[ Pobierz całość w formacie PDF ]
księdze przeznaczeń, jak mówią mahometanie.
%7ływe Srebro, który, dzięki pobłażaniu naszych przy jaciół, zaledwie już tylko przez
połowę żałował swego pobytu na pokładzie, spuścił głowę i nie odpowiedział ani
słowa, ale skoro p. Pinson odszedł, aby zająć poprzednie miejsce, chłopiec wykonał zaraz swój
ulubiony skok, który należał do objawów najżywszej jego radości.
P. Boisjoli, widząc swego przyjaciela smutnym i milczącym, melancholicznym i
szukającym samotności, zbliżył się doń i zaproponował mu partyą bezika.
Dziękuję odrzekł inżenier. Nie mam teraz głowy do gry.
I aż do chwili pogaszenia świateł na okręcie, to jest do godziny dziesiątej, mówił o
smutnym zawodzie, jako o najcięższej przeciwności w życiu. Nazajutrz, zaraz po przebudzeniu
się, pobiegł na pokład i począł na- nowo rozglądać widnokrąg, przecierając oczy i mówiąc do
zbliżającego się chłopca:
Gzy widzisz co w oddali?
Widzę to samo co wczoraj, to jest wierzchołek masztu.
Zapytaj natychmiast, co to znaczy.
Majtek z bocianiego gniazda odparł, wypełniwszy zlecenie, chłojnec powiada że
maszt należy do statku, któryśmy wczoraj widzieli, a który teraz zbliża się ku nam.
Gdyby p. Pinson umiał wykonać salto mortale,tt . najniezawodniej wykonałby je,
usłyszawszy tę dobrą wiadomość.
Brawo! zawołał, wznosząc wysoko zdjętą czapkę, z wyrazem najwyższego
zadowolenia. Poproś tu natychmiast pana Boisjoli, chłopcze; według wszelkiego
prawdopodobieństwa, już tylko przez krótki przeciąg czasu gościć będziemy na pokładzie
Ganady.
%7ływe Srebro oddalił się... wolnym krokiem, spodziewając się zapewne, że jego opieszałość
pod tym względem opózni i bieg nadpływającego okrętu.
Szkoda, wielka szkoda!... mruczał z niezadowoleniem.
P. Pinson, ujrzawszy nadchodzącego przyjaciela, uściskał go i wypowiedział swTą
nadzieję.
Raduję się za ciebie, kochany Pinson odrzekł p. Boisjoli chociaż z drugiej strony
przybycie spodziewanego statku wcale mnie nie ucieszy. Już zrobiłeś taki kawał drogi i
mógłbyś ujrzeć Amerykę.
To jest, mój przyjacielu, obaczyłbym ją, wbrew woli, pomimo chęci.
Toby nam pozwoliło spędzić parę tygodni razem.
Prawda, ale potem nastąpiłoby znów rozłączenie. Wolę go nie odwłóczyć...
Jesteśmy już prawie w połowie drogi, Pinson. Jeszcze tylko sześć dni, a mógłbyś
widzieć Nowy-York, Niagarę..
Przy podobnem rozumowaniu, mój Boisjoli, mógłbym zajechać na koniec świata. Za
sześć dni mogę być w Nowym-Yorku, gdzie nie mam żadnego interesu, ale za pięć dni
powinienem być na ulicy Nollet, a ja głosuję za ulicą Nollet.
Morze było spokojne; dwa okręty, płynące naprzeciw siebie, najdalej za dwie godziny
powinny były spotkać się ze sobą. Wszyscy pasażerowie Canady wylegli na przedni pomost. P.
Pinson rozpromieniony ściskał jednych za ręce, kłaniał się drugim, żegnał wszystkich
zawczasu, ponieważ kapitan wznowił daną mu obietnicę,
że go przesadzi na pokład nadpływającego okrętu, który nasz inżenier uważał za posłańca
Opatrzności.
Zdaje rai się że pan będziesz moim gościem aż do Nowego-Yorku rzekł po chwili
komendant, który z lunetą w ręku rozpatrywał widnokrąg. To co widzę, każe mi wnosić iż
zbliżający się statek jest okrętem wojennym.
Okrętem wojennym! powtórzył p. Pinson. Czy pan sądzisz że na jego pokładzie
zabraknie miejsca dla mnie?
Okręty wojenne rzekł %7ływe Srebro, tłu mecząc słowa kapitana nie przyjmują
podróżnych. Przepisy morskie zabraniają im tego.
P. Pinson opuścił ręce:
Znowu przepisy morskie! zawołał z rozpaczą. Dokądże u licha te przeklęte
przepisy będą nas udręczać!? Przecież nie jesteśmy marynarzami, tylko spokojnymi
obywatelami, co nam więc do tych mądrych przepisów! One to zatrzymały nas na pokładzie
Canady, pomimo naszej woli. i one zawsze nie pozwalają nam go porzucić, chociaż trafia się
potemu wyborna sposobność. O! tego już nadto!
Uspokuj się, przyjacielu rzekł p. Boisjoli.
Mówisz jak ci wygodniej. Jakże ja się mam uspokoić, jak? Zkąd u licha wziąść
zimną krew w podobnym wypadku? Hej, %7łyAve Srebro, proś kapitana, niechaj spyta, niech
spróbuje..! przecież to nic go nie będzie kosztować. Komendant zbliżającego się statku, jesf.
zapewne człowiekiem zacnym... ja mu wyjaśnię wszystko. Chodzi tu o nasze losy... tego
lekceważyć
nie można. Spytaj także, do jakiej narodowości należy ten okręt.
Kapitan powiada, że jest to statek wojennny amerykański.
Tem lepiej, tem lepiej! prawił gorączkowo p. Pinson. Amerykanie są ludem
dzielnym, szlachetnym, kochają wolność, nie będzie więc trudno im wytłumaczyć... Co mówi
na to kapitan?
On twierdzi odparł chłopiec że zatrzymywać się, byłoby to tracić napróżno drogi
czas. Radzi panu mieć cierpliwość.
P. Pinson żałował tem silniej niż kiedykolwiek, że nie mówi po angielsku. Był pewnym że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]