzywilejowanym dzieckiem, które ubóstwiano i rozpieszczano.
Moja matka i całe otoczenie zrobili ze mnie skrajnego egoistę, który stał się kapryśny,
nieobliczalny i niezdolny do życia z innymi.
Spojrzeliśmy na siebie czule jak nigdy dotąd.
 Wtedy nie chciałem w to uwierzyć  powiedział smutnym głosem.  Tak bardzo
pragnąłem naszej miłości, Diano, ale jednocześnie nie potrafię nad sobą zapanować. Tak jakby
wstępowało we mnie coś złego.
 Masz na myśli swoją zazdrość...
 U Sycylijczyków zazdrość jest powszechna  próbował zażartować.
 Ale nie tak jak u ciebie. U ciebie to chorobliwa zazdrość.
 No właśnie, moja kochana. Teraz znasz prawdę.
Kiedy to usłyszałam, nagle wszystko zrozumiałam. Głuchoniemy Calogero, którym całe
życie kierowała Rozalia, Benedetta egzystująca za kuchennymi drzwiami, samotna Felicja, która
nie zamierzała podarować rodzinie kolejnego spadkobiercy. Aż dziwne, że wtedy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl