[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świecie. Gdy tylko miał ją przed oczami, wszystko przestawało istnieć, nic
innego się nie liczyło. Ale nie teraz. Teraz widział, że w tych warunkach
Gulnar cierpi. A na to nie mógł pozwolić.
- Na krótko czy nie, nie powinni cię zmuszać do mieszkania w takich
warunkach i w takiej okolicy.
Zsunęła gumkę z włosów, potrząsnęła głową i rozpuściła ognistą grzywę.
Z zewnątrz dobiegł dzwięk przypominający odgłos pędzącego tunelem
pociągu. Dante z wrażenia zapomniał, o czym mówili. Przypomniała mu to
dopiero odpowiedz Gulnar.
- Nie, tu jest całkiem bezpiecznie. Przynajmniej na tyle, na ile można się
czuć bezpiecznie w świecie, gdzie samochody wyładowane są ładunkami
wybuchowymi, a budynki komunalne się walą. Zresztą te warunki w
gruncie rzeczy niewiele odbiegają od naszych normalnych standardów.
GAO ma coraz większe kłopoty finansowe. Każdego centa wydaje się na
personel, dzięki któremu w ogóle możemy jeszcze działać, a o warunkach
mieszkaniowych lepiej nie mówić. Aleja już się przyzwyczaiłam. W
RS
68
bardziej luksusowym otoczeniu czułabym się pewnie zagubiona. Nie
wierzył własnym uszom!
- Bardziej luksusowe warunki panują w obozach dla uchodzców!
Zaśmiała się cicho.
- O nie, możesz mi wierzyć. Już ja coś o tym wiem. Spędziłam w takim
obozie pięć lat. Tutaj przynajmniej mam cztery ściany i drzwi. No i
łazienkę!
Dante poczuł palący ból w piersiach. Czyżby z poczucia bezsilności
wysiadło mu serce? Niewykluczone. Gulnar, jego niepowtarzalna,
niedościgła piękność upodlona i zdegradowana do tego stopnia!
Przyzwyczaiła się do czegoś takiego... nie, właściwie traktowała to jako
rzecz normalną, jako coś, co jej się należy od życia. Nie oczekiwała niczego
więcej, jakby na nic lepszego nie zasługiwała. Boże!
- Jeżeli wolisz pójść do hotelu... - Urwała, z niepokojem obserwując jego
twarz. Widocznie zle odczytała jego zachowanie, bo zatrzymała się,
zacisnęła powieki i odwróciła się raptownie. - Oczywiście, że wolisz. Sama
nie wiem, co mi wpadło do głowy, żeby cię tu przyprowadzić. Chyba nie
chciałam tracić czasu na szukanie pokoju, meldowanie się...
Dante podskoczył do niej, objął ją w pasie od tyłu i przycisnął do siebie.
Rozedrgany, zaniósł ją na łóżko, położył i przykrył swoim ciałem. Chciał ją
okryć, osłonić, ukryć.
Wierzgała pod nim, dysząc ciężko.
- Dante, jeżeli nie chcesz wyjść, to mnie puść...
Przycisnął usta do jej szyi, szukając pulsu, potwierdzenia, że ona żyje, że
istnieje, i oprócz jej potu poczuł w ustach coś gorzkiego. Azy. Jego czy jej?
- Następnym razem, tesoro. Następnym razem. Chciał porwać na niej
ubranie, ale nie mógł. Nie miałaby w co się przebrać. A przecież on mógłby
dać jej wszystko, czego by potrzebowała...
Z nadmiaru uczucia jego palce straciły sprawność, gdy niezdarnie
rozpinał guziki jej koszuli. Mimo że była uwięziona pod nim, pomagała mu
z zapałem. Uniósł się i uwolnił ją od tej koszmarnej koszuli khaki. Nie
wiadomo czemu, jako zakładniczka podniecała go w tej koszuli.
Przypomniał sobie swoje zdziwienie, że nie zdjęła jej w tym piekielnym
upale. Jednak teraz, gdy ujrzał ją rozebraną, zrozumiał. Jej półnagie ciało
doprowadziłoby rebeliantów do wrzenia, zapomnieliby o bożym świecie i
byliby gotowi na wszystko, byleby tylko dorwać się do niej, byleby
zaspokoić swoje plugawe żądze...
Z jego gardła wyrwał się jęk wściekłości i smutku. Musi ją jakoś obronić,
dać jej wszystko, czego potrzebuje. Ale jak ma to zrobić, skoro go tu nie
RS
69
będzie? Jeśli nawet nie jutro, to wkrótce? Musi znalezć jakiś sposób.
Może...
Gulnar okręciła się w jego ramionach i zaczęli się szamotać pośród
pocałunków i pieszczot, dysząc i jęcząc, aż wkrótce oboje byli nadzy. Dante
odwrócił ją na brzuch i położył się na jej plecach, przytrzymując jej ręce i
nogi, chroniąc ją przed całym światem.
- Dante, kochany... wez mnie!
Nie zwlekał. Wziął ją, dał jej siebie całego. Jego głuchy krzyk mieszał
się z jej jękami, gdy wdzierał się w nią, a ona wchłaniała go w siebie.
Musiał jej dać to, czego tak pragnęła, wszystko, co tylko miał do
zaoferowania - swój żar, spełnienie i ochronę.
Jej krzyki wzmagały się, po czym nagle nastąpiła eksplozja - ekstaza,
która unicestwiła wszystko, zmazała cały świat. Wstrząsani spazmami
rozkoszy, nadal krzyczeli, lecz teraz było to już wołanie o ulgę, o chwilę
wytchnienia. Dante marzył o tym, by rozpłynąć się w jej ciele. W końcu
opadł na nią, wciskając ją w miękki materac. Jęknęła z radości. Prawidłowo
zrozumiał ten dzwięk - on sam zareagował tak samo, wtulony w jej boskie
ciało, gdy dzielili się magią tego, co właśnie przeżyli.
Nie odzywali się, bo i nie było nic do powiedzenia. Po prostu
odpoczywali. A potem kochali się znowu.
I znowu.
Do świtu nie zmrużyli oka. W końcu przez okratowane okienko wpadł
pierwszy blady promień słońca, zapowiadając koniec. Gulnar leżała na nim,
wodząc ustami wokół jego rany. Nagle odezwała się:
- Przepraszam, że cię tu przyprowadziłam. Tu... rzeczywiście śmierdzi.
- Mieszkałem już w najbardziej luksusowych apartamentach, Gulnar.
Wszystko dopasowane kolorystycznie, jedwabna pościel, kadzidła, setki
artystycznie ułożonych świec, lustra, wodne łóżka, muzyka... ale to dla mnie
nie miało żadnego znaczenia. Liczysz się tylko ty, każda spędzona z tobą
chwila, twoja oszałamiająca uroda. To jest prawdziwy luksus... czuć twoje
pożądanie, magię twojej siły życia. Nigdy jeszcze nie czułem nic
podobnego, Gulnar. Nigdy...
Wsunęła się w zagłębienie jego wciąż drżącego ciała i wyszeptała:
- Pośpię sobie jeszcze, dopóki...
Nie dokończyła zdania.
Dopóki co? Dopóki nie odjedzie?
Czuł, że ona wcale nie śpi. Po prostu dawała mu możliwość wycofania
się bez konfrontacji, bez pożegnania.
RS
70
Skorzystał z tej oferty. O ósmej rano, gdy wreszcie zebrał w sobie dość
silnej woli, wysunął się z jej objęć. Miał wrażenie, jakby obdarto go ze
skóry. Ubierając się, patrzył na nią ze łzami w oczach - na tę skuloną w
pościeli ponętną i niewinną istotę - jedyną osobę, która się dla niego liczy.
Kiedy skrzypnęły drzwi, przystanął, marząc, by go zawołała. %7łeby
przynajmniej udała, że szlocha przez sen, by dała mu znak, że chce, aby
został...
Ale niby po co miałaby to robić? Po to, by usłyszeć od niego, że zostać
nie może... by cierpieć jeszcze bardziej? Ale przecież ona nie cierpi z tego
powodu. A może jednak?
Po prostu stąd wyjdz!
Wyszedł więc chwiejnie z tej ruiny, po raz pierwszy w życiu czując się
naprawdę zagubiony.
Dokąd ma teraz się udać? I po co?
Wszystkie jego myśli i cały rozsądek zostały w tym nędznym pokoiku.
Gulnar trzymała się jakoś, dopóki nie ucichł odgłos jego kroków. W
końcu poddała się fali nieutulonego żalu. Jeszcze niedawno sądziła, że wie,
co to płacz, rozpacz, poczucie straty...
Ale tylko jej się zdawało. Dante.
Dante odszedł. To już koniec. Wszystko przepadło.
RS
71
ROZDZIAA JEDENASTY
- To już koniec, Gulnar. Koniec bólu i cierpienia.
- Wróciłeś!
- Tak, wróciłem. Nie potrafiłem od ciebie odejść.
- O Boże, Dante. Mógłbyś to powtórzyć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]