[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewiezli Larsa do Iceland. Na wszelki wypadek powiódł po wszystkich lufą pistoletu
laserowego. Nie wypalił jednak, lecz po prostu wszedł do środka w towarzystwie dru-
giego agenta FBI, który w jakiś sposób stracił krawat.
Major Geszenko podniósł się z miejsca, odpiął kaburę i w milczeniu oddał broń lu-
dziom z FBI.
Wracamy do Nowego Yorku zwrócił się do Larsa jeden z agentów.
Major Geszenko wzruszył ramionami. Sam Marek Aureliusz nie osiągnął wyższego
stopnia stoickiej obojętności.
Kiedy doktor Todt, Lars i dwaj agenci FBI zbierali się do wyjścia, nagle odezwała się
Lila:
Lars! Chcę jechać w wami.
Agenci FBI wymienili spojrzenia. Jeden z nich zwrócił się do umieszczonego w kla-
pie marynarki mikrofonu i odbył krótką, niesłyszalną dla reszty naradę z niewidzial-
nym przełożonym.
Zgadzają się rzekł szorstko do Lili.
120
Może ci się tam nie spodobać powiedział Lars. Pamiętaj, moja droga, że po-
padliśmy w niełaskę.
Mimo to chcę jechać odparła dziewczyna.
W porządku rzekł Lars i przypomniał sobie o Maren.
22.
Stary, obdarty weteran siedział w parku w Festung Waszyngtonie. Mamrotał coś do
siebie i obserwował bawiące się dzieci. W pewnej chwili ujrzał dwóch podporuczników
Akademii Wojsk Powietrznych Zachodniego Bloku, którzy niespiesznie zdążali w jego
stronę żwirową alejką. Byli to dziewiętnastoletni młodzieńcy o wyszorowanych do czy-
sta, pozbawionych zarostu twarzach, z których biła niezwykła inteligencja.
Aadny dzień zwrócił się do nich staruszek kiwając głową. Zatrzymali się na
chwilę, lecz nic nie odpowiedzieli.
Uczestniczyłem w Wielkiej Wojnie pochwalił się z dumą starzec. Nigdy
nie widzieliście walki, a ja widziałem. Na froncie byłem głównym operatorem G. Z. C.
Widzieliście kiedy jak G. Z. C. odbija z powodu przeciążenia, gdy wysiada wyłącznik
maksymalny linii wejściowej i robi się zwarcie w polu indukcyjnym? Całe szczęście, że
byłem kawałek dalej, dzięki temu przeżyłem. Trafiłem do szpitala polowego. To znaczy
statku polowego Czerwonego Krzyża. Całe miesiące nie wstawałem z łóżka.
Rany rzekł jeden z bażantów siląc się na uprzejmość.
Czy to może było sześć lat temu podczas buntu w Callisto? spytał drugi.
Sędziwa istota zatrzęsła się z rozbawienia.
To było sześćdziesiąt trzy lata temu. Potem zajmowałem się warsztatem. Aż dosta-
łem krwotoku wewnętrznego i musiałem to rzucić, bo wolno mi było wykonywać tylko
lekkie prace. Robiłem przyrządy. Byłem w tym naprawdę dobry. Mogę zrobić taki swi-
bak...
Zasapał się nie mogąc przez chwilę złapać tchu.
Sześćdziesiąt trzy lata temu! powiedział pierwszy bażant. Szybko obliczył
w pamięci. Kurka wodna, to było w czasie drugiej wojny światowej, w 1940 roku.
Obaj chłopcy wytrzeszczyli oczy na weterana.
Zgarbiona, blada, chuda jak patyk istota rzekła skrzeczącym głosem:
Nie, to było w 2005. Pamiętam, bo ten rok jest na moich medalach.
Drżącą ręką złapał za wyświechtaną szarą marynarkę. Zdawać by się mogło, że od
tego szarpnięcia marynarka za chwilę rozleci się w strzępy. Starzec pokazał młodzień-
122
com małą metalową gwiazdę przypiętą do wyblakłej koszuli.
Młodzi podporucznicy pochylili się, by przeczytać wypukłe napisy i cyfry umiesz-
czone na metalowej powierzchni.
Hej, Ben. Tu naprawdę jest napisane 2005.
Taak.
Wybałuszyli oczy.
Ale to jest w przyszłym roku.
Opowiem wam jak ich pobiliśmy w Wielkiej Wojnie wysapał weteran, zado-
wolony, że znalazł słuchaczy. To była długa wojna; psiamać, zdawała się nie mieć
końca. Ale co można zrobić wobec zakrzywienia czasoprzestrzeni? Ależ się zdziwili!
Zachichotał i otarł ślinę z zapadłych ust. W końcu wymyśliliśmy. Oczywiście były
i porażki. Odchrząknął i z obrzydzeniem splunął na żwir. Projektanci broni o ni-
czym nie mieli zielonego pojęcia. Głupie sukinsyny.
Kto był wrogiem? zapytał Ben.
Minęła dłuższa chwila, zanim weteran zrozumiał pytanie. Kiedy zaś już to zrobił,
jego obrzydzenie sięgnęło szczytu. Stanął na chwiejnych nogach i odsunął się od mło-
dych oficerów.
O n i. Ci z Syriusza! Satelity. Po chwili drugi oficer usiadł obok weterana i z powa-
gą w głosie rzekł do Bena:
Myślę, że... Zrobił gest ręką.
Taak odparł Ben. Zwrócił się do staruszka: Posłuchaj, ojczulku. Zjedziemy
na dół.
Na dół? spytał zmieszany i przerażony starzec.
Do kremla wyjaśnił Ben. Pod ziemię. Tam, gdzie odbywają się zebrania Rady
NZ-Z Narbez-u. Do generała Nitza. Wie pan, kim jest generał Nitz?
Weteran mamrotał coś pod nosem usiłując przypomnieć sobie potrzebne fakty.
No cóż, był wysoko w górze rzekł wreszcie.
Jaki mamy rok? zapytał Ben.
Staruszek rzucił mu rozbawione spojrzenie.
Mnie nie nabierzesz. Jest 2068. Albo... Na chwilę jego oczy przygasły, zawahał
się. Nie, jest 2067. Chciałeś mnie podpuścić. Ale ci się nie udało, prawda? Mam ra-
cję? 2067?
Trącił łokciem drugiego podporucznika.
Ja z nim tu zostanę powiedział Ben do kolegi. A ty sprowadz wóz wojskowy.
Nie możemy go spuścić z oczu.
Słusznie odparł tamten.
Wstał i pobiegł w stronę naziemnych budynków kremla. Po głowie bez przerwy
chodziło mu śmieszne pytanie, jakby odpowiedz na nie miała jakiś sens: Co to, u dia-
bła, jest swibak ?
23.
Pete Freid siedział na szerokiej ławie w podziemnej części Stowarzyszenia
Lanfermana, mniej więcej na poziomie środkowokalifornijskiego miasta San Jose.
Maszyny były wyłączone.
Przed Freidem leżał pazdziernikowy odcinek Niebieskiego Głowonogiego
Człowieka z Tytana . Pete bezgłośnie poruszając ustami czytał właśnie zajmującą przy-
godę zatytułowaną Niebieski Głowonogi Człowiek spotyka szatańskiego brudnostwo-
ra, który przebił się na powierzchnię Io po dwóch bilionach lat letargu w głębinach!
Doszedł do momentu jak Niebieski Głowonogi Człowiek przywrócony do świadomo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]