[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w biurze rejestru firm handlowych i stwierdziłem, że jest pan jednym z dwóch
dyrektorów. Drugim jest panna Connie Lon Crum. I jest pan w pięćdziesięciu
procentach udziałowcem.
 To wszystko się zgadza. Założyłem tę firmę wraz z ojcem Connie. Po je-
go śmierci ona odziedziczyła pięćdziesiąt procent udziałów i została wpisana do
rejestru handlowego jako dyrektor.
 W 1977, prawda?
 Tak, chyba tak. Pan Crum zmarł w 1977 roku. W testamencie zapisał udzia-
ły córce, która w kilka lat pózniej została współdyrektorem wraz ze mną. Stało się
167
to, gdy skończyła dwadzieścia jeden lat.
 Tak, wszystko to jest zapisane w rejestrze. Będę szczery, panie Tam, bardzo
krótko jestem w Hongkongu, miałem szczęście od razu dowiedzieć się o pańskiej
doskonałej reputacji, ale nie wiem nic o pannie Crum. I jest jeszcze jeden istotny
szczegół. Jestem głównie zainteresowany szafirami z Kambodży. W minionych
latach pojawiały się na rynku bardzo sporadycznie. . .
Pan Tam potwierdził to ruchem głowy.  Aaa. Tu właśnie tkwi siła naszej
firmy! Zapewne pan wie, że większość szafirów pochodzi z Gór Kardamonowych
i że obszar ten jest w zasadzie pod kontrolą Czerwonych Khmerów. Matka panny
Crum była Kambodżanką i tak się składa, że córka ma doskonałe układy z tymi
ludzmi. . . Tymi, którzy działają w Górach Kardamonowych.
 Ma pan na myśli Czerwonych Khmerów?
 Ach nie, skądże znowu  odparł pan Tam z lekkim uśmiechem.  Nigdy
bym niczego podobnego nie sugerował. Connie Crum spędza wiele czasu w Pary-
żu i Bangkoku. Ponieważ ma, jak wspomniałem, doskonałe układy, posiada pewne
wpływy w południowo-zachodniej Kambodży, co przełożone na język handlowy
oznacza, że Agencja Cuontum otrzymuje regularne dostawy najwyższej jakości
szafirów. O stałość dostaw może pan się nie martwić. Jestem pewien, że pan Fu
poradzi sobie z pańskim zamówieniem i będzie mógł spełnić wszystkie życzenia.
Firma nasza posiada bogaty asortyment. Czy mam może umówić pana z panem
Fu?
 Jeszcze chwilka  odparł Duńczyk.  Najpierw chciałbym omówić z pa-
nem stronę finansową.
Pan Tan wyraznie nastawił uszu i zrobił się czujny.  Stronę finansową?
 Tak, właśnie. Jak pan wie, panie Tam, cła i podatki są w Danii niesłycha-
nie wysokie. Moja firma zamierza w ciągu najbliższych paru lat zakupić spore
ilości szafirów. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że szafiry są walorami łatwymi do
przewiezienia.
 Oczywiście.
 Chcielibyśmy dojść do porozumienia z Agencją Cuontum, by zaświadczo-
na dokumentami wartość importowanych szafirów nieco się różniła od wartości
rzeczywistej.
 Bardzo dobrze pana rozumiem, panie Petersen. Jest to częste żądanie
i w Hongkongu, który jest portem wolnocłowym, nie przedstawia najmniejszych
trudności. Zakładam, że wartość deklarowaną płaciłby pan akredytywą?
 Oczywiście. Różnicę natomiast wpłacalibyśmy przed wysyłką szafirów na
wskazane nam konto w jakimkolwiek banku na świecie.
 Rozsądne rozwiązanie  pochwalił pan Tam i podzielił się z Jensem kon-
spiracyjnym uśmieszkiem.  Chociaż podatki w Hongkongu są bardzo niskie,
każdego człowieka boli, gdy musi je płacić. Pańska propozycja nam odpowiada.
Kiedy pragnie pan spotkać się z panem Fu i obejrzeć nasz towar?
168
 Chyba za jakieś dwa dni. Przyleciałem do Hongkongu dopiero dziś rano
i rozsądniej będzie, jeśli pozbędę się skutków zmiany tylu stref czasowych, nim
zasiądę do twardych negocjacji. Przypuszczam bowiem, że będą twarde. Nim zaj-
mę się interesami, obejrzę trochę miasto, a może pojadę na jeden dzień do Makau.
 Jest pan bardzo pragmatycznym człowiekiem, panie Petersen  stwierdził
Chińczyk wstając.  Proponuję, aby zadzwonił pan do pana Fu, gdy pan już
wypocznie. Przekażę mu treść naszej rozmowy i ustalenia. No i liczę na długą
i owocną współpracę. . .
* * *
 A co będzie, jeśli pan Tam będzie chciał ciebie, to znaczy pana Petersena,
sprawdzić w firmie importowej Odense?  spytał Sowa.
Siedzieli w barze hotelu  Mandarin , tuż za rogiem, w pobliżu biura pana
Tam.
 Nie ma żadnego problemu  odparł Jens.  Mój przyjaciel w dyrekcji
kopenhaskiej policji przyparł paru typków do muru. Jeśli do Odense przyjdzie
faks od pana Tam, to otrzyma on odpowiedz, że Lars Petersen jest dyrektorem do
spraw handlu i właśnie podróżuje w interesach po Dalekim Wschodzie.
Jens pociągnął łyk piwa Carlsberg. Nie zamówił go z patriotyzmu. Ot po pro-
stu smakowało mu bardziej od lokalnego produktu San Miguel. Rozejrzał się po
zatłoczonym barze i mruknął do Sowy:
 Connie Crum, lat trzydzieści cztery, córka Billa Cruma. To ona zwabiła tu
Creasy ego.
ROZDZIAA PIDZIESITY
PIERWSZY
Creasy wszystkiego wysłuchał i przez telefon pochwalił Jensa:
 Dobra robota. Lećcie do Bangkoku i poszukajcie informacji o tej pannie.
Z mojej strony poproszę Susan, żeby sprawdziła, co amerykańska ambasada o niej
wie lub może się dowiedzieć.
Creasy odwiesił słuchawkę.
 Bili Crum miał córkę z żony Kambodżanki  powiedział do Susan i Gu-
ida.  Córka ma teraz trzydzieści cztery lata i podobno utrzymuje dobre stosunki
z Czerwonymi Khmerami. Z tego, co mi powiedział Jens, mogę nawet domnie-
mywać, że do nich przynależy. Wiele czasu spędza w Bangkoku, w Paryżu i naj-
prawdopodobniej w południowo-zachodniej Kambodży. Jens i Sowa polecą dziś
po południu do Bangkoku i spróbują się czegoś o niej dowiedzieć. Ciebie, Su-
san, proszę, abyś znowu pogadała ze swoim ambasadorem. CIA może coś o niej
wiedzieć, a poza tym z pewnością posiada zdjęcia z satelity przelatującego nad
Kambodżą. Myślę, że przydałyby się nam zdjęcia regionu, w którym znajduje się
świątynia. Zaraz dam ci współrzędne.
Susan zadzwoniła do ambasady i umówiła się na spotkanie z ambasadorem za
dwadzieścia minut.
Gdy wyszła, Guido oświadczył:  Sprawa dla mnie jasna. Chodzi o zemstę.
Wszystko obmyślone niesłychanie chytrze, a kobieta wie, że to ty zabiłeś jej ojca.
Trzy czwarte orientalnej krwi. Wszyscy dobrze wiemy, że ludzie Wschodu długo
pamiętają i mają wielką cierpliwość. Kobieta długo czekała i z pewnością jej plany
wobec ciebie nie są przyjazne. Moim zdaniem powinieneś dać nogę. . .
 Wiesz doskonale, że tego nie zrobię. Natomiast muszę przyznać, że ta ko-
bieta dysponuje doskonałą organizacją, która swymi mackami obejmuje pół świa-
ta. Od Kambodży do San Diego. Musi mieć dużo pieniędzy i olbrzymie wpływy.
Nie należę do gatunku ludzi, którzy uciekają przed niebezpieczeństwem i cho-
wają się po mysich dziurach. Zresztą gdybym to nawet spróbował zrobić, ona by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl