[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjazdem, obaj mężczyzni dosiedli koni.
- Jaka to śliczna i miła dziewczyna - powiedział Erling. - Potrzebuje kogoś, kto by ją
wspierał. Wiele myślałem o...
- O czym? - zapytał Móri bardzo ostrożnie, z rezerwą, ale Erling nie zwrócił na to
uwagi. Przepełniała go wola działania.
- Straciłem narzeczoną, ale zastanawiam się, czy los nie postawił na mojej drodze
innej, co najmniej równie pięknej i dobrej.
- Co chcesz, panie, przez to powiedzieć? - zapytał Móri głucho.
- Zastanawiałem się... I nie widzę przeszkód... Dlaczego nie miałbym się ożenić z
Tiril? To wielka osobowość, sam przecież zauważyłeś. O, już idzie, w takim razie możemy
ruszać.
Móri posłał mu ponure spojrzenie, lecz Erling nie zareagował. Uśmiechał się do
dziewczyny biegnÄ…cej ku nim ze swoim psem.
W Bergen dwaj mężczyzni prowadzili bardzo nieprzyjemną rozmowę, słowa padały
niecierpliwe, pełne irytacji.
166
- Gdzie ona jest? Gdzie się ukrywa? - powtarzał starszy z dość rzadką bródką. - Kiedy
już się wydaje, że ją mamy, ona znowu znika bez śladu.
- Magia - mówił młodszy. - Czary.
Kompan posiał mu podejrzliwe spojrzenie.
- Jak tak dalej pójdzie, sam w to uwierzę. W końcu ludzie nie gadają bez przyczyny, a
ostatnio płotek coraz więcej. Mówią, że ktoś rzucił urok na konsula. Musimy ją znalezć,
Georg. %7Å‚eby nie wiem co.
- Ale tych dwoje udało nam się przecież usunąć z drogi.
- To nie ma znaczenia. Rozkaz był, żeby ją załatwić, ona jest najważniejsza.
- Wkrótce ją złapiemy - powiedział młodszy, chcąc pocieszyć kompana.
Ale w skrytości ducha widział sprawy w innym świetle. Zadrżał na myśl, że są
otoczeni przez jakieś siły nieczyste, magię, złe moce, czary. Takich spraw bał się śmiertelnie.
167
ROZDZIAA 21
Kiedy wchodzili do tajemniczej, pełnej grzmotów i rozpalonego żaru kuzni, wybiegł
im naprzeciw wzburzony kowal. Oczy płonęły mu z podniecenia i niepokoju.
- Ach, państwo są poszukiwani przez policję. Wszyscy troje - dudniący głos dobywał
się z potężnej piersi. Mięśnie napinały się pod spoconą skórą przy każdym ruchu.
Troje przybyszów przystanęło w wejściu.
- Naprawdę nas szukają? - zapytał Erling. - Mnie też?
- Też, panie Müller. Ponieważ wczoraj zniknÄ…Å‚ pan z domu konsula razem z panienkÄ…
Tiril. Wójt przychodził tu już osobiście pytać, czy państwa nie widziałem. A pózniej
przylazły znowuż jakieś dwa podejrzane typy i dopytywały się o panienkę.
- Jeden starszy, z kozią bródką? A drugi młodszy?
- Otóż to, tak jak pan mówi! I potem jeszcze raz przyszedł wójt z samym biskupem,
żeby się zapytać o was, mój panie - zwrócił się kowal do Móriego.
- Wiedzieli, jak mam na imię? - przestraszył się Móri.
- Nie, ale z opisu to był pan.
Tiril chciała usłyszeć ten opis...
Móri jednak nie dopuszczał jej do głosu.
- Czy oni Å‚Ä…czyli mnie z osobÄ… panienki Tiril?
- Nie, nie, to dla nich dwie oddzielne sprawy.
- Bardzo dobrze - odetchnął Móri z ulgą.
- Ale wy, panie, musicie natychmiast opuścić nasze miasto - upierał się kowal. -
Wydano rozkaz, żeby was zabić. Każdy posterunkowy, który was zobaczy, ma prawo strzelać
bez uprzedzenia. Za... - kowal ściszył glos. - Za czary, Wasza Wysokość.
O Boże, co on właściwie sobie wyobraża? Myśli, że Móri to Szatan we własnej osobie
czy jak? zastanawiała się Tiril rozbawiona, ale przestraszona.
- Gdyby wolno mi było wam radzić, mój panie, to pewien statek wychodzi wieczorem
w morze.
- Dokąd płynie?
- Będzie zawijał do wielu portów, można wybierać.
- Właśnie takiego statku powinienem unikać, zostanie z pewnością gruntownie
przeszukany.
- Cóż, no to może rybacki kuter, który wypływa na nocny połów?
168
- Czy one pływają daleko?
- Różnie. Niektóre do Szetlandów, do Wysp Owczych, na Islandię albo na Grenlandię.
Inne łowią na południu, a jeszcze inne na wodach tuż przy brzegu.
- A te większe kutry? Czy zawijają do portów w obcych krajach?
- Zdarza się, że tak.
- No to wspaniale! - ucieszył się Móri.
- Ależ, Móri, nie możesz przecież... - zaczęła Tiril, on jednak ujął ukradkiem jej rękę i
mocno uścisnął. Ostrzeżenie, by nie powiedziała za wiele.
Porozmawiali z kowalową i dostali bardzo niedokładny adres w Christianii do kuzynki
znajomego męża handlarki i tak dalej. Mieszkają podobno w nie malowanym domu, trzeba
pójść jedną z wąskich uliczek przy jednym z nabrzeży portowych... Postanowili, że jednak
sami pójdą do tej handlarki ryb. To znaczy mieli to załatwić Erling z Mórim, Tiril natomiast
musiała się ukryć w biurze Erlinga.
- Móri nie może przecież tak sobie chodzić po ulicach - protestowała Tiril. - Przecież
mogą go zastrzelić!
- Będziemy ostrożni - zapewnił Erling. - Ale musi pokazać drogę, a poza tym trzeba
się zająć jego koniem i... Nie, Tiril, nie przeszkadzaj mi, utrudniasz sprawy, które i tak nie są
łatwe! Uzgodniliśmy z Mórim, że dzisiaj ja przenocuję u ciebie. Jutro rano poważnie
zajmiemy się twoimi problemami, porozmawiam z wójtem na temat tych zbirów, którzy na
ciebie napadli.
Tiril bardzo niechętnie poddawała się jego poleceniom. Tyle chciała powiedzieć, serce
krajało jej się z bólu, czuła się bezradna, wiedziała jednak, że powinna milczeć. Od
dzieciństwa uczono ją przecież, że kobieta w towarzystwie milczy . Brutalna zasada,
wymyślona przez mężczyzn, ale co mogła na to poradzić?
Gotowość posłuszeństwa i pokory nie trwała jednak zbyt długo. Kiedy wyszli z kuzni,
dosłownie eksplodowała, wykrzykiwała oskarżenia i protesty. Erling poszedł pierwszy,
została sama z Mórim.
- Nie wolno ci wyjeżdżać z kraju, Móri - zakończyła.
- Ale ja sam tego chcę - uciął. - Mówiłem ci przecież: moje wykształcenie jest
niepełne.
- Tak, wiem, i nie będzie pełne, dopóki nie znajdziesz tej przeklętej książki
oprawionej w czerwoną skórę, wiem. Nie rozumiem tylko, do czego ci ona potrzebna.
- Do bardzo wielu rzeczy - oświadczył.
169
- Ale ja sobie nie dam bez ciebie rady - żaliła się.
Móri jakby nie wiedział, co powiedzieć. W jego mrocznych oczach pojawił się dziwny
cień.
- Masz przecież Erlinga.
- Erlinga? Erling należy do Carli!
- Carla nie żyje, Tiril. Nie możesz wymagać, by on do końca życia był sam.
Na moment przycichła, a potem wyszeptała ledwie dosłyszalnie:
- Biedna Carla.
- Co masz na myśli?
- No, jeśli Erling znajdzie sobie inną narzeczoną...
Móri spojrzał na nią spod oka, jakby się zastanawiał, do jakiego stopnia osoba w jej
wieku może być naiwna.
Już bez protestów Tiril pozwoliła się zamknąć w małym pokoiku przylegającym do
biura Erlinga, potem obaj mężczyzni wyszli, a jej pozostawało czekać i przyglądać się
półkom, na których przechowywano stare dokumenty przewozowe.
Udręczona przeżyciami i zmęczona chorobą wkrótce zasnęła.
Erling i Móri nie zastali handlarki ryb, poszła do miasta, nikt, nie wiedział dokąd.
Dzień miał się ku końcowi. Obaj młodzi ludzie stali na nabrzeżu, ukryci za
narożnikiem portowego magazynu. Daleko po drugiej stronie zatoki majaczył w mroku
przylÄ…dek Nord, za nim, w gÅ‚Ä™bi lÄ…du, znajdowaÅ‚o siÄ™ Laksevåg.
- Twój kuter odpływa już lada moment - powiedział Erling.
- Tak. Uzgodniłem wszystko z szyprem. Zabierze mnie na Wyspy Owcze, a stamtąd
nietrudno dostać się na Islandię. Zaopiekujesz się moim koniem?
(Erling pozwolił mu nareszcie mówić do siebie ty ).
- Oczywiście! Dostanie w stajni najlepsze miejsce.
- Wiem. Dziękuję! I...
- Tiril też się, rzecz jasna, zaopiekuję. Nie zmieniłem zdania i naprawdę chcę się z nią
ożenić.
Móri nie zaraz odpowiedział, jakby szukał właściwych słów.
- Zasłużyła sobie na twoje wsparcie w każdej sytuacji - rzekł w końcu. - To znaczy,
oboje zasługujecie na siebie nawzajem.
- Dzięki ci. Ciebie ona też bardzo lubi, Móri.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]