[ Pobierz całość w formacie PDF ]

O Mara zaś chodził po izolatce tam i z powrotem, mrucząc coś pod nosem.
Kołek wszedł prawie na pół centymetra, gdy Conway zauważył lekkie pogru-
bienie i stwardnienie skóry pacjenta. Miało kształt kolisty i obejmowało jakieś
dziesięć centymetrów, środek zaś wypadał dokładnie w zranionym miejscu. Ska-
ner pokazywał postępujące zwłóknienie tkanki skórnej, i to na głębokość trzech
centymetrów. Wystarczyło dziesięć minut, aby powstała tam twarda, kościana
płytka, kołek zaś wygiął się na niej tak bardzo, że lada chwila mógł się złamać.
 Powiedziałbym, że wszystkie siły obronne pacjenta skoncentrowały się
w tym punkcie  stwierdził Conway.  Nie ma co czekać, wycinamy.
Razem z Tralthańczykiem czym prędzej nacięli płytkę dookoła i podcięli ją
od spodu. Conway przeniósł ją do sterylnego naczynia z przykryciem. Zaraz po-
tem przygotował zastrzyk tego samego specyfiku, który podał bez powodzenia
poprzednim razem. Wstrzyknął środek i pomógł asystentowi dokończyć opatry-
wanie rany, co było rutynowym zadaniem i potrwało niecały kwadrans. Gdy skoń-
czyli, było już jasne, że pacjent zaczął pozytywnie reagować na leczenie.
Tralthańczyk pogratulował Conwayowi zabiegu, O Mara zaś zaczął głośno
i trochę nieuprzejmie domagać się od niego natychmiastowych wyjaśnień. Jednak
pierwszy odezwał się Prilicla.
 Udało się, doktorze, ale poziom lęku pacjenta wzrasta zastraszająco. Teraz
jest bliski paniki.
Conway uśmiechnął się i pokręcił głową.
24
 Jest teraz jest pod pełnym znieczuleniem i nie wie nawet, co się z nim
dzieje. Niemniej zgadzam się, że obecnie jego osobisty lekarz musi przeżywać
ciężkie chwile  dodał i popatrzył znacząco na pojemnik z wycinkiem.
Z mięknącej wolno kościanej płytki uchodził jakiś bladopurpurowy płyn, któ-
ry rozlewał się po dnie naczynia, ale trochę dziwnie, całkiem niczym rozumna
istota badająca swoje nowe więzienie. Bo w gruncie rzeczy tak właśnie było. . .
* * *
Conway zdawał w gabinecie O Mary raport z przypadku EPLH. Ogólnie spo-
tykał się z uznaniem, ale wyrażanym na sposób naczelnego psychologa, którego
komplementy trudno było odróżnić od obelg. Conway zaczynał już pojmować,
że w tym gabinecie na życzliwe traktowanie można było liczyć jedynie wówczas,
gdy przychodziło się w roli pacjenta. Na razie gospodarz zasypywał go pytaniami.
 . . . inteligentna ameboidalna forma życia, kolonia mikroskopijnych, przy-
pominających pod pewnymi względami wirusy komórek to najlepszy możliwy
lekarz  mówił w odpowiedzi na kolejną indagację.  %7łyjąc w ciele pacjenta,
ma wszystkie potrzebne dane, by reagować natychmiast od środka na każdy objaw
chorobowy albo uraz. Istocie, która panicznie boi się śmierci, takie rozwiązanie
musiało się wydać naprawdę idealne. I tak też zresztą było, ponieważ ostatnie
kłopoty nie wynikły z winy lekarza. Chodziło o ignorancję pacjenta w kwestii
własnej fizjologii. Myślę, że było tak: pacjent przyjął leki odmładzające, nie cze-
kając na starość ani nawet na wiek średni. Zrobił to za wcześnie, a na dodatek
sporo zaniedbał. Musiał też ostatnio dużo pracować albo zamartwiać się czymś,
dość że przy osłabieniu nabawił się tej choroby skóry, o której wiemy. Patologia
mówi, że to chyba dość pospolita sprawa u tego gatunku i że zapewne zwykle
wystarcza proste, operacyjne leczenie. Jednak kuracja odmładzająca upośledziła
pamięć pacjenta. Nie wiedział, co mu jest, a skoro on tego nie wiedział, to lekarz
tym bardziej. A mimo to próbował go leczyć. Widać kieruje się zasadą  utrzymać
status quo za wszelką cenę . Na próbę usunięcia chorej tkanki, co byłoby równie
naturalne, jak wypadanie włosów czy zrzucenie skóry przez gada, zareagował pro-
testem. Uniemożliwił interwencję tym bardziej, że jego nosiciel nie objaśnił mu,
że tak trzeba. Tam, w środku, musiała wywiązać się zażarta walka pomiędzy na-
turalnymi mechanizmami obronnymi organizmu a jego lekarzem, którego zaczęła
też w końcu potępiać świadomość pacjenta. Stąd lekarz uznał, że jeśli ma wyko-
nywać swoje obowiązki, musi pozbawić nosiciela przytomności. . . Gdy podałem
pierwszy zastrzyk, lekarz zaraz go zneutralizował jako obcą substancję wprowa-
dzoną do ciała pacjenta. Co się działo, gdy zaczęliśmy operację, sam pan widział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl