[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szybkie tempo sprawiło, że zanim się obejrzała, zgodziła się z nim zamieszkać.
McCord sięgnął przez stolik i nakrył jej dłoń swoją.
Jego oczy skrywał cień, ale namiętny błysk, jaki się w nich pojawił, był doskonale widoczny dla
kogoś, kto znal go tak dobrze jak ona.
- Nie musisz się martwić, złotko. Jeśli nasze dzisiejsze spotkanie znajdzie finał w łóżku, stanie się tak
dlatego, że ty będziesz tego chciała, a nie dlatego, że cię upiję i uwiodę. Okaż mi trochę zaufania.
Nigdy nie stosowałem tej taktyki wobec ciebie.
- Nigdy nie musiałeś - usłyszała swoje pełne smutku wyznanie.
Zanim zdążył odpowiedzieć, przyniesiono sok owocowy i whisky. Po odejściu kelnerki Pru wbiła
wzrok w swoją szklankę.
- I to cię dręczy, Pru? - spytał miękko McCord. - To, że pragnęłaś mnie tak bardzo jak ja ciebie?
Uniosła głowę, jej spojrzenie było poważne i odrobinę zaniepokojone.
- Nie wstyd mi tego, co czułam w stosunku do ciebie.
Myślę tylko, że tobie ułatwiło to życie, a mnie wręcz przeciwnie.
- Kochasz mnie, mam rację, Pru? - Jego spojrzenie, bardzo bezpośrednie, przenikało ją na wylot. -
To leży u podstawy wszystkiego. Oto powód, dla którego poszłaś ze mną do łóżka za pierwszym
razem, i powód, dla którego w końcu zgodziłaś się ze mną zamieszkać. Zdobyła się na lekkie
wzruszenie ramion.
- Wydaje ci się, że zawsze znasz wszystkie odpowiedzi, prawda, McCord?
- Zamierzasz zanegować to, co przed chwilą powiedziałem?
- Nie. Nie miałoby to zbytniego sensu. Poza tym to i tak nie ma znaczenia. Będziesz wierzył w to, w
co chcesz wierzyć. Zasadnicze pytanie sprowadza się do tego, co ty czujesz do mnie.
Słysząc, jak sprawnie pobiła go jego własną bronią, aż zamrugał. Na parę sekund wygiął wargi w
uśmiechu niechętnego podziwu.
- Chcę, żebyś do mnie wróciła. Chcę mieć cię w swym łóżku i w swym domu. Jak rozumiem, do
pełni szczęścia potrzebujesz gwarancji, którą jest dla ciebie małżeństwo.
Chętnie dam ci tę gwarancję. Odsunęła na bok szklankę z sokiem, pochyliła się ku niemu przez stolik
i zadała jedyne pytanie, które miało dla niej znaczenie.
- Czy ty mnie kochasz, Case?
Zamyślił się na chwilę.
- Nie wiem - powiedział wreszcie z całą szczerością. - A jak myślisz?
- Myślę, że mnie kochasz, ale z jakiegoś powodu będzie ci trudno to przyznać. Chciałabym znać ten
powód.
Doprowadza mnie to do szału, odkąd cię poznałam.
Dużo było trzeba, by zaskoczyć McCorda, ale teraz z pewnością wyglądał na skonsternowanego jej
rozważnymi słowami.
- O czym ty, u diabła, mówisz?
Uśmiechnęła się, usiadła wygodniej i zaczęła mu się badawczo przyglądać. Głęboki dekolt wąskiej,
białej bawełnianej sukienki ześliznął się nieco na jedną stronę, odsłaniając delikatne wklęśnięcia i
dołki na ramieniu. W cienkim złotym łańcuszku, zdobiącym szyję, odbijało się światło świecy.
W tym łagodnym świetle jej oczy wydawały się złote.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak niewiele ja czy wszyscy inni wiedzą o tobie, McCord? J.P.
wie, że jesteś świetnym fachowcem w swojej dziedzinie i że potrafisz sprawić, by wszystko szło jak
należy. Martha - że lubisz ciasto maślane z orzeszkami i nie znosisz słodkich likierów po kolacji.
Steve wie, że lubisz ogrody i przywiązujesz wagę do tego, by twój dom otaczało całe mnóstwo
bujnie rosnących roślin.
- A ty, Pru? Co ty o mnie wiesz?
Lekko poruszyła ręką.
- Wiem, że chodziłeś do dobrych szkół, jesteś oddany pracy w fundacji i byłeś mi wierny, odkąd się
poznaliśmy. Na jego twarzy pojawił się niemal niedostrzegalny uśmiech.
- Co sprawia, że jesteś tego taka pewna?
- Po prostu jestem i już.
Skinął głową.
- Mów dalej.
- Cóż, poznałam wiele drobnych szczegółów&
- Nie wyłączając tego, jak zadowolić mnie w łóżku.
Usiłowała nie dostrzegać prowokującego wyrazu jego oczu.
- Jesteś dobrym nauczycielem, przyznaję, ale nie o to teraz chodzi. Chciałam powiedzieć, że choć
poznałam wiele szczegółów, jest równie dużo istotnych spraw, których wciąż nie rozumiem.
- Na przykład?
- Dlaczego byłeś tak nieprzejednany, kiedy zaczęłam mówić o małżeństwie, to po pierwsze. - Na
ułamek sekundy zapadła cisza, po czym Pru zadała kolejne pytanie: - Byłeś już kiedyś żonaty,
McCord?
- Nie. Trzy lata temu byłem zaręczony.
- Jak się domyślam, sprawy potoczyły się zle?
- I to bardzo.
- A ty& ty wciąż ją kochasz, czy tak?
- Ona nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym.
Nie, zapewniam cię, że jej nie kocham. - Ton jego głosu dawał do zrozumienia, że nie zamierzał
powiedzieć na ten temat nic więcej.
Pru przez chwilę rozważała, co kryje się za tymi szorstkimi słowami.
- To dlatego nie chciałeś się żenić? Bo twoje pierwsze zaręczyny pozostawiły po sobie zbyt głęboki
uraz?
Uniósł szklaneczkę i pociągnął łyk trunku.
- To, co się stało w przeszłości, nie dotyczy ciebie, Pru.
- Może nie, ale mam prawo wiedzieć, dlaczego nagle zmieniłeś zdanie w sprawie małżeństwa -
odparowała.
Odstawił szklaneczkę na stolik.
- Już ci mówiłem, dlaczego zmieniłem zdanie. Chcę, żebyś do mnie wróciła, a ty wyjątkowo jasno
dałaś mi do zrozumienia, że twoją ceną jest małżeństwo.
Pru zadrżała, ugodzona szczerością tego stwierdzenia, zamknęła oczy, po czym zastygła bez ruchu.
- To się nie uda, prawda? Przykro mi, McCord. Proszę, uwierz mi, nigdy nie zamierzałam ustalać
ceny na siebie i żądać, żebyś ją zapłacił. Nigdy nie chciałam, żeby między nami wytworzyła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]