[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeżywanie własnej winy, że nie zauważyła końca rozmowy telefonicznej. Rogan stał
przed nią, mrużąc oczy.
- Dlaczego sądzisz, że popełniłaś błąd? - spytał. Spojrzała na niego zaskoczona. -
Domyśliłem się, co myślisz, widząc twoją niezadowoloną minę - wyjaśnił.
- Jesteś pewien, że się nie mylisz?
- Męska intuicja mi to podpowiada.
- Mężczyzni nie mają intuicji - stwierdziła z przekonaniem.
Rogan skrzywił się z niesmakiem.
- Więc jesteś jedną z tych...
- Z których? - spytała.
- Nienawidzisz mężczyzn?
Elizabeth oblała się rumieńcem.
- Nic podobnego - zaprzeczyła gwałtownie,
- Czyli tylko mnie?
Gdybym go nienawidziła, wszystko byłoby prostsze, pomyślała. W rzeczywistości
jego widok wystarczał, by zapominała o wszystkim.
- Nieprawda - zaprzeczyła spokojnie. - Przypomnij sobie, że najzwyczajniej we-
szłam do pokoju i zastałam cię przy moim laptopie. Już po chwili objąłeś mnie i zacząłeś
całować. Byłam zaskoczona, co chyba jest zrozumiałe? A przy okazji, jak sobie poradzi-
łeś z hasłem do laptopa? - spytała, marszcząc brwi. Przecież dostęp do komputera po-
dobno był dobrze zabezpieczony. Właśnie. Podobno. Najwyrazniej dla Rogana nie sta-
R
L
T
nowiło to przeszkody. Czyżby sobie wyobrażał, że pocałunkami odwróci uwagę od fak-
tu, że włamał się do mojego sprzętu? - pomyślała.
- Nie sądzę, żeby cię to naprawdę interesowało - odparł.
- Interesuje - zapewniła.
Rogan uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz, że jestem specjalistą od analizy danych...
Uniosła brwi.
- Potrafisz łamać zabezpieczenia i grzebać w cudzych komputerach, gdy tylko
przyjdzie ci na to ochota?
Właściwie potrafił włamać się do dowolnego komputera na świecie, jeśli uznał to
za stosowne.
- Mniej więcej tak to wygląda - przyznał.
Elizabeth splotła ręce na piersi.
- Mniej czy więcej? - naciskała.
Musiał przyznać, że była bystrą kobietą i szybko potrafiła domyślić się prawdy.
- Wskaż mi jakiś komputer, a ja ci gwarantuję, że niemal w każdym przypadku do-
stanę się do danych - stwierdził.
- Czy to na pewno jest legalne?
Rogan uśmiechnął się szeroko.
- Większość ludzi uważa, że nie - przyznał.
- A ty?
- Uważam, że to bardzo przydatne.
Elizabeth pokręciła głową z niesmakiem. On nie miał najmniejszych wyrzutów
sumienia!
- Oczywiście, ty nie widzisz w tym nic złego?
Rogan poruszył się niecierpliwie.
- Dlaczego miałbym się przejmować, jeśli dzięki temu zadanie jest wykonane? -
spytał.
Elizabeth znieruchomiała na chwilę.
- Jakiego rodzaju zadania wymagają włamań do cudzych komputerów?
R
L
T
Rogan westchnął ciężko.
- Jeśli odpowiem na to pytanie, być może będę musiał cię potem zabić - oświad-
czył z poważną miną.
- Rogan, nie rób sobie ze mnie żartów.
- Kto powiedział, że to żarty? - odparł, pytająco unosząc brwi.
- Ja.
- Cóż, nie mam zwyczaju tłumaczyć się nikomu ze swoich działań. Wydaje mi się
też, że kilka pocałunków nie upoważnia nikogo do wypytywania i zajmowania się pry-
watnymi sprawami drugiej osoby.
Elizabeth wzięła głęboki wdech.
- Ja przecież nie...
- Właśnie, że ty przecież tak - przerwał jej. - Pocałunki były przyjemne i pewnie
znów będą przy najbliższej okazji...
- Nie będzie żadnej okazji!
- W każdym razie powinnaś wiedzieć, że nie angażuję się w trwałe związki - do-
kończył.
Elizabeth jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona. Rogan nie mógł jaśniej dać
jej do zrozumienia, że ich pocałunki nie miały dla niego żadnego znaczenia. Rzuciła mu
zjadliwe spojrzenie.
- Zwietnie się składa, bo ja również.
Popatrzył w jej stronę z nieukrywanym niedowierzaniem.
- Czy to znaczy, że zdajesz się na przypadkowe kontakty?
- To znaczy, że jeśli chodzi o ciebie, nie jestem zainteresowana żadnym związ-
kiem, obojętnie w jakiej formie! Znalezliśmy się tu razem tylko na skutek zbiegu oko-
liczności - stwierdziła. Zaczęła żałować, że dała się przekonać, by zostać. - Proponuję,
żebyśmy do końca twojego pobytu trzymali się od siebie z daleka.
Rogan skinął głową.
- Cieszę się, że udało się to ustalić - oświadczył.
- Ja również.
R
L
T
Elizabeth jeszcze nigdy nie miała tak wielkiej ochoty, by kogoś porządnie zbić.
Tymczasem on zdobył się na zaczepny uśmieszek.
- Czyżbyś nie zamierzała zjeść ze mną obiadu?
Obiad? Elizabeth była tak wyprowadzona z równowagi, że przeszła jej ochota na
jakikolwiek posiłek.
- Wystarczy mi jakaś przekąska podana do pokoju - oświadczyła.
- Wydaje mi się, że to dość nieprzyjazne zachowanie - zauważył.
- Już ustaliliśmy, że nie bawimy się w żadne przyjaznie - przypomniała Elizabeth,
marszcząc czoło.
- Ja jak najbardziej chcę się przyjaznić, ale nie w nieskończoność - powiedział Ro-
gan, spoglądając na nią z ironicznym uśmiechem. - Gdy jeszcze żył mój ojciec, też jada-
łaś obiady na tacy w pokoju?
- Oczywiście, że nie.
- W takim razie nie ma powodu, by zmieniać zwyczaje - stwierdził.
- Chciałabym teraz trochę popracować, jeśli nie masz nic przeciwko temu - powie-
działa.
Marzyła, żeby uwolnić się od Rogana Sullivana i spokojnie zebrać myśli.
- W porządku - rzucił od niechcenia. - Do zobaczenia przy obiedzie.
Gdy wyszedł z biblioteki, Elizabeth przez dłuższą chwilę nie ruszała się z miejsca.
Pocałował ją, a ona zrewanżowała się tym samym. Do diabła! Przecież rzuciłam się na
niego! Zupełnie nie potrafiłam się powstrzymać, pomyślała z pretensją do siebie. Cóż,
był wcieleniem jej marzeń. Zdała sobie sprawę, że w jej nudnym, akademickim życiu nie
miała szans, by spotkać kogoś takiego. Jednak co najmniej niepokojącym objawem wy-
dał jej się zupełny brak oporów wobec mężczyzny, o którym właściwie nic nie wiedziała.
Na razie nie mogła powiedzieć na jego temat niczego dobrego. Zjawił się w nocy,
kontakt z nim był możliwy tylko przez skrytkę pocztową, włamał się do jej komputera i
korzystał z niego bez skrępowania, nie zamierzał się kontaktować ze swoją nowojorską
narzeczoną... Co gorsza, jego przeszłość stanowiła tajemnicę i nie chciał nic o sobie po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]