[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powstańczego dowództwa. Zmiany zresztą nie były wielkie.
Na bufecie obok nieczynnej maszyny do gorących zakąsek ustawiono
pięciolampowy aparat radiowy - dar pana Aniołka. Na jednym ze stolików stanął
zarekwirowany w sąsiedniej fabryce makaronu underwood. Umeblowanie uzupełniło
kilka rozłożonych na podłodze gumowych, pneumatycznych materaców, zabranych
gdzieś Niemcom.
Gdy wszystko już było gotowe, nastąpiła przeprowadzka szefostwa pododcinka.
Przyszedł dowódca kapitan Gozdawa z adiutantem, gęsiego nadciągnęły za nimi
łączniczki i sanitariuszki.
Zainstalowawszy się w nowym lokalu, kapitan zwołał natychmiast na odprawę
oficerów-dowódców poszczególnych barykad. W skąpych słowach omówiono taktykę
działania na nadchodzącą noc i dzień następny.
Specjalną troską otaczał dowódca barykadę przy Kapucynach na Miodowej. Silna
była, ale też ważna niezmiernie, na nią szły najuporczywsze ataki Niemców z
Krakowskiego, spod Bernardynów.
Ale na razie panował spokój. Szary zmierzch spowijał Starówkę dobroczynnym
welonem, niosącym wytchnienie. O zmroku uciszał się ogień artylerii... milkły
karabiny. Tylko od czasu do czasu gdzieś w górze o szczyty domów klaskały jakieś
zbłąkane, nie wiadomo przez kogo wystrzelone kule.
Było parno. Na Zapiecek wylegli liczni jego mieszkańcy. Dzieciaki baraszkowały na
trotuarach. Pod bramami stały sąsiadki rozprawiając o niezwykłych wypadkach
ostatnich dni. Przechadzali się dumnie uzbrojeni powstańcy.
Pan Konfiteor wystawił przed Wieczny Odpoczynek kilka krzeseł, na których
zasiadł z panem Aniołkiem, Maniusiem Kitajcem i inwalidą Zmieciuszką, bo właśnie
nadciągnął, kłócąc się po drodze zawzięcie z nieodłączną swoją wspólniczką panią
Rympalską. We framudze wystawy przycupnęli Stasiek i Szmaja. Rozmawiano
oczywiście o powstaniu.
Pan Aniołek dowodził niezbicie, że Starówka jest najbezpieczniejszym miejscem w
całej Warszawie.
89
- Tu będzie najspokojniej - na boku się znajdujem. Niemcy troszkie, rzecz jasna,
muszą nas artylerią macać, żeby tutejszych chłopaków krótko trzymać, ale cały odwrót
poleci przez Krakowskie, Królewskie, %7łelazne Bramę i Chłodne ulice, do Wolskiej
szosy, do faterlandu.
Na razie Niemcy jeszcze brykają, ale niech jem bolszewiki fest przygrzeją od
Zwidra, pójdą takiem galopem, że portki będą gubić. Wtenczas, po mojemu, trzeba na
nich skoczyć z bocznych ulic i nie puszczać łobuzów do mamy. Grzać, czem padnie,
łeb nie łeb, odbierać armaty, tanki i co się da.
- Znać, panie Aniołek, żeś pan wojnę widział na landszafcie za szkłem w charakterze
Bitwy pod Gronwaldem - wtrącił ironicznie pan Zmieciuszką.
- A o wiele nawet tak, no to co? Krzyżaki takie same szkopy, tylko w komżach.
- Masz pan rację, ale się troszkie wojenna moda zmieniła. Dzisiej król Jagiełło za
frajera by się został, bo w obecnem czasie nie wystarczy najbliższe rodzinę oraz
troszkie znajomych na ogiery powsadzać i kazać jem szablamy machać. Naparzać się
trzeba strategicznie. Jakbyś pan szkopów zaczął od Kiercelaka zajmować, drugie od
Powązek z tyłu w kuchnie by panu szanownemu zasunęli.
- Nie bój się pan, na tych drugich już się szykują z europlanamy Anglicy i
Amerykany.
- Daj Boże. Ale zaczem to nastąpi, musiem być przygotowane, że Niemcy mogą tu
do nas na Starówkie mieć interes.
- To co, radzisz pan siedzieć cicho i zostawić ich w spokoju?
- Tego nie mówię, za długo już nam szurali i musiało dojść do sprzeczki. Ale jak już
jest nieporozumienie, trzeba w niem wziąć udział, ale nie wolno się czarować, że tu czy
tam bezpiecznie. Jeżeli o wiele o mnie chodzi, jako stary frontowiec na cekaemy,
zameldowałem się już w dowództwie i czekam na przyjęcie w stan.
Pan Aniołek uściskał serdecznie inwalidę. Pan Konfiteor zaś chrząknął i oświadczył
z zażenowaniem, że z powodu reumatyzmu nie może wziąć udziału w walce, ale tym
niemniej stawia do dyspozycji swój warsztat i magazyn z żałobnem towarem, który
niestety prawdopodobnie bardzo się przyda.
Maniuś Kitajec, słysząc to, medytował chwilę, po czym mrugnął na Piskorszczaków
i wszyscy trzej zniknęli w drzwiach Cafe Pod Minogą .
Wyszli stamtąd po pewnym czasie z biało-czerwonymi opaskami, na których
czerniły się litery WP.
Restaurator poszeptał na boku z trumniarzem, po czym w serdecznych słowach
zaprosił wszystkich obecnych do siebie na górę, na skromną przekąskę. Ulica powoli
pustoszała i cichła, tylko od Rynku dolatywał chóralny śpiew młodych głosów:
Twierdzą nam będzie każdy próg... Tak nam dopomóż Bóg...
To oddziały powstańcze rozchodziły się po wieczornym apelu na barykady.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]