[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią. Blask księżyca otaczał jego głowę srebrzystą aureolą, jakby zmysłowy, czarny anioł
pojawił się tu, by zwabić ją do piekła. - Czy naprawdę tak właśnie myślisz?
- Wiem o tym.
- Właśnie urodziłaś moje dziecko. Nie jestem brutalem. Nie zamierzałem rzucać się
na ciebie siłą.
Próbowała się uwolnić z jego objęć.
- Oczywiście, że nie, skoro połowa supermodelek z tego miasta stoi w kolejce za
twoimi drzwiami. Jak mogłabym z nimi konkurować? Sam powiedziałeś, że nie możesz
się doczekać, żeby się ze mną rozwieść.
- Och, Boże! - Zacisnął zęby. - Czy wiesz, jak bardzo cię pragnę? I od jak dawna?
Wiesz o tym?
Patrzyła na niego, zdumiona jego wściekłością. Eduardo ściszył głos.
- Pragnę cię już od roku, Callie. Czekałem na ciebie przez rok.
- Nie - szepnęła. - To nieprawda.
Na widok jego oczu przeszył ją dreszcz.
- Mój Boże. Jak możesz o tym nie wiedzieć? Jak to możliwe, że tego nie
zauważyłaś?
Serce na moment przestało jej bić. Oblizała suche usta.
- Ani razu nie próbowałeś mnie dotknąć. Prawie na mnie nie patrzyłeś.
- Byłaś tuż po porodzie. - Wyciągnął rękę i odgarnął długie włosy z jej ramion. -
Spałaś po cztery godziny na dobę. Nie potrzebowałaś kochanka, tylko partnera. Dobrego
ojca.
Wpatrzyła się w niego.
- I byłeś dobrym ojcem - wykrztusiła przez łzy. - Najlepszym, jakiego Marisol
mogłaby sobie życzyć.
Usłyszała jego głębokie westchnienie. Mocniej przycisnął ją do piersi.
- Dziękuję - powiedział cicho.
Wokół nich zimowy krajobraz lśnił w blasku księżyca.
- Naprawdę mnie pragnąłeś?
L R
T
- Próbowałem przestać. Powtarzałem sobie, że tamta noc była bez znaczenia, że
jesteś kłamczuchą zaręczoną z innym mężczyzną i zdradziłaś nas obu. Ale nie mogłem o
tobie zapomnieć, choć bardzo się starałem. Od tamtej nocy nie było w moim życiu
żadnej innej kobiety - powiedział szorstko. - Rozumiesz, co mówię? %7ładnej innej.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Ale przecież minął już cały rok?
- Tak.
- A te zdjęcia z hiszpańską księżniczką?
- Jest piękna - szepnął i potrząsnął głową. - Ale zupełnie mnie nie podniecała.
Azy spłynęły po policzkach Callie i zamarzły na skórze.
- Nie. To nie może być prawda. Nie mogłeś żyć w celibacie przez cały rok z
mojego powodu.
- Nie wierzysz mi? - Powoli postawił ją na ziemi. - W takim razie uwierz w to.
Pochylił głowę, przycisnął Callie do siebie i pocałował jeszcze raz, mocno i
głęboko. Stojąc boso pośrodku ciemnego Parku Centralnego, otoczona śniegiem i
nagimi, zimowymi drzewami, Callie poczuła falę gorąca. Eduardo wzmocnił uścisk,
mrucząc coś po hiszpańsku. Niejasno zdawała sobie sprawę, że lodowaty wiatr smaga ją
po policzkach i rozwiewa pasma ciemnych włosów, ale całe jej ciało płonęło. Po wielu
miesiącach tęsknota w końcu znalazła ujście. Zarzuciła mu ramiona na szyję, tuląc się do
jego mocnego, twardego ciała. Nie docierały do niej odgłosy ruchu ulicznego ani wiatr
gwiżdżący w koronach drzew. Przypłynęły do niej wspomnienia innej zimowej nocy.
Miała wrażenie, że zagubiła się w czasie, jakby jakimś sposobem udało jej się wrócić do
najwspanialszej nocy, jaką przeżyła w całym swoim życiu.
Eduardo oderwał się od niej i gwałtownie wciągnął oddech, a potem wyjął telefon
z kieszeni spodni i wybrał numer.
- Sanchez, czekaj na rogu - rzucił, nie odrywając wzroku od twarzy Callie.
Schował telefon do kieszeni i wziął ją na ręce.
- Nie musisz mnie nieść - szepnęła. - Nie jest mi zimno.
L R
T
Nie zważając na jej słowa, poszedł przed siebie, niosąc ją bez żadnego wysiłku. Po
drodze zatrzymał się i zabrał jej buty porzucone na ścieżce. Dopiero na skraju parku
postawił ją na chodniku. Zciągnął frak i narzucił na jej nagie ramiona.
- Dziękuję - szepnęła, drżąc na całym ciele, choć w dalszym ciągu nie czuła zimna.
- Nigdy mi nie dziękuj - odrzekł głębokim głosem. - Chcę się o ciebie troszczyć.
Skinęła głową i serce zaczęło bić jej mocniej. Z nieba sypały się gęsto płatki
śniegu.
- Callie - szepnął Eduardo. - Wiesz, co zrobię, kiedy wrócimy do domu.
Zakręciło jej się w głowie. Pragnął jej, a ona pragnęła jego, ale ich małżeństwo
miało się skończyć za kilka godzin. Za kilka godzin miała być wolna. Naraz jednak
wolność od Eduarda wydała jej się śmiercią. Otoczyła go ramionami, przytuliła policzek
do białej koszuli i przymknęła oczy, słuchając bicia jego serca. Płatki śniegu spadały na
jej włosy.
- Samochód już tu jest.
Otworzyła oczy i pozwoliła się poprowadzić do limuzyny. Gdy Sanchez ruszył,
Eduardo odwrócił się do niej i nie zważając na obecność szofera, pochylił głowę nad jej
twarzą. W ostatniej chwili odwróciła się od niego.
- Nie mogę.
- Dlaczego nie możesz? - zapytał ochryple. - Dlatego, że kochasz kogoś innego?
- Boję się - przyznała szczerze.
Zamrugał ze zdziwienia.
- Boisz się?
Boję się, że moje serce rozpadnie się na kawałki, których już nigdy nie uda mi się
posklejać, pomyślała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]