[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przy otwieraniu samochodu. Przyjrzał się twarzy, widocznej z profilu, obszedł
stół i popatrzył na nią od frontu.
Owszem, pasowało. To właśnie tego faceta widział trzy razy w ciągu ostat-
niej godziny. Na wszelki wypadek obrzucił szybko wzrokiem pozostałych, ale
nikt więcej się nie nadawał. A zatem ten stojący i pochylający się to musiał być
Purchel.
Przyjechał tu szukać Wiśniewskiego, wobec czego siedzący jest Wiśniew-
skim! Dokonawszy najważniejszego spostrzeżenia, Rafał rozejrzał się dookoła
trochę spokojniej. Znalazł się w kasynie pierwszy raz w życiu i zaciekawiło go,
jak to tutaj wygląda. Owszem, zgadzało się mniej więcej z tym, co znał z lektury
i z filmów hałas panował średni, krupierzy tylko mówili po angielsku, a nie po
francusku.
110
Nie robiło mu to żadnej różnicy, grać i tak nie zamierzał, przyszedł, można
powiedzieć, służbowo. Zbliżył się do stołu, gdzie siedział Wiśniewski i stał Pur-
chel, i zatrzymał się tuż za ich plecami. Wiśniewski siedział tylko teoretycznie.
Ustawicznie zrywał się z krzesła i stawiał swoje żetony w szalonych ilościach,
pozbywając się ich prawie do samego końca. Potem siadał na chwilę, potem znów
się zrywał.
Purchel najwyrazniej w świecie usiłował coś mu powiedzieć do ucha, ale było
to niemożliwe, Wiśniewski zajęty był grą do szaleństwa i do nieprzytomności.
Kilka słów Rafałowi udało się dosłyszeć.
. . . mówię do ciebie syczał złym głosem Purchel. Załatwisz i siedz
do Rana. . . !
Dzisiaj? niechętnie i z roztargnieniem spytał Wiśniewski, opadając na
krzesło.
Purchel pomamrotał mu do ucha.
. . . od wczoraj. usłyszał znów Rafał. Mogą kłapać pyskiem. Trzeba
natychmiast. . .
Cholera, obok! Przeskoczyła! powiedział ze złością Wiśniewski.
Wyrwał z wewnętrznej kieszeni marynarki portfel i rzucił na stół pieniądze.
Rafał policzył je wzrokiem. Sześć milionów. W osłupieniu patrzył, jak Wiśniew-
ski chwyta podsunięte mu żetony i stawia stosami na różnych numerach. Nie zo-
stawił sobie ani jednego, padł na krzesło i wbił wzrok w kręcące się koło ruletki.
Purchel milczał, stojąc mu nad głową.
Trzydzieści cztery czerwone powiedziała po angielsku krupierka.
Z wielkim zainteresowaniem Rafał spojrzał na kwadrat, oznaczony liczbą
trzydzieści cztery. Nie stało na nim nic, ani jeden żeton. Wiśniewski jakby się
zachłysnął, znieruchomiał na moment, a potem zerwał się z krzesła.
Pożycz dychę! wyszeptał gwałtownie do Purchla.
Był blady, miał obłęd w oczach i krople potu na czole. Chwycił Purchla za
klapę od marynarki. Purchel odsunął się nieco.
Możesz mieć na własność mruknął zimno. Ale przedtem załatwisz
sprawę tych paru. . .
Wiśniewski jakby odrobinę ochłonął i spróbował się opanować. Rafał wytężył
słuch, tkwiąc tuż obok i udając, że intensywnie wpatruje się w białą kulkę na
wirującym kole. Wiśniewski puścił klapę marynarki Purchla.
Dobra, niech cię szlag trafi. Jazda, idziemy!
Ale zaraz. . . ?
Zaraz, zaraz. . .
Szybkim krokiem obaj skierowali się do szatni. Rafał poszedł ku wyjściu
nieco wolniej, szatnię ominął, pomyślał, że po kurtkę przyjedzie tu ponownie,
a ogrzewanie w jego fiacie działa doskonale. Zarazem zakłopotał się, niepewny,
dokąd pójdą ci dwaj. Wiedział, gdzie stoi samochód Purchla, ale nie miał pojęcia,
111
gdzie może znajdować się samochód Wiśniewskiego, o ile przyjechał tu samocho-
dem. . .
Nie zdoła równocześnie iść za nimi i sam przygotować się do jazdy! Pierwszą
osobą, jaką zobaczył, była Janeczka. Siedziała grzecznie na fotelu prawie naprze-
ciwko schodów, a u jej nóg leżał Chaber. Rafał uczynił tylko nieznaczny gest
głową i Janeczka już była przy nim.
Zaraz stąd wyjdą Purchel z Wiśniewskim powiedział szeptem. Nie
wiem, dokąd pójdą, ja lecę do wozu. Sprawdz i przyjdz tam zaraz!
Wypełnienie polecenia przebiegło z największą łatwością, a dalszych infor-
macji udzielił Chaber. Przybiegł do Rafała, zakręcił się i popędził z powrotem.
Rafał pojechał za nim, ujrzał Janeczkę, wszyscy razem spotkali się wreszcie w sa-
mochodzie.
Wsiedli do samochodu Wiśniewskiego powiedziała Janeczka. I mu-
szą wykręcić w prawo, bo nie da rady inaczej. O, jeszcze ich widać! Rafał przy-
śpieszył i znów miał przeciwnika przed sobą.
Więc to wariat ciągnął opowieść o pobycie w kasynie. Sześć milio-
nów przegrał jednym kopem, w dwie minuty, i usiłował przegrać więcej, ale zdaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]