[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeżył bardzo wzruszające chwile z Vera, znowu obudziła się dusza
uwodziciela. Ale kiedy już miał zamiar skorzystać ze swojego
niewyczerpanego zasobu komplementów, konsul Henrici pokrzyżował mu
plany.
- Jak tam, mój drogi, zjesz z nami potem kolację u Stake'a? Heinz już miał
ochoczo przyjąć zaproszenie, kiedy przypomniał sobie o Dorze Manders. Ze
zmartwioną miną wzruszył ramionami i odrzekł:
- Niestety, jestem już gdzie indziej umówiony. Henrici pogroził mu
żartobliwie palcem.
- Gdzie indziej i z kim innym? Dałbym sobie głowę uciąć, że kryje się za
tym niejaka panna Manders!
Heinz przyłożył palec do ust.
- Pssst! Proszę o dyskrecję.
- Dobrze już, dobrze. Będę milczał jak głaz.
Przerwa dobiegła końca. Henrici był tego dnia w wyjątkowo dobrym
nastroju. Obaj jego włoscy przyjaciele w ogóle nie liczyli się jako potencjalni
konkurenci, a Heinz od zawsze wydawał mu się zupełnie niegrozny dla jego
związku z Vera. Ale nie potrafiłby uzasadnić, dlaczego. Wydarzenia
wskazujące na romans Heinza z młodą aktoreczką umocniły konsula w tym
przekonaniu. A Vera robiła wszystko, by nie wyprowadzać męża z błędu. W
jej sercu zawitał błogi spokój. Zwiadomość bycia kochaną usunęła na dalszy
plan rozterki i niepokoje związane z jej położeniem, a burza uczuć, jaka od
pewnego czasu targała jej duszą, przycichła.
Po skończonym spektaklu Heinz zaczął się żegnać.
- A więc nie zje pan z nami kolacji? - spytała rozczarowana Vera.
Przycisnął jej dłoń do swoich ust.
- Niestety! Już od dawna byłem właśnie na ten wieczór umówiony.
- Och, jaka szkoda!
- Może w takim razie jutro wieczorem znalazłby pan dla nas czas, drogi
Heinz? - zaproponował Henrici.
- Jeśli tylko łaskawa małżonka pozwoli...
Oczy Very zaśmiały się radośnie na myśl o tym, że jutrzejsze spotkanie z
Heinzem zależy tylko od jej kaprysu.
-  Aaskawa małżonka" pozwala! - oświadczyła rezolutnie. Ponownie
pocałował ją w rękę.
- Stokrotne dzięki! - I szeptem dodał: - Przylecę jak na skrzydłach.
Wyszli z teatru. Heinz z wielką galanterią pomógł wsiąść do powozu
najpierw Verze, a potem Heimie. Następnie cofnął się, machając na
pożegnanie.
W pół godziny pózniej siedział przy stoliku z Dorą Manders w ich
ulubionej restauracji. Młoda aktorka znowu tak bardzo ujęła go swoim
wdziękiem i urodą, że nie zaprzątał sobie już głowy  bezimienną królową"
swego serca.
Państwo Henrici rozesłali zaproszenia na wielki bal. Na liście gości
znalezli się także Althoffowie. Rodzice od razu postanowili, że nie pójdą, ale
trzej bracia z radością potwierdzili swój udział. Heinz wykorzystał
nadarzającą się okazję i złożył wizytę Verze pod pretekstem przekazania
odpowiedzi na zaproszenia.
Od wieczoru w teatrze minęło już kilka tygodni. W tym czasie Dora
Manders całkowicie straciła na atrakcyjności w oczach Heinza. Ale tak
bywało zawsze. Podniecało go tylko to, co nieosiągalne. Dlatego właśnie Vera
wciąż jeszcze była jedyną damą jego serca. Jej nieprzystępność fascynowała
go coraz bardziej. Przez ostatnie tygodnie zaczął wyraznie odczuwać do niej
coś w rodzaju namiętności. Vera jeszcze nigdy dotąd nie wydawała mu się tak
piękną i atrakcyjną, a to z tej przyczyny, że jej serce także biło coraz
niespokojniej. Popadła w pewien tajemniczy nastrój, który wzmagał się, gdy
Heinz był w pobliżu. Zwiadomie starała się usidlić go swym powabem. Nawet
najbrzydsza dziewczyna, gdy naprawdę tego zechce, wypięknieje w oczach
umiłowanego mężczyzny, cóż dopiero Vera, którą hojna natura obdarzyła
najwspanialszymi i najsłodszymi przymiotami.
Właśnie przymierzała suknię na zbliżający się bal, gdy zaanonsowano
przybycie Heinza. Choć nie mogła go od razu przyjąć, za żadną cenę nie
chciała go odprawić. Dlatego zwróciła się do stojącej przed nią Helmy, która
miała wydać ostateczny werdykt w sprawie sukni.
- Niech pani na razie zajmie się panem Althoffem, droga Helmo. Proszę go
zabawiać rozmową, dopóki nie przyjdę. Będę się spieszyć, gdyż zależy mi na
rozmowie z nim. Muszę poprosić go o kilka rad na temat balu. On miewa
zawsze takie cudowne pomysły.
Heima oddaliła się, by spełnić życzenie Very. Zastała Heinza w małym
salonie, urządzonym w stylu napoleońskim, a przeznaczonym do
podejmowania wyłącznie najbliższych przyjaciół domu. Jak zwykle pogodny i
pełen werwy Heinz Althoff przywitał się uprzejmie z panną Olfers. Ta
wytłumaczyła mu chwilową nieobecność pani domu i zapytała, czy mogłaby,
oczywiście w sposób dalece niedoskonały, umilić mu czas oczekiwania na
Vere.
- Dalece niedoskonały? Ależ cóż to znaczy, panno Olfers? Pogawędka z
tak mądrą i uroczą damą to doprawdy wielka przyjemność. - I jakby na
potwierdzenie swych słów popatrzył na nią ciepłym, życzliwym wzrokiem.
Miała całkiem zgrabną figurę - szczupłą, a zarazem o subtelnie
zaokrąglonych, młodzieńczych kształtach. Jej bujne włosy, uczesane w prosty,
bezpretensjonalny sposób, być może właśnie dlatego wyglądały szczególnie
efektownie. Grube warkocze w kolorze blond o złoto-brązowym odcieniu
oplatały wdzięczną, dziewczęcą główkę. Nad czołem i wokół skroni wiły się
delikatne loczki, rozjaśniając całą twarz. Już podczas wcześniejszych, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl