[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Załatwiłeś?
- Mam taką nadzieję! - odparłem z fałszywym optymizmem. - Ten drugi wybitny mówca właśnie
prowadzi nas do świniozwierza. Idziemy za nim? - na samą myśl o ponownym zobaczeniu tych
wspaniałych zwierzaków, wróciła mi chęć działania. - Pamiętaj zawsze, że te zwierzęta
podróżowały z ludzmi przez przestrzeń, służąc zarówno do obrony, jak i jako zródło pożywienia. Są
naprawdę wspaniałe - krzyżówka groznego iglastego jeżozwieża oraz jakże pożytecznej świni. Ups!
Właśnie weszliśmy do budynku i nagle stanęliśmy oko w oko z potężnym zwierzęciem. Nozdrza
Angeliny rozszerzyły się - nie do końca podzielała mój entuzjazm dla tych istot. To była sztuka, o
jakiej marzyłem. Zwiniozwierz zjeżył na nasz widok olbrzymie czerwone kolce. Jego oczy błyszczały
gniewem. Na podłogę kapnęło kilka kropli piany z pyska.
- Suuei - powiedziałem miękko - suuei, suuei, dobra świnka.
Sięgnąłem zdecydowanie ręką do przodu i podrapałem zwierzaka między uszami. Opuścił
natychmiast kolce i wydał z siebie rozkoszne mruknięcie. Zwiniozwierze same nie potrafią dosięgnąć
tego miejsca, a uwielbiają być drapane między uszami. Angelina widziała już tę sztuczkę wcześniej,
ale właściciel farmy wytrzeszczył oczy tak, że miałem wrażenie, iż zaraz wypłyną mu na wierzch.
- Uważaj! To zabójca!
- Jestem pewien. Ale tylko dla tych, którzy na to zasługują. Dla normalnych ludzi jest lojalnym i
opiekuńczym towarzyszem. Dobra świnka - powtórzyłem, podziwiając olbrzymi rozmiar zwierzęcia.
%7łałowałem, ale jednak musiałem je tu zostawić. Knur był imponujący, ale niestety znacznie za duży
na scenę.
- Potrza mniejszego.
Weszliśmy głębiej do świniarni. Minęliśmy zmęczone samice z młodymi, obejrzeliśmy jeszcze
wiele tych cudownych istot, aż nagle przed jednym z boksów zatrzymałem się i aż westchnąłem z
zachwytu. Stała przede mną jedna z najpiękniejszych samic jednoroczniaków, jaką kiedykolwiek
widziałem. Małe oczka świeciły bystro i wesoło, delikatne kolce były lekko nastroszone. Zatuptała
małymi kopytkami, kiedy ją zawołałem i zamruczała rozkosznie, gdy podrapałem ją we właściwym
miejscu.
Ubiliśmy interes. Trochę kredytów znowu zmieniło właściciela, a my dostaliśmy kawałek liny w
charakterze smyczy. Nasz nabytek natychmiast zrozumiał, czego od niego chcemy i pobiegł z nami do
ciężarówki niemal przy nodze.
- Jest cudowna - powiedziałem. - Nazwiemy ją Gloriana.
- A kto to był? - zapytała podejrzliwie Angelina. - Jakaś twoja była przyjaciółka?
- Ależ skąd! To imię z legend, z mitologii. Gloriana, bogini farmerów, często przedstawiana z
prosiaczkiem na ramieniu...
- Zmyślasz!
- Skąd!
- Gdybym nie znała cię lepiej, Jimie di Griz, pomyślałabym, że jesteś jakimś szalonym zoologiem z
twoim chorym podziwem dla tych stworów.
- Kiedy byłem małym chłopcem, nie miałem innych przyjaciół poza świniozwierzami.
- Ale teraz jesteś już dużym chłopcem i możesz lepiej dobierać sobie przyjaciół. Dojedzmy
wreszcie do cyrku.
Opuściłem tylną klapę naszego wehikułu i Gloriana wmaszerowała tam ochoczo. Pomiędzy kabiną
a paką było niewielkie okienko, mogłem więc obserwować, jak sprawuje się podczas jazdy. Była
naprawdę bardzo dobrze wychowana i prawie całą drogę spała.
Nie będę więcej opowiadał o naszej podróży do miasta. O niektórych rzeczach lepiej jak
najszybciej zapomnieć, wyrzucić je także ze wspomnień, niech przepadną gdzieś w kącie. W każdym
razie duch w nas znacznie upadł i nie poprawiło się to po wjezdzie do miasta.
Było już po zmierzchu, gdy dotarliśmy do wielkiego budynku, który był miejscem naszego
przeznaczenia. Wyładunek poszedł sprawnie, tylko Igorowi udało się upuścić nasze bagaże do
szamba. Potem jeszcze spojrzał na drepczącą w miejscu Glorianę.
- Kupsko świni na pace. Dwadzieścia kredytów więcej.
Zajrzałem do paki i pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma kupska, nie ma szmalu.
Odliczyłem mu uzgodnioną należność. Przeliczył ją powoli i schował do kieszeni. Potem jednak
jego brwi zmarszczyły się w ciężkim wysiłku umysłowym. Coś mu się jednak przypomniało.
- Widzę kupsko. Płać.
- Nie widzę kupska, ty nie zobaczysz forsy. - Płać!
Machnął w moim kierunku wielką pięścią i skoczył naprzód.
- Ja to załatwię! - zawołał radośnie Angelina.
Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, a jej noga już zahaczyła o stopę Igora. Kiedy leciał na ziemię,
zdzieliła go jeszcze porządnie pięścią w kark. Zwalił się na ziemię z miłym dla ucha łoskotem.
Pozbierał się, mrucząc pod nosem wyzwiska.
Wskazałem mu ciężarówkę.
- Wynoś się! Zanim będzie jeszcze gorzej.
Miałem nawet nadzieję, że spróbuje jeszcze powalczyć. Obraził moją Angelinę, a ja nie przyjmuję
tego lekko. I nie tylko ja to tak odbierałem. Usłyszałem szelest unoszących się kolców i Gloriana
pognała do ataku. Igor wrzasnął i chwycił się za nogę, o którą zahaczył jeden z kolców. Wciąż klnąc,
wskoczył błyskawicznie do kabiny. Ciężarówka znikła w ciemnościach nocy... Ale i tak miał
kieszenie pełne moich kredytów, łobuz.
Stanęliśmy przed drzwiami budynku. Gloriana pociągnęła z rozkoszą nosem, zanurzając łeb w
stojącym obok śmietniku. Ja natomiast wcisnąłem przycisk znajdujący się pod tabliczką  Scena
Colosseo - wejście
Zamek zazgrzytał, drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich nie dogolona twarz.
- Czego tu?
- Czy to jest obecne miejsce występów cyrku Bolshoi Big Top?
- Taa...
- Więc otwórz szerzej te wrota, mój dobry człowieku. Masz zaszczyt rozmawiać nie z kim innym,
jak z samym Marvellem Wspaniałym.
- Spózniłeś się.
- Nigdy nie jest za pózno, by spotkać się z wierną publicznością, która wkrótce już będzie
oczekiwać każdego mojego występu ze wstrzymanym oddechem. Prowadz do garderoby, przyjacielu.
Wprowadził nas w głąb Colosseo. Angelina szła obok mnie, Gloriana dreptała nieopodal, a bagaż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl