[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś.
- Zrobiłbym to wcześniej, ale nie było na to czasu.
- StanÄ…Å‚ na dnie. Woda siÄ™gaÅ‚a mu do piersi. Elena oto­
czyła go nogami w pasie.
124 NIGDY NIE ZAPOMN
Sięgnął dłonią, odsunął skrawek materiału między jej
udami i wszedÅ‚ w niÄ… gÅ‚Ä™boko, zaborczo. PoczuÅ‚a siÄ™ cu­
downie lekko, niebywale swobodnie.
- Mmm - mruknÄ…Å‚, gryzÄ…c jÄ… lekko w szyjÄ™. Elena
skrzyżowała kostki za jego plecami, przyspieszając tempo.
Oboje krzyknęli w tej samej chwili i przywarli do siebie.
Potem wyślizgnęła się z jego objęć i popłynęła w stronę
wodospadu. Miała nadzieję, że wilgoć na jej twarzy Joe
uzna za krople wody.
- To nie byÅ‚o za mÄ…dre - powiedziaÅ‚ po chwili, doÅ‚Ä…­
czając do niej pod odświeżającą mgłą wodospadu.
- Co takiego?
- Poza pierwszym razem, zawsze pamiÄ™taliÅ›my o za­
bezpieczeniach. - SkinÄ…Å‚ w stronÄ™ koca leżącego na tra­
wie. - Przywiozłem coś ze sobą, ale w wodzie przestałem
być rozsądny. Przyciągnął ją i pocałował. - Chodzi o to,
Eleno - powiedział, kiedy podniósł głowę - że niemal
miałem nadzieję, iż zajdziesz w ciążę.
- No... może tak nie będzie - odpowiedziała, nie mogąc
uwierzyć, że zapomniała o czymś tak ważnym. - To znaczy...
to nie jest najlepszy moment na takie... zmiany w życiu.
Znowu ją pocałował.
- Chodz coś zjeść.
Po jedzeniu ogarnęła ich senność. Joe poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ i po­
klepał swoje ramię. Elena wyciągnęła się obok niego i
z westchnieniem zamknęła oczy. Przywykła do zasypiania
przy jego boku. Zastanawiała się, jak bez tego przetrwa
resztę życia. No cóż, jakoś przetrwa. Jej przeznaczeniem
była samotność... i wspomnienia.
NIGDY NIE ZAPOMN
125
Obudziła się, gdy Joe się poruszył. Usiadła i rozejrzała
się sennie. Słońce zbliżało się do zachodniej strony nieba.
- Nie chciałem cię budzić, ale zdrętwiało mi ramię
- powiedział, rozmasowując je.
- Nic dziwnego. Spaliśmy kilka godzin.
Obrócił się i pociągnął ją z powrotem na koc, po czym
przełożył rękę i nogę przez jej ciało.
- Spieszy ci siÄ™ do domu?
- Nie, ale chyba musimy wyjść stąd za dnia, bo się
zgubimy.
- Albo moglibyśmy zostać tu na zawsze i zapomnieć
o reszcie świata - zasugerował cicho.
- Brzmi całkiem miło.
- Ale niezbyt praktycznie. - OgarnÄ…Å‚ jej wÅ‚osy z twa­
rzy. - No, powiedz to wreszcie.
Odwróciła głowę i wpatrzyła się w niego.
- Co ci mam powiedzieć?
- To, o czym mi od rana usiÅ‚ujesz nie mówić, cokol­
wiek to jest. Wymyślałem różne rozwiązania i żadne mi
siÄ™ nie podobaÅ‚o. StraciÅ‚em koncentracjÄ™ i wciąż sobie ka­
leczyÅ‚em dÅ‚onie. W koÅ„cu uznaÅ‚em, ze powinniÅ›my wy­
jechać, gdzie nie ma ludzi i silników, bym wreszcie mógł
się dowiedzieć, o co ci chodzi.
- Tak łatwo mnie przejrzeć? - spytała w końcu.
- Dzisiaj rano był w twoich oczach smutek, którego
wcześniej nie widziałem. No to wreszcie mi powiedz.
Elena skupiła się w sobie.
- Przyjęłam pracÄ™ na wschodzie. Nie mogÅ‚am odmó­
wić. Problem polega na tym, że chcą mnie zatrudnić od
zaraz.
126 NIGDY NIE ZAPOMN
Zapadła cisza. Wreszcie Joe zapytał:
- Czyli odchodzisz?
- Tak... - Zamknęła oczy i objęła Joego, kryjąc twarz
w jego ramieniu.
- Nie powinno mnie to zaskoczyć - stwierdziÅ‚ w koÅ„­
cu. -I w sumie nie zaskakuje. Przecież nigdy nie chciałaś
tu mieszkać.
- Joe, wszystko ci wyjaśnię...
- Nie musisz. Cieszę się, że przynajmniej jakiś czas
byliśmy ze sobą. Nigdy o tym nie zapomnę.
Przełknęła dławiące łzy. Joe nie próbował namówić jej,
by została. Co z tego, że nie mogła tego zrobić, przecież
o tym nie wiedział. Nie oświadczył się jej. Pewnie nigdy
nie miał takiego zamiaru.
Puścił ją i usiadł.
- Masz racjÄ™. Lepiej ruszajmy, bo siÄ™ zgubimy po
ciemku.
Spakowali resztÄ™ jedzenia i w milczeniu ruszyli w po­
wrotnÄ… drogÄ™.
Tak jest lepiej, przekonywała samą siebie. Przyjął to
spokojniej, niż się spodziewała. A jednak spodziewała się,
że będzie walczył...
ByÅ‚o caÅ‚kiem ciemno, gdy dotarli do autostrady. Oto­
czył ją ramieniem i puścił dopiero wtedy, gdy zajechali
pod jej dom.
Joe zatrzymaÅ‚ samochód, odwróciÅ‚ siÄ™ do Eleny i po­
wiedział:
- Nie musisz kłamać. Nigdy nie chciałem od ciebie
wiÄ™cej, niż mogÅ‚aÅ› mi dać. Nie usiÅ‚owaÅ‚em ciÄ™ kontro­
lować.
NIGDY NIE ZAPOMN
127
- O jakie kÅ‚amstwo ci chodzi? - spytaÅ‚a zaniepoko­
jona.
- Eleno, wiem, dlaczego wyjeżdżasz. Nie jestem aż tak
głupi.
Była bliska paniki. Nie, to niemożliwe! Nie mogło być
żadnego przecieku. Nikt nie mógł zdradzić Joemu, kim
naprawdę była Elena.
- Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziała w końcu.
- Uważasz, że nie umiem poÅ‚Ä…czyć faktów? - Wes­
tchnął. - Wszystko było świetnie, dopóki nie pokazał się
Chris, twój tak zwany przyjaciel. Nagle dostajesz pracę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl